- Zdążysz przed końcem zimy?
- Nie wiem.
Zima wydaje się niekończąca ze swoim śniegiem i lodem i minusami w temperaturze, ale koc, bo robię na drutach koc, również wydaje się być nieustający. Najlepszy do takiego koca byłby Proust, którego Poszukiwanie trwa i trwa przez siedem grubych tomów drobną czcionką, ale takie trio - zima i koc i Proust - mają z pewnością moc zatrzymywania czasu, a że trochę głupio zatrzymać czas w zimie i ciemności, więc żeby mieć choćby minimalne złudzenie mijania długich ciemnych nocy i szybkiego marszu ku wiośnie i słońcu, najlepiej czytać coś à la. Jeszcze lepiej jeżeli à la jest w ilości czternastu sztuk i nadaje się do jedzenia.
Jeżeli więc mamy dużo wolnego czasu, ale w lwiej części przeznaczyliśmy go na dzierganie koca i chwilowo nie starcza nam na Prousta, Homera czy nawet na Kafkę (o ile nie chcemy czytać w pracy, a tego nie chcemy, to znaczy może nawet chcielibyśmy, ale nie bardzo wypada), najlepiej sięgnąć po "Zupę Franza Kafki" Marka Cricka, a on nam szybko i przyjemnie przypomni te frazy, ten rytm, ten klimat i te okoliczności przyrody. I doda humoru, bo bez humoru nie ma dobrego pastiszu, a pastisze Cricka są bardzo dobre i niech nas nie zwiedzie fakt, że okładkowa zupa jest z puszki. Tak naprawdę jest z pasty miso, tofu, czterech pieczarek i kilku listków suszonych alg.
Nie dosyć bowiem, że mamy tu pastisz, to jeszcze w formie przepisu kulinarnego jako bonus.
Jak się okazuje przepisowi nie przeszkadza mocne światło, upał, liczne owady i różne fizjologiczne czynności (Marquez Garcia oczywiście), dygotanie, tortury i upadki (markiz de Sade), dysputy z sąsiadką, przechadzki czy deliberowanie o wyższości herbaty nad kawą (Jane Austen), ani nawet łyskacz i papieros z karaluchem (Raymond Chandler).
Oczywiście znajomość przedrzeźnianych autorów podnosi w nas poziom rozbawienia i wzmaga chichoty, ale nie jest konieczna - i tak po przeczytaniu całej tej historii literatury, czujemy się tak, jakbyśmy ich znali.
"Wszechwładny Agamemnon zjawia się nareszcie,
Kroi obie cebule. Łzami zaszły oczy,
Płyną wnet jak ten strumień co ze skał się toczy.
Rozsierdził się król wielce - co i nie dziwota;
Wszak nie przystoi królom tak nędzna robota.
Achilles usiekł czosnek; i w kociołku czystym
Prażył go wraz z cebulą na kolor złocisty.
Dodał też pomidory, liść lauru, jarzyny,
Przecier; na małym ogniu grzał go ćwierć godziny."
Zupa Franza Kafki, Mark Crick
I tak mogłabym aż do końca, ale nie chcę, żeby mnie świt zastał, więc tylko zerkam na obrazek (obrazki w Zupie też są ładne):
Pstrykam zdjęcie płatkom śniegu na wystającym spod kurtki sweterku (uwielbiam widok tej konfrontacji wełny z zimą, szkoda tylko, że ta nadzwyczaj ciepła włochatość jest tak gryząca):
I rzucam okiem na pracowicie szyty patchwork, który może nie jest idealnie równy, ale jestem dumna, że tak praktycznie wykorzystałam górę przeznaczonych na śmietnik dżinsów:
Narzuta w miarę powiększania wymusza doskonalenie technik szycia i cięcia - okazuje się, że krzywe w małym jest mało widoczne, natomiast w dużym krzywe jest bardzo, bardzo, bardzo krzywe. No ale może dam radę do końca tapczanu.
I to w wszystko w środę, w czas czytania i dziergania z Maknetą, czas zupy i czas koca. Idę zajrzeć co u was.
Dziękuję za odwiedziny i za przemiłe komentarze, dobrego dnia!
Zaglądam tutaj od jakiegoś czasu, zwłaszcza w środy, z przyjemnością zaczytując się w Twoich opowieściach o książkach. Tak pięknie o nich piszesz, że nawet kiedy sama książka w swej tematyce nie jest mi bliska, to i tak z przyjemnością o niej poczytam. Tym razem zachęciłaś mnie do lektury "Zupy"- poszukam jej w mojej bibliotece. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło i dziękuję! :)
UsuńZupa w zimną porę podana z łyżką humoru i doprawiona słynnymi imionami. A do tego jeszcze rosnący w długość i szerokość ciepły koc. Niemożliwie zostać na to obojętnym. Ale... szczęka mi dosłownie odpadła, kiedy zobaczyłam powstająca narzutę. A więc i w tej dziedzinie jesteś na swoim miejscu. Kiedyś, bo tobyło z 30 lat temu, kiedy nie było w sklepach dziecięcych ubranek, z mężowskich i sąsiedzkich dżinsów uszyłam dla syna kurteczkę, w której podszewką była flanelowa pieluszka. Ale teraz, to nawet na krótko nie chcę siadać przy maszynie. Czekam na końcowy wynik. Ale myślę,że jak i koc, tak i narzutę dzieci Ci zabiorą. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję, dziękuję! Ja też w czasach kryzysowych szyłam dzieciom (nawet sobie też), ale mistrzynią igły nie byłam nigdy i w sumie nie przepadam za szyciem, brak mi cierpliwości na wykończenie. Ale ten paczwork jest w miarę prosty (o ile nie ma być artystyczny, ale mój nie będzie). Cieszę się, że Ci się podoba. :) Pozdrawiam!
Usuń"Zupa..." wydaje się być apetyczna, trzeba ją dorzucić do listy "do przeczytania". Patchworkowa narzuta rewelacyjna. U mnie Proust przeminął z wiatrem.
OdpowiedzUsuńDziękuję! Ostrzegam, ze Proust ma tendencję do powrotów. :D
UsuńNajpierw przeczytałem "Czas zupy i czas KACA", a potem poszedłem po okulary:) Dziękuję za kolejną lekturę. Pratchett`a już mam, więc czas na kulinaria:)
OdpowiedzUsuńW sumie lepiej się wymawia, a tematycznie też pasuje, zwłaszcza do ogórkowej albo barszczyków. Proszę bardzo, ale ja już zaczynam się niepokoić, jak się nie będzie podobać? Obrzucicie mnie tą zgniłą spyżą i pomidorami z okładkowej zupy. :)
UsuńŚwietny post. Bardzo przyjemnie, lekko i z humorem zachęciłaś mnie po typ literatury mi obcy, aż muszę spróbować znaleźć książkę na sklepowej półce w trakcie kolejnego pobytu w domu. Podziwiam szycie narzuty z kawałów. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuń"Zupę..." to bym sobie zjadła :) Podoba mi się patchwork. Teraz można kupić takie drukowane, ale wiadomo, że to nie to. Jak widzę, talenta masz przeróżne :)
OdpowiedzUsuńU mnie też czas zupy i koca, bo cały tydzień gotuję różne zupy a pod kocem siedzę nieustannie, dziergając swetry. *^v^*
OdpowiedzUsuńJeśli nie zdążysz skończyć tego koca przed tą zimą, to na pewno przyda się już w okolicach listopada, przecież się nie zmarnuje! A lektura bardzo smakowita, lubię kiedy w książkach są przepisy, od razu smakowiciej się je czyta! ^^*~~