"Moja ostatnia biblioteka mieściła się w małej, bo liczącej nie więcej niż dziesięć domostw, ustronnej wiosce na południu francuskiej Doliny Loary, na terenie starej kamiennej plebanii. Wraz z partnerem wybraliśmy to miejsce z powodu stojącej opodal domu stodoły, przed wiekami częściowo już wyburzonej, a na tyle dużej, że zdolnej pomieścić moją bibliotekę, która rozrosła się wówczas do trzydziestu pięciu tysięcy tomów. Myślałem, że gdy moje książki znajdą własne miejsce, także ja odnajdę swoje. Jak się miało okazać, byłem w błędzie."
Pożegnanie z biblioteką, Alberto Manguel
Nie wiem na co liczyłam, bo nawet średnio bystra osoba słowa "Pożegnanie" i "ostatnia biblioteka" zinterpretowałaby raczej poprawnie. Tymczasem ja, niezłomna optymistka, razem z autorem rozsiadłam się na kamiennych schodkach z dzbankiem świeżo zaparzonej czarnej herbaty, żeby cieszyć się książkami, porannymi promieniami słońca, różanymi krzewami we francuskim ogrodzie, ale przede wszystkim książkami. Jak szybko doznałam szoku, nie minęła chwila i już książki były pakowane w kartony. Dlaczego Manguel musiał wyprowadzić się do Nowego Jorku nie dowiadujemy się, a szkoda, bardzo byłam ciekawa. Na szczęście, okazuje się, że ludzie którzy kochają książki, tak naprawdę nigdy ich nie tracą - ale między nimi wędrują, czasem są to te same, czasem inne, a czasem tylko zapamiętane, ale zawsze jest z nimi jakaś biblioteka. I nie ma znaczenia, jaka jest duża.
Samo "Pożegnanie z biblioteką" jest krótkie, nostalgiczne i pełne różnych czarujących obrazów, półek pełnych książek tych prawdziwych i tych zmyślonych (ja nawet nie pamiętałam, jak piękną bibliotekę miał na swoim okręcie kapitan Nemo).
"Uwielbiam niekończące się rzędy książek, których utrwalone na grzbietach tytuły (nigdy nie odkryłem, dlaczego po angielsku i włosku zapisuje się je od góry do dołu, a po niemiecku i hiszpańsku od dołu do góry) próbuję odcyfrować."
Pożegnanie z biblioteką, Alberto Manguel
Ha, teraz przynajmniej wiem, że część polskich wydawców jest pod wpływami angielskimi a część pod niemieckimi.
"...słowniki historyczne zawierające słowa, które wyszły z użycia, podobnie jak istnieją słowniki tak zwanych martwych języków, ale nawet one zapewniają swoim zasobom krótkie chwile zmartwychwstania, ilekroć ktoś do nich zagląda. Borges podczas zgłębiania dawnych sag Północy często zaglądał do Anglo-Saxon Dictionary autorstwa Boswortha i Tollera i znajdował przyjemność, recytując Ojcze nasz w języku dawnych mieszkańców Brytanii, żeby - jak mawiał - "zrobić Bogu małą niespodziankę."
Pożegnanie z biblioteką, Alberto Manguel
Patrzę sobie na swoje książki i myślę, że w Dolinie Loary nie muszę mieszkać, ale bez książek nie mogłabym.
Tymczasem mija ostatni, trzeci tydzień mojego urlopu (tak, wiem, to rozpusta, ale już nawet mój szef się przyzwyczaił, chociaż zawsze wzdycha głęboko, podpisując wniosek urlopowy :))
Czasem chmury,
I jak zwykle wzięłam za dużo robótek. Ale komu to szkodzi? Nikomu. Skończyłam sweter, bardzo mnie cieszy i kolor i fason, jeszcze tylko pochowanie nitek i zdjęcia w całości z rękawami:
Zaczęłam mitenki z alpaki dla koleżanki z pracy:
I wiadomo - jak upał i alpaka, to najlepiej coś małego, wtedy nawet przymierzyć się da bez bólu.
Ale mam też różne duże w koszyku, i kwiaty, i skarpetki, i słońce i deszcze, czego i Wam życzę.
Zakładką nie zakładałam, ale zakładka musi być. Tym razem z Wedla. Co ja mam, że nawet opakowania po ptasim mleczku nie umiem wyrzucić?
"Zbieractwo: sposób, by sprawować kontrolę nad tym, co jest nie do zniesienia, powiada Ruth Padel"
Pożegnanie z biblioteką, Alberto Manguel
W takim razie w dużym stopniu powinnam tę kontrolę mieć.
Książki to podstawa wystroju wnętrz.
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że zależy od kręgu kulturowego, w którą stronę napisy na grzbiecie lecą, ale straszliwie mnie drażni, gdy muszę przekręcać szyję o 180 st co drugą książkę, na prawie każdej półce z książkami, które oglądam, czy to biblioteka, czy księgarnia, czy też cudzy albo nawet własny księgozbiór. Szyja boli od takich wygibasów.
Cudne widoki górskie.
Mnie też wnerwia ta niekonsekwencja, niechby się cały świat jednakowo zdecydował, w którą stronę te napisy idą.
UsuńMnie też! Mam kilka jeszcze miejsc, w których książki mam poziomo - tam układam po bożemu. Ale pionowo nie jestem w stanie ustawić książki do góry nogami. No i jest raz w lewo tytuł raz w prawo. :)
UsuńWidoki tu sielskie i jeszcze pasterz owce nagrania. Koszą co prawda, ale to pomińmy:)
Jejku! Masz tyle kredek w odcieniach żółto -brązowych! A przecież przede wszystkim czytasz, nie rysujesz, prawda? I zabrałaś je wszystkie na urlop??? Przepraszam, że się czepiam, ale mnie ten słoneczny zestaw dopadł i wzbudził wspomnienia z dzieciństwa, kiedy ja też miałam dużo kredek (teraz już nie mam, bo w zasadzie nie używam kredek, ale zaczynam się zastanawiać, czy może nie powinnam, dla własnego dobra).
OdpowiedzUsuńTeż bym sobie pojechała na taki długi urlop, chyba raz w życiu taki miałam i to było cudowne, bo zwykle tydzień zajmuje samo zorientowanie się, że to urlop, to gdzie tu jeszcze odpocząć? Trzy tygodnie to jest jakiś konkret. A Ty masz takie piękne okoliczności przyrody, że życzę Ci wykorzystania ich do ostatniej chwili i spokojnego powrotu do codzienności :)
Bo ten pęczek akurat się załapał. To tylko dwa pudełka kredek - kupione kilka lat temu. W dzieciństwie miałam takie śliczne kredki dwa dni - pierwszego dnia dostałam od taty, który wrócił z zagranicznej delegacji, drugiego dnia mi ukradli je w świetlicy.
UsuńNo to sobie teraz kupiłam i koloruję kalendarz antystresowy:))
Teraz w modzie dwa tygodnie są, a właśnie jeden potrzebny o otrząśnięcie się z szoku, a trzeci na przygotowanie do powrotu:)
Dziękuję!!
Urlop godny pozazdroszczenia! Sweterek śliczny :) A książkę...akurat czytam :D
OdpowiedzUsuńDziękuję, dziękuję! Przyjemnej lektury w takim razie:))
UsuńUściski!
Biblioteka, to słowo jedno z najładniejszych dla mnie. Dotychczas każda wyprawa do biblioteki, to jak jakieś szczególne wydarzenie w moim życiu, a przecież mam czytnik i bardzo dużo czytam książek w wersji elektronowej.W tej kwestii podoba mi się być staroświecką. Wakacje w takim miejscu, do którego ciągle chce się powracać, tylko pozazdrościć. Dobrej lektury, ładnych widoków i satysfakcji z dziergania życzę.
OdpowiedzUsuńJa mam duży sentyment do bibliotek, ale chyba wolę książkę mieć. Kiedy mam chęć coś przeczytać, jakoś dziwnie myśl o bibliotece pojawia się ostatnia. Przeważnie kiedy już coś kupię już. :)
UsuńDziękuję, prawdę mówiąc ja wolę morze, ale nie narzekam. Mąż uwielbia tu wracać. Pozdrawiam serdecznie
I mnie denerwuje ta angielsko-niemiecka maniera u polskich wydawców, zwłaszcza gdy robię zbiorcze zdjęcia nowości zakupionych do biblioteki, w której pracuję, nie mówiąc już o niewygodzie przy wyszukiwaniu książek na półkach.
OdpowiedzUsuńPewnie już wspominałam, że książki wolę czytać niż gromadzić (tego drugiego mam przesyt w pracy, a wiadomo, że Szewc bez butów chodzi), więc kupuje je sporadycznie - wyjątkiem są, tak po starej blogowej znajomości, książki Joanny Szarańskiej.
Przyznam, że książką Manuela mnie zaintrygowałaś, trzeba będzie rozejrzeć się za nią. Pozdrawiam 🙂
A wydawać by się mogło, że to taka prosta rzecz - tytuł w jedną stronę.
UsuńJa też wolę czytać, ale gromadzić lubię. W rozsądnych ilościach ostatnio. :)
Pozdrawiam gorąco!
Co tu tak pusto i cicho? Gdzie książki, robótki i zakładki Czajki?
OdpowiedzUsuńJuż się poprawiam! :)
Usuń