niedziela, 8 lipca 2018

Dnie pod palcami



"Prawdziwą namiętnością pozostaje podróż: nieustanna i labiryntowa jak opowiadanie. Codziennie kupcy sprzedają swoje towary, otwierają sklepy, kupują cieszące się uznaniem towary w odległych krajach, ruszają w drogę, przemierzają gościńce i okolice, jak gdyby powierzchnia ziemi była kawałkiem delikatnej materii, zwijającej się wokół kija. Dni następują po nocach, noce po dniach, a oni wędrują bez przerwy. Ileż widzą krajów, ile dróg przemierzają przy każdej pogodzie, ileż kroków stawiają, ileż towarów do kupienia, sprzedania, wymiany... Czeka na nich morze: spokój, kiedy fale toczą się łagodnie, jak przewracane strony książki, krzyk i wściekłość burzy; ocean rozszerza się na horyzoncie i nie widać odległego lądu.
Podróż nie ma końca, od morza do morza, od jednego kontynentu do drugiego, od wyspy do wyspy, od portu do portu."
Światło nocy Wielkie mity w historii ludzkości, Pietro Citati






Jak ja lubię być w podróży. Droga rozwija się przede mną, za oknami migają drzewa, to dalekie to bliskie, chmury wysoko albo nisko, słońce czy deszcz. Nie ma tego, skąd wyjechałam i nie ma jeszcze tego, do czego jadę, jestem jakby zawieszona w drodze, wśród tych drzew i pól i nie szkoda mi niczego zostawiać, nawet jeśli to urlop, bo nie boję jechać dalej, nawet jeśli to praca.
Tymczasem jest wolność i szorstkie liście drzew, które chciałoby się pogłaskać.

Doświadczenie jednak uczy, że każda podróż ma swój początek i koniec, a zanim był początek, siedziałam wśród beskidzkich gór zalesionych i czytałam o wielkich mitach ludzkości.
Z tego samego doświadczenia wynika, że książki są różne - ciekawe lub mniej, mądre, śmieszne, pełne przygód, pełne muzyki i piękna, są takie, które trzeba przeczytać, są i takie, które niekoniecznie. Czytam już od ponad pół wieku i wiem czego mniej więcej się spodziewać, jednak nie spodziewałam się czegoś takiego. Od pierwszej strony arabeski, kolory, błyski, wszystko mieni się i skrzy, wszystko kusi i wabi, olśniewa. Czytałam w lekkim oszołomieniu i wydawało mi się, jakbym w ogóle do tej pory nic nie czytała, a nawet jeśli cokolwiek czytałam, to nic nie przeżyłam, niczym się nie zachwyciłam i nie wysnułam żadnej refleksji.

Czytałam i wydawało mi się, że nie jest się czytelnikiem, jeżeli nie czyta się książek tak, jak czytał Pietro Citati. Oczywiście jest w tym nieco egzaltacji, nieco przesady, ale Citati jest w tej swojej egzaltacji tak prawdziwy i autentyczny, nie przekracza przy tym w żadnym razie dobrego smaku. Zresztą, czy skrzynia pełna diamentów, rubinów, szmaragdów, pereł, nefrytów, może być egzaltowana? Raczej nie, może nas onieśmielić, lekko oślepić, ale koniec końców przyjemna jest i powabna. Chciałoby się natychmiast rzucić się do źródeł z tymi skarbami i nie zawahałabym się nawet przed trzema tysiącami stron średniowiecznej powieści chińskiej, która w opisie mieniła się tylu kolorami, emocjami i urokami natury oraz chińskich ogrodów dworskich, że tylko jej trudna dostępność mnie powstrzymała przed kupnem.

Poza Chinami mamy tu Scytów, leżących teraz w swoich wysokich kurhanach pośród "dzikich tulipanów, żółtych i fioletowych irysów, maków, jaskrów, hiacyntów w barwie purpury", mamy Mykeny z ich królem, Odyseusza i Kirke, Ucztę Platona, św. Pawła i Augustyna, baśnie tysiąca i jednej nocy, Meksyk, Mozarta, nieskończoność według Leopardiego i Montaigne'a.


Citati poprzez swój opis językiem tak żywym i tak nowoczesnym wyciąga te wszystkie zamierzchłe mity spod kurzu i piasku, stawia je tu i teraz plastyczne i bardziej rzeczywiste niż nasza rzeczywistość. Stają się więc idee, religie, cywilizacje, przepiórki, rzeźby, kwiaty, liście i płatki śniegu.

"można było oglądać sklepiki zielarzy ze wszystkimi korzeniami i ziołami leczniczymi z Ameryki; zakłady balwierzy, małe zajazdy, gospody na świeżym powietrzu, gdzie kobiety podawały pasztety mięsne i ciastka z miodem, filiżanki czekolady pachnącej wanilią i sfermentowany sok z aloesu. Trochę dalej, na ulicy rzemieślników, wytwarzających przedmioty z piór, stolica ujawniała, że jest domeną zwiewności. Kupcy przywozili z Południa zielone pióra złocone guetzala, niebiesko-turkusowe xiuhtotola, czerwone i żółte pióra papug. We wnętrzu sklepu albo na zewnątrz, na oczach zdumionych Hiszpanów, rzemieślnicy robili motyla, zwierzę, kwiat, rośliny i skały albo wielką, paradną zbroję, taką, jaką Montezuma ofiarował Cortezowi. Chwytali pióra cienkimi szczypcami i przyczepiali je do płótna, pokrytego kleistą mazią, łączyli wszystkie części na miedzianej blasze i spłaszczali powierzchnię do tego stopnia, że zdawała się pokryta rysunkami pędzlem"

"Dawno temu przyjaciel powiedział mi, że zna tylko jeden sposób czytania Monteigne'a. Czytał go latem. Każdego popołudnia brał do ręki stare wydanie w trzech tomach(...); siadał pod sosną albo lipą, w pobliżu potoku. To było jego locus amoenus, gdzie również Starożytni czytali swoich poetów. Sądzę, że mój przyjaciel sie mylił. Wydaje mi się, że jedynym miejscem, w którym można czytać Montaigne'a, jest biblioteka: najlepiej jedna z tych wielkich szesnasto- albo siedemnastowiecznych bibliotek, zdobiących arystokratyczne pałace i klasztory w całej Europie. Półki pną się ku wysokiemu sufitowi, wokół wiją się galerie, umożliwiające do nich dostęp, a drewno, wypolerowane i wygładzone przez czas, zachowuje jasną lub ciemną barwę, solidność i sękowatość drzew - oliwki i orzecha, dębu i wiązu - tak że czytelnik, siedzący z książką w ręku, sądzi, że otacza go gęsty las, którego część stanowią książki."

Mnie się wydaje, że to w sumie wszystko jedno, gdzie się czyta Monteinge'a, o ile tylko będziemy czytać tak wnikliwie i z takim entuzjazmem - sami zostaniemy przeniesieni w las książek. I na plac targowy Tlatelolco.

Kiedy natomiast nie byłam na targu, ani w pracy (bo urlop mi się nieubłaganie skończył), dziergałam oczywiście Tantę z brązowego malabrigo.






Na zdjęciach Tanta bez rękawów, teraz rękawy już ma i czeka na sesję zdjęciową w całości. Jest cudownie niegryząca, i ma urokliwe ażury (czyli felery, jak mówi nieobeznany w dziewiarskich tematach Czajkomąż).
W domu natomiast zainspirowana chyba tymi kolorami w mitach (albo stertą nakupionych włóczek, na które pomysły przeminęły z wiatrem), podjęłam decyzję dziergania temperaturowego kocyka. Temperaturowy kocyk nie zmienia koloru w zależności od pogody, ale zmienia kolory w zależności od planu dziewiarki. Ponieważ jest połowa roku, a chciałam zacząć od razu, nie czekając na styczeń (bo dla mnie rok zaczyna się jednak od początku, nawet w kocyku), spisałam z archiwum internetowego temperatury z roku ubiegłego (chciałam spisać z roku swoich urodzin, ale tak odległych dat nie mieli nawet w internecie, w którym jest prawie wszystko). To jest o tyle wygodne, że wiedziałam już jaki był zakres i dopasowałam kolory do temperatur tak, żeby każdy miał szansę się wydziergać. Najpierw ponumerowałam włóczki:


Potem w Excelu poprzydzielałam im temperatury. Potem nabrałam 250 oczek na druty nr 4 i zaczęłam kocyk. Wzór wybrałam tkany, taki jak w moim poprzednim kocu.

No i jestem w styczniu:


O ile dzierganie samo w sobie jest przyjemne i razem z tkaniem ma wiele metaforycznych powiązań z czasem, to dzierganie temperatury dzień po dniu podnosi tę przyjemność do kwadratu (a nawet do sześcianu). Czuje się pod palcami te dni z ich mrozem, śniegiem, wiatrem, słońcem czy deszczem i chlapą. I wplatamy je mistycznie w koc.

Zakładkę wybrałam może mało mitologiczną, za to jak najbardziej zgodną z porą roku:

Dziękuję bardzo serdecznie za odwiedziny i przemiłe komentarze, dobrego dnia! :)

21 komentarzy:

  1. Czasami sobie myślę, że pięknie by było zamieszkać tu czy tam, trochę w Toskanii, trochę na Bliskim czy Dalekim Wschodzie, kilka miesięcy na północy Europy, kilka w Ameryce, ale życia nam nie starczy, żeby jedno miejsce zamieszkania porządnie poznać, doświadczyć, a co dopiero inne kraje! Czy kilka miesięcy da nam porządną próbkę wszystkiego, co z danym miejscem się wiąże, z kulturą, pogodą, kuchnią, atmosferą. I jak tu wybrać, co zwiedzać, dokąd pojechać, szczególnie jak się nie ma możliwości pomieszkania to tu to tam, tylko kilka tygodni urlopu. *^v^* Chyba tylko książki podróżnicze nas wtedy uratują!
    Świetny pomysł z kocykiem temperaturowym, tym bardziej, że dziergając kolory zimowe podczas upalnego lata możesz się ochłodzić. ^^*~~ (do czasu, aż kocyk nie urośnie i nie zakryje całych nóg dziergającej, grzejąc!)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, czasem nawet nie poznajemy tego, co mamy dokoła. Trzeba się z tym pogodzić i jakoś ukierunkować i uruchomić wnikliwość i intensywność. Patrzeć czujniej.
      Ale pomieszkiwanie czy zwiedzanie, to coś innego niż sama podróż - dosłowne bycie w drodze. Ten etap lubię - samej jazdy (oczywiście, gdybym musiała w deszczu na końskim grzbiecie albo pieszo, wtedy z pewnością mniej) - podróż pociągiem, samochodem, patrzenie w okno i zawieszenie w czasie. :)
      Ale pomieszkiwać sobie tez bym chciała (no ale potem tu wracać jednak). Urlop jest na to straszliwie zbyt krótki.
      :)) Mam już patent - w gorące dni sadzam robótkę obok siebie, na kanapie. :)

      Usuń
  2. Uwielbiam podróżować, zwłaszcza samochodem, będąc pasażerem z drutami w ręku i z książką na kolanach. Pięknie opisałaś podróżnicze wrażenia. Niestety nie lubię przemieszczać się samolotem. Tutaj gdzie teraz jestem, aby zobaczyć coś więcej niż tylko Malezję, muszę korzystać z tego środka transportu i niestety kosztuje mnie to dużo nerwów. Panicznie się boję latać. Ale chęć zwiedzania jest silniejsza. Słuchawki na uszach, albo stopery, druty w rękach i książka i próbuję przetrwać.
    Pled jest cudny! Pamiętam poprzedni. Bardzo mi się podoba. Ja tutaj nie mam za wiele zapasów. Jeśli już to cieniutkie nitki, które na pled się nie nadają. Może coś zakupię. Z bawełną tutaj nie mam problemów.
    Język książki jest niesamowicie barwny, wciągający. Lubię takie książki, które od pierwszej strony potrafią przemienić słowa w obrazy.
    Pozdrawiam:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie mąż nie pozwala wnosić drutów do kabiny samochodu - w bagażniku tylko mogę przewozić. :)
      Teraz ciężkie czasy - bez samolotu ani rusz. :)
      Dziękuję! Nie mieć zapasów też bym trochę chciała. ;)) Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  3. Jak milo widziec, ze nie jestem jedyna osoba lubiaca bycie miedzy punktem A a punktem B. To taka lekkosc bytu dziwna bardzo i ulubiona.

    Ale teraz musze to Swiatlo nocy przeczytac :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lekkość bytu, właśnie, właśnie. Długo bym mogła tak. :)
      Wzór jest bardzo prosty, można go znaleźć właśnie pod hasłem wzór tkany:
      1rz. prawe
      2rz. prawe
      3rz. *o. prawe, o. przełożone nitka z tyłu robótki*
      4rz. "o. przełożone nitka z przodu robótki, o. prawe*
      Rzędy 1 i 2 - jednym kolorem, 3 i 4 drugim. Tylko trzeba zrobić próbkę, bo zupełnie inaczej wychodzi w zależności od tego jak się przydzieli kolory. :)
      Czyli raz przerabiać kolor pierwszy w rzędach 1 i 2, a potem sprawdzić jak wychodzi kolor pierwszy w rzędach 3 i 4.

      :))

      Usuń
  4. I jeszcze chcialam zapytac co to jest za wzor, ten tkany? Bo szalenie mi sie podoba.

    OdpowiedzUsuń
  5. I ja lubię podróżować - dla samej jazdy, podczas której mogę czytać, jeśli to pociąg, lub podziwiać widoki, jeśli to samochód, którego nie posiadam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też podziwiam cały czas widoki, bo nie mam prawa jazdy i zawsze jako pasażer jeżdżę. :)

      Usuń
  6. Tanta jest ładna:) Z rękawami będzie jeszcze ładniejsza:) Ciekawi mnie wzór tkany chyba nie jest zbyt trudny?:) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Wdzięczny krój ma. :))
      W ogóle nietrudny, same prawe i przekladane:
      1rz. prawe
      2rz. prawe
      3rz. *o. prawe, o. przełożone nitka z tyłu robótki*
      4rz. "o. przełożone nitka z przodu robótki, o. prawe*
      Rzędy 1 i 2 - jednym kolorem, 3 i 4 drugim.

      Pozdrawiam!

      Usuń
  7. Lubię być w podróży, ale też nienawidzę być w podróży zwłaszcza, gdy przemierzam tę samą drogę po raz setny. I co z tego, że jadę przez Warmię, potem przez Mazury, a w końcu przez Podlasie? Znam każdy kamień przy tej drodze i każdą krowę i wściekam się, że nie ma żadnej alternatyw. Tzn. jest. Można nad Biebrzę jechać np. przez Bieszczady, tyle tylko, że po przyjeździe musiałbym natychmiast wracać o kontemplacji bazarów nawet nie wspominając:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo musisz patrzeć na krowy ogólnie i filozoficznie, a nie indywidualnie, bo wtedy jako Mućka się znudzi. Cały świat anima w niej dostrzegaj. ;D
      Dzisiejsze czasy nie sprzyjają takim podróżom, niestety, jak nad Biebrzę przez Bieszczady. :)

      Usuń
  8. Swietne ksiazki wybierasz :)
    Na ktorys kocyk sie skusze, bo mam mnostwo zapasow, ktorych nikt nie chce! Wszyscy maja za duzo!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To trop z książki Jana Tomkowskiego. Miałam szczęście. :)
      Kocyk na zapasy bardzo dobry jest. Pozdrawiam!

      Usuń
  9. Nie rozumiem dlaczego jesteś "tylko " czytelniczką".Musisz spróbować pisania. W takie czasy, kiedy piszą i produkują swoje książki różne 'pisareczki" (nie chcę nikogo obrazić, ale ileż wydanych książek jest o niczym) mogłabyś swoimi myślami dzielic się z czytelnikami i wzbogcać nas duchowo. Przytoczę Twoje słowa: "Tymczasem jest wolność i szorstkie liście drzew, które chciałoby się pogłaskać". Czyż to nie jest talent?

    Jestem ciekawa, czy na Twoim kocyku znajdą sie też izobary? Musisz ten swój "wymysł-wynalazek" zapatentować. Będziesz się nakrywała prawie że sprawozdaniem meteorologicznym z ubiegłego roku.
    Czekam na te rękawy, które postawią kropkę w kardiganie. Pozdrawiam serdecznie.





    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, bardzo - takie słowa są dla mnie ogromnie motywujące. Uściski! :))
      (A Citati to nawet nazwisko ma takie wprost do cytowania ;))

      Nie, izobarów nie ma, ale mój kolega z pracy proponował mi dzierganie według zjedzonych kalorii (kocyk dietetyczny), albo wydatków (kocyk ekonomiczny). Ja myślałam o opadach, ale za mało się zmieniają - no i taki potop byłby w jednym kolorze.
      Rękawy już są, może uda się im w tym tygodniu zrobić zdjęcie (co prawda upały znowu o sobie przypomniały, ale trudno, dziewiarka musi być pełna poświęceń).
      Pozdrawiam gorąco!!

      Usuń
  10. Lubię podróże :). Ludzie dzisiaj raczej się szybko przemieszczają niż podróżują a przecież pośpiech to zły doradca ....
    Czajko, na pewno czytałaś "Podróże z moją ciotką" Grahama Greene :)
    Czytam, oglądam i wciąż sobie obiecuję, że wrócę do drutowych robótek....i tak w tych obietnicach trwam ;). Może do kocyka się zmobilizuję ?
    Miłych wieczorów z książką i kocykiem :).
    Barbara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak ja marzę sobie o takiej trzymiesięcznej podróży przez ocean do Ameryki. :)
      Właśnie nie czytałam, a z opisu bardzo ciekawie się zapowiada, muszę się zainteresować. :)
      Robótki są fajne na zwalczanie pośpiechu. Ale od kocyka to nie wiem czy dobrze zaczynać, bo kocyk to długoooo trwa. :)
      Wzajemnie, pozdrawiam!

      Usuń
    2. Oooo :), to przeczytaj koniecznie, bardzo jestem ciekawa Twoich wrażeń ! Jest to jedna z książek, do których wracam dla poprawy nastroju i wciąż rozbawiają mnie te same fragmenty :)).
      Barbara

      Usuń

Dziękuję za komentarz