"Krótki pobyt nad jeziorem uświadomił mu także, że piękno, którego się spodziewał i szukał we Włoszech, nie znosi pośpiechu, omija umysły zmęczone. Dzieła sztuki wymagają skupienia, zachwytu nie można zaplanować, wpisać do kalendarza pod uprzednio wybraną datą. Rozczarowanie i znużenie spada najczęściej na niecierpliwych wędrowców."
Droga do Sieny, Marek Zagańczyk
Po lekkim rozczarowaniu Dario Castagno i jego Amerykanami, nabrałam chęci na prawdziwe Włochy. Na takie Włochy, jakie sobie wyobrażam - z najpiękniejszym ponoć światłem w Europie, z freskami, z kulturą, z winem. I z jeziorem, nad którym można sobie posiedzieć i wpaść w zachwyt ogólny. Szczęśliwie ostatnio kupiłam nieco kompulsywnie dwie książeczki Marka Zagańczyka z włoskimi szkicami (szkice są literackie oczywiście). No i właśnie "Droga do Sieny" okazała się być w sam raz na moje potrzeby i oczekiwania (jednak nie można się potępiać za lekko niekontrolowane zakupy, o ile tylko mieścimy się w miesięcznych zarobkach i o ile pod koniec miesiąca dalej stać nas na dżem do chleba, bo takie zakupy tyle nam potrafią przynieść niespodziewanej radości).
"Podziwiam tych, którzy wędrują daleko i jadą na długo, tak jakby świat wycofał swoje żądania i dał im bilet nieograniczony w czasie, bez konieczności potwierdzania miejsca pobytu. Zazdroszczę im życia bez zobowiązań; możliwości podróży, gdzie oczy poniosą, bez celu, terminów i dokładnie wytyczonej marszruty."
Droga do Sieny, Marek Zagańczyk
Tak więc sobie wędrowałam przez Włochy, przez obrazy i przez lektury. Bo wszystkiego jest w tej książce dużo. Dużo też jest czasu, więc wędrowanie staje się bardzo niespieszne, co jest najlepszym sposobem wędrowania.
"Trudno zapomnieć opis mieszkania Pawła Hertza przy Nowym Świecie, z chomiczym korytarzem zastawionym książkami, „z rzędami kompendiów, słowników, wzdłuż ścian; starannie dobranymi meblami, konserwowanymi miłośnie, biurkiem i sekretarzykiem z wybranymi zdjęciami, nowoczesnymi aparatami do słuchania muzyki, miejscem do pracy i fotelem godnym Tomasza Manna albo Anatola France’a. Mieszkanie było dziełem długiej i cierpliwej, jak każda sztuka, pracy. Kryło w sobie tajemnicę przemiany"
„Lubił malować krajobrazy – pisze Vasari – wprost z natury, tak jak się one przedstawiały. Stąd widzi się w jego obrazach rzeki, mosty, kamienie, rośliny, owoce, drogi, pola, miasta, zamki, piaski i inne podobne szczegóły”.
"Obraz tej ziemi niezależnie od pogody zadziwia swym naturalnym pięknem. Wydaje się odwieczny i niezmienny, choć w większości pozostaje dziełem człowieka, sadzącego krzewy winorośli, rozpinającego wzdłuż drogi kręte nici cyprysów. Najwspanialsze widoki toskańskie powtarzają pejzaże znane z renesansowych fresków. Tworzą ruchomą galerię wypełnianą obrazami zapamiętanymi w podróży"
Niespieszne wędrowanie można również przenieść w dziedziny dziergania. Moja droga do Sieny przez koc dobiega końca, pozostaje jedynie obrzucić szydełkiem brzegi, dorobić może chwościki (mam ogromną ochotę mieć koc z chwościkami) i już będę przygotowana na jesienne szarugi z chłodami.
Równie starannie jak koc powinno się wybrać odpowiednią lekturę. A ponieważ mój syn niedawno wrócił z kraju, w którym wszystko jest na pierwszy rzut oka normalne i cywilizowane, a na drugi rzut nie za bardzo, bo przecież nie na każdym lotnisku spotyka nas taki widok:
Nic dziwnego, że mnie również się udzielił trollowy nastrój i mam śniadanie z Migotką, pracę z Małą Mi, a kolację z mamą Muminka. Bardzo już dawno nie byłam w Dolinie, więc raczej nie mam wyboru - moja najbliższa lektura jest raczej oczywista. :)
Dziękuję bardzo za odwiedziny, komentarze i życzę dobrego dnia i dobrego wędrowania! :)
Dobrego wieczoru Czajko :) BDB
OdpowiedzUsuńDziękuję! :)
UsuńAlbo biały ser! *^V^* (Chociaż na masło to już może niekoniecznie, przy obecnych cenach!..... ><) Poza tym, dwie książeczki to jeszcze nie takie wielkie zakupy, inaczej by było, jakbyś włóczki nakupiła kilka kilo... ^^*~~
OdpowiedzUsuńZgadzam się z autorem, że zachwyty to tylko powoli, żeby posmakować każde miejsce. I to nie tylko dzieła sztuki wymagają tego skupienia, codzienne dzieła rąk ludzkich także, tego nauczyłam się przez kolejne pobyty w Japonii, że warto iść powoli przez miasto i skupiać się na każdym szczególe, wtedy będziemy mieli lepszy obraz całości - miejsca, kultury, ludzi.
A wiesz, że mnie też ostatnio ciągnie do Muminków! ^^*~~ Kupię (ponownie, bo pierwszy egzemplarz z dzieciństwa zaginął) moją ulubioną część "Dolina Muminków w listopadzie" i poczytam pod kocem i kotem.
Zdjęcie miałam z początku miesiąca - widać i dżem i masło - na bogato. :) Kilka nie było, ale ponad kilo, niestety. Trochę się zrujnowałam w tę jesień.
UsuńTo prawda, czasem nawet lepiej czegoś nie widzieć, zęby coś innego zobaczyć w szczegółach, albo się po prostu podelektować. :)
Muminki dobre na listopad. Zresztą, zawsze są dobre. Pozdrawiam!
Właśnie sobie pomyślałem (dzięki Tobie!), że skoro dzień stał się tak plugawie krótki, wrócę do dawnych lektur. I zacznę od Muminków! gŁoś tego nie zna, foniatra stwierdził, że jest OK, więc nic nie stoi na przeszkodzie, by poczytać na głos "Zimę w Dolinie ..." :)))
OdpowiedzUsuńO, Muminki na głos są bardzo prześliczne (w odróżnieniu od Kubusia, który na głos jest okropnie trudny i najlepiej być Gajosem, żeby go czytać). Moje Muminki się rozpadły ze starości (albo raczej z bylejakości) i z tego wszystkiego kupiłam sobie nowe. :)
UsuńPS. Ale dlaczego nie po kolei? Fajniej jest po kolei. :)
Po kolei były "Dzieci z Bullerbyn". Też fajne (polecam filmy!) :)
UsuńJak to po kolei? Dzieci były jedne przecież. Idę szukać filmów. W ogóle nie oglądałam chyba. :)
UsuńAle w tych nieśpiesznych wedrówkach przez "Włochy , obrazy i lektury" jakoś potrafiłaś jednocześnie "wyłozyć" sobie drogę w postaci pledu. I chyba przez to, że jest wielokolorowy zyskuje na uroku. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBardzo uzależniający był ten pled. Nie mogłam mu się oprzeć. Postaram się zrobić mu lepsze zdjęcie, bo te kolory nikną bez światła. Kolorowy musiał być, bo chciałam wykorzystać całą bawełnę - prawie się udało. Pozdrawiam! :)
UsuńŚwietne te kubki :))) Uwielbiam Muminki i jakoś nigdy z nich nie wyrosłam :))) Odpowiednia rozbieżność w wieku dzieci sprawiła, że wciąż jestem na etapie, niestety tylko w tak zwanym międzyczasie dałam książki bratu, dla jego dzieci...i nie wróciły...chyba trzeba kupić nowe...
OdpowiedzUsuńFajny ten pled do Sienny
Kubusia w wykonaniu Gajosa bardzo lubię, ale moje dziecko domaga się osobistego maminego czytania...może nie jest ze mną tak źle?
To prawda. :) Bo z Muminków się nie wyrasta - dorasta się do ich różnych warstw i poziomów. :)) Ja dzisiaj odebrałam swoje - w dwóch tomach. I o ile zawsze bronię się przed kupowaniem drugich egzemplarzy, to w tym przypadku jestem zachwycona - wszystko razem, szyte, duże ilustracje. Jedyny minus to waga (ciężkie trochę są), ale jakiś jeden minus musi przecież być. :)
UsuńPewnie nie. :D Dawno, dawno temu,, kiedy jeszcze audiobooki nie były takie popularne, wpadłam na pomysł i sobie nagrałam kilka. Okropna jakość i szumy, ale o ile z reguły mi się czytało dobrze, to właśnie Kubusia nie bardzo, nie wiem czemu, może nie byłam w formie? :))
Dzisiaj miałam piękny poranek. Zatopiłam się w zaległościach twojego blogu i czytałam i czytałam. Jak miło znowu cię czytać i oglądać.
OdpowiedzUsuńJak szybko skończyłaś pled! Bardzo. Dopiero napisałam komentarz pod poprzednim postem, a tu widzę ogrom pracy już skończony, albo prawie. Bardzo ładne kolory wyszły.
Pozdrawiam bardzo ciepło, choć dzisiaj u nas o 5 stopni mniej. Jakoś tego nie czuję:)))
Cieszę się bardzo, że Ci umilałam czas. :)
UsuńPled skończony, jeszcze mam chęć dorobić do niego chwościki, ale bez chwościków też działa - można się przykryć. :) Trochę to było wyzwanie, bo druty nr 4, ale się udało (z przerwą na sweter).
Pozdrawiam mgliście nieco i chłodnawo. :))
A ja mam t-shirt z Małą Mi :-) Choć fanką Muminków nie jestem. Pod takim kocem, jaki zrobiłaś, nawet zima stulecia niestraszna. Pozdrawiam serdecznie :-)
OdpowiedzUsuńNamawiam w Dolinę - naprawdę jest idealna na jesień i zimę. A Mała Mi uwielbiała spać w wełnianych motkach. :) Dziękuję i pozdrawiam!
Usuń