niedziela, 4 sierpnia 2019

Groch z kapustą czyli garnek


"Nazajutrz nagotowała baba garnek kapusty, nagotowała garnek grochu, zasmażyła godny kęs słoniny, wstawiła to wszystko w piec, zamknęła, kota i Kruczka wzięła z sobą, nakarmiła dziecko, i poszła. Nie poszła jednak daleko, tylko za węgłem stanęła i przez szybkę patrzy! Patrzy, aż tu się podnosi z pościółki ów odmieniec, i w kołysce siadłszy, rozgląda się po izbie, czy w niej kogo niema. Patrzy baba dalej, a ów się z kołyski gramoli i — prosto do pieca! Przyszedł, drzwiczki otworzył, pociągnął mile nosem, bo mu zapachniały skwarki w rynce, i dalej łyżki szukać. A łyżki były zatknięte w łyżniku. Źle mu było sięgać, wlazł na skrzynkę i dopiero co największą wybrawszy, nuż do garnków owych. Wyciągnął z pieca kapustę, słoniną okrasił, grochu dokłada, a je — aż mu się uszy trzęsą. Struchlała baba na to widowisko, klasnęła w ręce i nuż do sąsiadki po radę. Przybieżały obie pędem, patrzą, w garnkach już mało co, a ów aż sapie, a jeść nie ustaje. Wyjadł kapustę, wyjadł groch do czysta, łyżką w puste dno stuknął, przechylił rynkę, wylizał co zbyło okrasy, w piec garnki wstawił, chodzi po izbie jak stary i po kątach patrzy."
O krasnoludkach i o sierotce Marysi, Maria Konopnicka
(Na zdjęciu powyżej jestem po lewej w przydomowym parku Sielanka.)

 Gdybym tak miała być szczera, to musiałabym przyznać, że lubię jeść. Lubię też o jedzeniu czytać. Lubię jedzenie oglądać na obrazach, kalendarzach i kafelkach kuchennych (na moich są bardzo apetyczne cebulki). Trudno się dziwić, skoro w jedzeniu poza prozaicznymi kaloriami, węglowodanami, białkami i tłuszczami, zawiera się nasza kultura, obyczaje, wierzenia i pamięć.
Pamięć zwłaszcza lubi się przechowywać w jedzeniu - za dobrze nie wiem, jak Podziomek znalazł się u owej baby i po co, ale że objadł się tam kapusty z grochem, to pamiętam nad wyraz dokładnie. Albo krupniku u Cygana, no w ogóle Podziomek podjeść sobie lubił i budził we mnie zrozumienie i uczucia ciepłe.

Jak sobie pomyślę, to w najlepszych książkach jedzenie jest i to na ogół dobre. Te pierniki w Jasiu i Małgosi, kurczęta pieczone z mizerią w Ani z Zielonego Wzgórza, kluski szare w Jeżycjadzie, zupa pomidorowa w Akademii Pana Kleksa, kiełbasy i salcesony w Chłopach, naleśniki w Muminkach, ptifury w Poszukiwaniu straconego czasu, sery w Odysei, baryłki miodu w Kubusiu Puchatku, w sumie tam nawet żołędzie, za którymi przepadał Prosiaczek opisane były tak smakowicie, że sama próbowałam. Do dzisaj pamiętam ich cierpki nieco smak. Pamiętam też zagniatane błyskawicznie knedle. Babcia lepiła z nich idealne kulki, a łyżeczka zawsze oblepiała się cukrem i sokiem z truskawek. O ile z czasem zbliżyłam się do smaku tych knedli, to takiej kartoflanki, jaką gotowała babcia, nie udało mi się ugotować nigdy i pocieszam się, że po prostu ziemniaki tego gatunku wymarły.

Jakoś ostatnio z gotowaniem przestało mi być po drodze. I o ile nigdy nie byłam wirtuozem w kuchni, to jednak z prostym jedzeniem radziłam sobie w miarę dobrze, kiedy więc jedyne co potrafiłam wymyślić, to mrożone warzywa na patelni albo pierogi z pobliskiej restauracji, zaniepokoiłam się i podjęłam działania. Najpierw pousuwałam nadmiar sprzętów, wyrzuciłam popsute szatkownice do cebuli, popękane deski do krojenia, stare miski, zlikwidowałam tabuny filiżanek, kubków, silikonowych foremek do magdalenek, potem kupiłam ostre noże. Nie do końca pomogło, więc wreszcie rzuciłam się na głęboką wodę i kupiłam sobie maszynę. Maszyna ma dzbanek, w którym miesza, waży, podgrzewa, blenduje, emulguje, szatkuje, uciera i wyrabia. Ma ekranik, na którym wyświetla co mam robić i jak będzie wyglądało to, co zrobię. A przynajmniej jak powinno wyglądać. Ma lampki, którymi mruga na zielono i czerwono oraz melodyjke, którą gra na koniec gotowania. Ma też wifi, bo teraz wszystko lubi mieć wifi. Umie robić właściwie wszystko - od cukru pudru po bigos. Powoli się z nią zaprzyjaźniam, na pierwszy raz zrobiła mi napój z cytryną i natką pietruszki.


Czajkomąż swoją porcję wypił, ale tak naprawdę wolałby szmalczyk, no nic, do szmalczyku też pomału dojdziemy. Na razie uczę się surówek, koncentratów bulionu, bułeczek pszennych i jagodzianych.



Najfajniejsze w maszynie jest to, że mogłam pozbyć się wszelkich dotychczasowych robotów i maszynek do mięsa, oraz to, że w jedzeniu mam to, co do maszyny włożę. Bułki bez ulepszaczy, surówki bez olejów palmowych, keczup bez konserwantów, kostki rosołowe z samym rosołem. Budująca jest świadomość, że jak mi przyjdzie chęć na rizotto, to ona je ugotuje, wymiesza i nie przypali. Bardzo jest zero-waste. Najgorsza w maszynie jest jej cena, ale podobno warto.
Blog jest o czytaniu i dzierganiu i o gotowaniu nie będzie. Tylko tak dziś wyjątkowo, bo w miniony tydzień najwięcej czytałam przepisów, i te mam głównie w głowie, ale mam nadzieję, że z czasem wszystko wróci do normy. Ja odzyskam chęć do gotowania, maszyna ugotuje i będę mogła bez przeszkód i bez głodu wrócić do czytania i dziergania. Tylko kupić produkty jej muszę i obrać, bo obierać i kupować to ona nie umie.

Tymczasem sfotografowałam się w czarnym safranowym sweterku, który był pruty cztery razy. Warto było pruć, poprzednie wersje leżały po szufladach - teraz chodzę w nim codziennie. Oczywiście jak nie ma upału, bo jak jest upał to zostawiam go w domu.



Dziękuję bardzo za odwiedziny i przemiłe komentarze. I tak nietypowo kuchennie was pozdrawiam, dobrego dnia! :))

10 komentarzy:

  1. Zastanawiałam się, skąd znam tekst z początku dzisiejszego wpisu - doczytałam dalej i no tak, Konopnicka przecież :-) Co do gotowania, to gotować nie lubię i gotuję bo muszę, bo trzeba coś jeść, bo znudziło mi się jadanie na mieście (rok takich obiadów wytrzymałam), ale jeść uwielbiam, choć na to nie wyglądam. Gdy zaczęłam czytać o maszynie, którą nabyłaś, jeszcze nie widząc zdjęcia, bez problemu odgadłam, że to ta właśnie. Cena rzeczywiście powalająca i mimo tego, że warto, dla mnie nadal jest za wysoka, bo czy naprawdę warto płacić tyle za coś, co nas - nie lubiące gotować - jeszcze bardziej w tej kwestii rozleniwi? Choć nie ukrywam, że i mnie czasem kusi ten zakup. PS. Jak mogłaś wyrzucić foremki do magdalenek? Ty, wielbicielka Marcela?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektórzy jej nie cierpią, ale ja Sierotkę bardzo lubię. :))
      Ten zakup to nie była prosta decyzja - trzy lata myślałam. Pierwszy raz przeczytałam o Thermomiksie u Pimposchki, ale od razu wybiłem to sobie z głowy - pomyślałam, że to kolejny gadżet, a takich już trochę przerobiłam. Dopiero kiedy zobaczyłam go w akcji u znajomej, uległam.
      Mnie nie chodzi o to, żeby zostać Masterchefem. :)) Wiem co jestem w stanie zrobić. Chodziło mi, żeby mieć jeden sprzęt łatwy w obsłudze i dostępny, no i mam. Nie muszę teraz wyciągać z szafek robotów z masą części, których nie umiałam składać. I chodziło mi o to, żeby mieć proste przepisy. I mam. Ja lubię coś słodkiego upiec na niedzielę, on ciasto drożdżowe wyrabia w dwie minuty.
      No i teraz widzę szansę, żeby ograniczyć gotowe produkty, które składy mają epickie. Skoro on w kilka minut kręci majonez, to po co mam kupować?
      Na razie za wcześnie coś orzekać, ale jestem dobrej myśli.

      W każdym razie miałam uskładane na remont w kuchni, który z różnych względów jest niemożliwy, więc co mi szkodziło? Mam starą kuchnię, ale nowy sprzęt, więcej miejsca i lżej. :))

      Usuń
    2. Oj, nie kuś... Choć z drugiej strony - mam kilka ułatwiaczy kuchennej pracy i pobawiłam się nimi kilka razy po zakupie, a teraz tylko miejsce zajmują i kurz zbierają i obawiam się, że i z Thermomixem byłoby podobnie.

      Usuń
  2. Nie jestem osobą, która lubi spędzać za dużo czasu gotując. Jeść, tak jak ty lubię bardzo. A zjeść ze smakiem to uwielbiam. Dzisiaj na lunch zjadłam najprostszr danie z Malezji "chicken & rice". Proste danie, ale jak doprawione! Idealnie, ostre, ale nie zabijało kubków smakowych. Pychota!!!
    Termomix też chodzi mi po głowie, zwłaszcza, że kończą się powoli roboty sprzed 20 lat. Może warto kupić jedną maszynę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proste rzeczy potrafią smakować. :)))
      Jeżeli mamy coś świeżego i zrobimy z zaangażowaniem, to co może być lepszego? Zresztą ja jestem wychowana na prostej kuchni i taka mi najbardziej smakuje.
      Dziś zrobiłam z nim naleśniki (ale to ja smażyłam). Mnie najbardziej pociągało w nim to, że w jednym lekkim dzbanku mogę zrobić ciasto drożdżowe, surówkę, naleśniki. Mam dwie spore półki w kuchni wolne (bo stare maszyny wyprowadziłam z domu - takie było moje założenie). Zostawiłam sobie mały ręczny mikser.
      Druga rzecz, to jego przepisy - idealnie prowadzą za rękę. Można też samemu kręcić według własnych. Ja dopiero mam go dwa tygodnie, ale uważam, że to była jedna z moich lepszych decyzji.
      Poza tym, nie kupuję od jakiegoś czasu włóczek (podejrzewam, że zostawiłam w pasmanterii ze dwa Thermomixy), nie kupuję książek, to w końcu co mi pozostaje?
      Jeżeli Ty masz w planie wymianę, to wydaje mi się, że to dobry wybór. Ja mam tylko nadzieję, że on trwały jest - wsyzscy o tym zapewniają. ;))

      Ps. I on ma tryb transportowy - można go zabierać na wakacje. :D

      Usuń
  3. A ja sie balam Podziomka. Wydawal mi sie zachlanny straszliwie i bezwzgledny. Ta chciwosc mnie przerazala, moze wyczuwalam u Podziomka jakis straszny glod pod spodem, kto wie. No ale z drugiej strony pamietam co pisal Lewis po wizycie w ojczystej Irlandii jeszcze w latach piecdziesiatych, jak to dostal od lekarza but leprechauna na szczescie a ludzie bali sie sidhe (irlandzkich wrozek czy istot z innego wymiaru, ktore nic nie maja wspolnego ze slodkimi skrzydlatymi stworzeniami z Disneya). Boja sie sidhe bardziej niz duchow - opowiadal - a to o czyms swiadczy. Mnie to tez zawsze niepokoilo jak bylam mlodsza.

    Siostra moja dysponuje thermomixem i uzywa w natchnieniu do produkcji dzemow i innych powidel. (Moja siostra dysponuje ogrodem w ktorym jest wszystko lacznie z leszczyna i sosnami i brzoza, wiec moce przerobowe musi miec). Potem wzdycha ze to jest problem jak robisz domowe. Raz kupisz takie ze sklepu i nikt ich nie je. Ja ze swoim trawnikiem moge tylko pomarzyc o wlasnych powidlach z czekolada. Powodzenia zycze i wielu odkryc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bezwzględny to prawda. I samolubny. No ale chyba jakoś przyczynił się do uratowania Marysi? Musiałabym właściwie wrócić do tej książki. :)
      Cała historia o Jasiu była straszna, on po uwolnieniu przez krasnoludki nie był taki sam. Ale nie stało się to bez przyczyny - jakoś mnie ta sprawiedliwość satysfakcjonowała - matka biegała po sąsiadkach, więc uznawałam, że to logiczny skutek. Kosztem dziecka co prawda.
      (A Disney wszystko lukruje - ślicznie wygląda, ale głębi w tym już nie ma)

      Ja nie mam nawet trawnika. :)) Ale przetwory mam w planie - rynek mam niedaleko. Ekonomicznie to teraz nie jest opłacalne, ale to prawda, że domowe lepsze.
      Dziękuję za życzenia i pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  4. Nie powiesz mi chyba, że ta maszynka wypluwa takie nadziewane bułeczki ?!?!?!?! Słyszałam sporo o jej możliwościach, ale żeby takie bułeczki?
    Ja też lubię jeść i lubię jedzenie przyrządzać, choć daleko mi do mistrzostwa w tej dziedzinie.
    Chyba będę sobie musiała Sierotkę odświeżyć, bo przecież czytałam, a nic takiego nie pamiętam... Ostatnio uświadomiłam sobie, że kiedy byłam dzieckiem bajki czytałam inaczej. Każda następna strona, która była przede mną, była powodem niezwykłych emocji, wyczekiwania co będzie dalej i w ogóle. Prawie sobie przypomniałam, jak to było. Może dobrze by było w dorosłości sięgnąć czasem po jakąś bajkę, koniecznie z obrazkami, żeby obudzić w sobie trochę tej dziecięcej emocjonalności. To takie... orzeźwiające.
    Kojarzysz Barmaleja?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z jagodziankami to trochę trwa, bo ciasto rośnie w całości i w kawałkach i po nadzianiu. No ale wyrabia się błyskawicznie i w ogóle się nie lepi. :))
      Warto wracać do bajek z różnych względów.
      Barmaleja nie kojarzę w ogóle.

      Usuń
    2. A my z moją siostrą tak się strasznie bałyśmy tego Barmaleja! Tylko spójrz, to on! http://www.planetaskazok.ru/kchukovskysth/barmalejchuk Postrach z bajki dla dzieci.

      Usuń

Dziękuję za komentarz