niedziela, 26 maja 2024

Belowanie albumów

 


"Ale starzy bibliotekarze wypożyczający książki, zawsze mówią: - Nie zaglądaj na koniec!

To są bardzo mądrzy bibliotekarze. Bo gdyby każdy zaglądał na koniec, nie byłoby sensu pisać powieści ani ich czytać. Bo właściwie najważniejsze jest to, co w środku. Najważniejsze jest, jak to się dzieje, że to życie się toczy i toczy, że jest właśnie takie i że, jak mawia pan Ryś, idąc ulicą, nigdy nie wiemy, co nas czeka za zakrętem. Bo za zakrętem jest już nowy dzień życia, jest nowa stronica i znowu wszystko zaczyna się od początku i znowu wszystko jest ciekawe."

W Nieparyżu i gdzie indziej, Anna Kamieńska

O tej książce dowiedziałam się w esejach o lekturach dzieciństwa czytanych ponownie, oczywiście nie pamiętam kto o niej pisał i co, ale zachęcił mnie fakt, że główny bohater, pan Michaś, kupił sobie gruby zeszyt, żeby napisać powieść. Pan Ryś natomiast, drugi bohater, pracował w sklepie papierniczym i czy może być lepsze miejsce pracy? Chyba nie. Notes szybko się zgubił, a sklep został porzucony, zaczęły się natomiast różne zakręty i za nimi wszystko było ciekawe i "przygoda wyrastała z przygody jak gałązka z gałązki". Pan Michaś z panem Rysiem wędrują poprzez te przygody niczym peerelowski don Kichote z Sanczo Pansą, w każdej przygodzie muszą kogoś uratować, bo tak to jest właśnie na tym świecie. Gdzieś piecze się szarlotka, gdzie indziej lepią się pierogi, czasem pachnie papier a czasem gorący chleb w piekarni. 

W Nieparyżu wydano w roku 1967 i potem już nie wydano z powodu cenzury, bo spod tych przygód i opresji, przez ich całą baśniowość przeziera ponura rzeczywistość z ponurymi wojnami, totalitaryzmami, tyraniami i bezsensownymi regułami. Ale cieszę się bardzo, że książka była w mojej bibliotece i pani ją znalazła na półce (co prawda chyba za piątym razem i zdążyłam z biblioteki wyjść i wrócić), przez tyle lat wypożyczyły ją może cztery osoby, szkoda. Teraz koniecznie muszę wypożyczyć jeszcze raz eseje Zapomniane / Zapamiętane, żeby zobaczyć co i kto napisał o Nieparyżu i pewnie znowu wypożyczyć Nieparyż, bo zapomnę jakie przygody mieli pan Ryś z panem Michasiem i kiedy. 

Na początku duży problem miałam z okładką i z ilustracjami, wiem, wiem, Józef Wilkoń jest wybitnym  ilustratorem i już dawno kupiłabym sobie kubek ze ślicznym koniem jego autorstwa, gdyby był trochę tańszy i gdybym miała mało kubków. Ale byłam nastawiona na książkę dla dzieci, ilustracje wydały mi się nieco ponure. Wybrałam więc zupełnie niepasującą, ale wesołą zakładkę i głównie na nią patrzyłam, potem zaczęłam w książce szukać kolorów, i naskalnych detali i stopniowo oswoiłam się z tymi ilustracjami a nawet je polubiłam.



 Warto się trochę natrudzić, żeby zaszczepić w sobie trochę artystycznego obeznania. Trudzę się też artystycznie z albumem, jeden praktycznie skończyłam, klasyczny, kupny, nieozdobiony album w płótnie, w którym wszyscy są chronologicznie powklejani i opisani, jeszcze tylko drzewa genealogicznego mi brakuje, to znaczy drzewo mam, ale myślę nad koncepcją (drugi rok). Wpadłam natomiast na pomysł, że z pozostałych zdjęć, które nie zmieściły się do nobliwego albumu, a wśród których jest wiele moich ulubionych (większość przedstawiających malutką Czajeczkę nad morzem), żeby otóż z tych zdjęć zrobić sobie album nienobliwy, dla przyjemności, w którym będę miała tyle malutkich Czajeczek ile chcę. Tak nad myślałam i myślałam, i wymyśliłam też, żeby w nim powklejać różne pamiątki, laurki czy stare listy albo świadectwa. Powstają więc nowe strony (poniżej z moją mamą).



Stało się też to co złowróżbnie wieszczyłam, coraz bardziej zapadam się w scrapbooking, objawiło się to tym, że czekam aktualnie na paczkę z zestawem do samodzielnego zrobienia albumu (no dobrze, z trzema zestawami, ale były okropne promocje). Nie myślę na razie czy mam aż tyle zdjęć i pamiątek i trochę mi się przypomina stare opowiadanie Caldwella, w którym bohater kupił sobie maszynę do belowania papieru w celu zrobienia ogromnego majątku na makulaturze i, jak można łatwo zgadnąć, po dwóch dniach już ani on ani żaden z jego sąsiadów nie miał żadnych starych gazet do zbelowania a żona bohatera z płaczem wyskubywała spod sznurków swój śpiewnik. 

W sumie chyba łatwiej będzie jednak z trzema albumami. Zawsze mogę przecież zrobić album kulinarny i wypełniać go zdjęciami ugotowanych przez siebie wykwintnych dań, skoro już wdrażam super przydatny system do gotowania.


Inne moje hobby też są w toku, sweter ma już jeden rękaw, zaczęłam drugi, przy czym wyciągnęłam go z tej okazji z torby, gdzie siedział nabierając urody i muszę przyznać, że może nie jest olśniewająco piękny, ale całkiem w porządku, nadaje się do lasu. 

Ćwiczę też systematycznie kaligrafię i może tu też wyniki na razie nie są olśniewające, ale zgodnie z najnowszymi trendami litery skaczą w tak zwanym skaczącym liternictwie (napis jest przykładowy, bo jak się ćwiczy kaligrafię, a nie chodzi się do szkoły, to przepisuje się co wpadnie w oko).


Jak nabiorę wprawy, to w sumie jeden album przeznaczyć na moje kaligrafie. Systematycznie uzupełniam też mój reading journal, czyli mój zeszycik z lekturami i przyjemnie jest patrzeć co się przeczytało i czy było ładne.


Niczego więc nie zaniedbuję z moich aktywności, no może trochę zaniedbuję chodzenie i niekupowanie, za to o kupowanie jak najbardziej dbam.
Ale co tam, można  przecież, tak jak pan Michaś, położyć się na "puszystej, kwitnącej łące, takiej, jaka bywa tuż przed sianokosami, gdy pachną smółki i miodunki i gdy unosi się w powietrzu puch wełnianki i najprzeróżniejsze nasionka jadą nad łąką w swoich małych samolocikach."
W Nieparyżu i gdzie indziej, Anna Kamieńska

Bo przecież idzie lato, a z nim letnie dni i przygody ciekawe, czego sobie i Wam życzę.
Dziękuję bardzo za odwiedziny i przemiłe komentarze, dobrego dnia!

PS. Bardzo niepasująca do Nieparyża zakładka:


4 komentarze:

  1. Jesteś tak organizacyjnie poukładana, tyle rzeczy jednocześnie ogarniasz. Po Twoim poście aż mi ciarki przeszły po ciele, kiedy pomyślałam o swoich nieuporządkowanych, ogromnych albumach, które kiedyś trafią do rąk dzieci, tyle będzie im kłopotu. Nawet nie wiem od czego w takiej sytuacji się zaczyna. A o Nieparyżu nawet nie słyszałam, muszę przeczytać. Pozdrawiam serdecznie, życzę czerpania radości przy miłych Ci zajęciach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo ❤️ Ale tak naprawdę to dopiero teraz się za to zabrałam, zdjęcia miałam raczej uporządkowane ale w albumach z foliowymi kieszeniami a stare zdjęcia w pudełku. Jak przywiozłam nieopisane zdjęcia po śmierci teściowej, to uświadomiłam sobie, że te moje stare też będą anonimowe.
      Od czego zacząć - przede wszystkim trzeba mieć chęć, bez tego to będzie ciężka praca. No i trzeba sobie określić cel - ja chciałam zrobić opisany album ze wszystkimi z naszej rodziny. Żeby wnuczki wiedziały kto był czyim dziadkiem albo ciocią.
      Ja ten album rodzinny robiłam dwa lata, jak się męczyłam, to robiłam przerwę. Trzeba przemyśleć na co ma się chęć ♥️
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  2. Nieparyż do przeczytania i oglądania, jak o albumy i planowanie chodzi to czytam z oczami jak spodki, nie o mnie ta bajka. Wyjaśnię kiedyś na blogu. Gackowa. Zalogować się za nic nie mogę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Cię zainteresował Nieparyż, szkoda że został tak zupełnie zapomniany.
      Z planowaniem to każdy ma inaczej, z ciekawością przeczytam Twój wpis. Ja za bardzo też nie lubię planowania, dlatego te ozdobne journale, żeby mnie zachęcić. :D
      Pozdrawiam!

      Usuń

Dziękuję za komentarz