"Znalazłem kapitana pogrążonego w drzemce w czółnie leżącym na boku na pokładzie wzdłuż kabiny.
- Przyjacielu - zagadnąłem. - Ile godzin do Komodo?
- Nie wiem - brzmiała chmurna odpowiedź.
- Czy byłeś już przedtem na Komodo? - spytałem, próbując go sprowokować do jakiejś szacunkowej oceny.
- Belum - odparł kapitan. To słowo było dla mnie nowością. Wczołgałem się do kabiny po słownik. "Belum: jeszcze nie", przeczytałem. W umyśle zrodziło mi się okropne podejrzenie. Wypełzłem z kabiny; kapitan w tym czasie znowu zasnął. Potrząsnąłem nim delikatnie.
- Kapitanie, czy wiesz, gdzie leży Komodo? - indagowałem. Ułożył się w wygodniejszej pozycji.
- Nie wiem. Tuan wie.
- Tuan - odparłem głośno i zdecydowanie - nie wie."
Przygody młodego przyrodnika, David Attenborough
Cóż, podróżowanie w latach pięćdziesiątych dwudziestego wieku nie było ani proste, ani bezpieczne ani wygodne. Nie to co dzisiaj, wsiadamy w auto z nawigacją i nawigacja zawsze wie gdzie jest Wierchomla i ile do niej godzin. Nie wiem ile razy David Attenborough był na Komodo (bo cudem sam ją znalazł i dotarł), za to wiem, że w Wierchomli jestem setny raz (a przynajmniej tak mi się wydaje, że setny). Przyznam, że od kilku lat niezwykłe przywiązanie mojego męża do tej urlopowej lokalizacji budziło moją niechęć (łagodnie rzecz ujmując). Bo ja chciałabym na Komodo, ostatecznie chciałabym do Jastrzębiej Góry, no, gdzie indziej chciałabym, ale w tym roku pomyślałam sobie inaczej. W sumie to od nas zależy co zrobimy z urlopem. W końcu David Attenborough też mógł siedzieć zniechęcony podczas wielodniowej flauty, albo otoczony moskitami wisieć w hamaku nad kałużą, mógł wiele dni jeść suchy maniok, zrazić się, uciec do Anglii i tam już zostać. Na szczęście dla mnie (i pewnie wielu czytelników, bo pięknie i dowcipnie wszystkie swoje pierwsze podróże opisał i udokumentował zdjęciami) nie uciekł, karmił cuchnącą kozą warany, łapał gołymi rękami leniwce i pancerniki, zaprzyjaźniał się z misiami i orangutanami. No to ja też zamiast narzekać, mogę skupić się na plusach Wierchomli.
Waranów tu nie ma, co może też jest jej plusem. Wzięłam za to za dużo (jak zwykle) robótek, bo ostatnio mam nasilony w wysokim stopniu pęd robótkowy, niewykluczone, że przestawiam się na tryb emerytalny - dużo dziergania, dużo czytania.
Robię między innymi Tantę po raz drugi, tym razem w wersji letniej - z jasno szarej, wręcz srebrnej pokrzywy indyjskiej i jedwabiu.
Tak, dobrze, rób kolejny sweterek - powiedziałaby pewnie moja ulubiona ciocia, zastanawiając się pewnie dyskretnie, gdzie ja je wszystkie chowam i ogólnie, co z nimi robię. Ale ten sweterek nie jest tak naprawdę nowy, powstaje ze sprutej tuniki (a jakże, robiłam ją też w Wierchomli), która obiektywnie była fajna, lejąca, letnia, ale coś mi w niej nie pasowało i nie chodziłam w niej praktycznie w ogóle.
Zatem wszystko jest pod kontrolą, może prawie wszystko, ale czy wszystko pod kontrolą być musi?
Chyba nie, czego i Wam życzę oraz Wierchomli i Komodo według potrzeb i według możliwości.
Dziękuję bardzo za odwiedziny i przemiłe komentarze, dobrego dnia!
O tym, że u Ciebie wszystko jest pod kontrolą przekonuje nas ten kompas, świadczy, że nie zbaczasz z kursu i właśnie w Wierchomli musisz teraz być. Bardzo często jakiś mały pagórek w okolicy zamienia nam w określonej sytuacji Everest i potem zgadzamy się , że właśnie tak musiało stać się. Co do prucia i przerabiania udziergów na nowe, to jest doskonalenie swoich umiejętności. Życzę udanego wypoczynku, ciekawych wrażeń i ładnie układających się oczek. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńStaram się nie zbaczać. :)
UsuńA prucie nienoszonych rzeczy jest świetne, za dużo czasu kosztowały, żeby leżały w szafie. Już kilka swetrów przerobiłam z leżakujących na ulubione. To zawsze radość i satysfakcja. Dziękuję i pozdrawiam!
Bardzo lubię książki podróżnicze, dopiszę tę do listy do przeczytania.
OdpowiedzUsuńNie mniej uwielbiam podróże i nawet jeśli bym miała co roku jeździć na wakacje w to samo miejsce, to wolałabym tak, niż nie jeździć na wakacje. Nigdy nie byłam w Wierchomli, ale na pewno jest tam przepięknie i jest wiele jeszcze ścieżek, może same Cię znajdą, które będziesz mogła odkryć i doznać radości jakby to było nowe miejsce dla Ciebie. Czego z całego serca życzę :) No i radosnego dziergania i czytania!
Warto, książka napisana z ogromnym wdziękiem i dowcipem. Nieraz szkoda mi było wyjść do pracy, tak byłam ciekawa jak się zakończy przygoda. :)
UsuńAch, no tak, trzeba się cieszyć z małych rzeczy, zwłaszcza ładnych. A Wierchomla ładna jest. No i czy to jej wina, że nie jest morzem? :)
Pozdrawiam!
Czajeczko, jaka emerytura? Toż Ty ciągle w biegu jesteś (praca, robótki).
OdpowiedzUsuńTeż mam w planach książkę Attenborough, ale jeszcze nie wiem kiedy. Przeciwnie jak Ty, w tym roku mniej czytam i ogólnie wszystkiego mniej robię. Chociaż od kilku dni widzę poprawę, więc jest nadzieja, że do zlotu przeczytam i będziemy mogły porozmawiać o wrażeniach z książki.
Miłego urlopowania, uściski
No będę dalej biegać między tym co lubię:))))
UsuńOch, ZLOT!!! Nie mogę się doczekać:)
Pozdrawiam i dziękuję!!
Już mam na Półce w legimi. I kontynuację też "Podróże na drugi kraniec świata. Dalsze przygody młodego przyrodnika". Zapowiada się smakowicie. Dzięki za polecankę.
OdpowiedzUsuńO, nie wiedziałam że jest drugą część. Będę musiała dokupić. :)
UsuńMiałam rok z Legimi, ale ja za wolno czytam. Taniej dla mnie jest co jakiś czas kupić.
Dlaczego Anonimowy? To ja, Anna 46. Buziaczki.
OdpowiedzUsuńUściski i buziaczki:)
UsuńA u mnie odwrotnie - na robótki chęć znikoma, za to na czytanie apetyt duży - najchętniej ulokowałabym się w jakichś miłych okolicznościach przyrody i czytała, czytała, czytała... Ale do emerytury lat jeszcze piętnaście, więc tylko pomarzyć zostało. Widoki z "Komodo" urocze, zwłaszcza ten z pierwszego zdjęcia. Dobrego wypoczynku 🙂
OdpowiedzUsuńNie chcę wieszczyć, ale piętnaście lat szybko zleci ;)
UsuńDziękuję i pozdrawiam serdecznie!!