Na samym początku chciałam mieć chustę, co jest o tyle dziwne, że chust nie noszę; wobec niezwykle koronkowej ich urody jest to jednak szczegół mało istotny. Potem długo chodziłam, oglądałam, namyślałam się, zasięgałam rady, aż znalazłam kurs Intensywnie Kreatywnej, zakupiłam dwa motki włóczki Kid-Silk i rozpoczęłam dzierganie z Nowym Rokiem. Moje schematy do dziergania wyglądają niczym karteczka owego genialnego dyrygenta, który zawsze dyrygował ze ściągą - skrzypki po prawej, wiolonczele po lewej. Przynajmniej tak się pocieszam, bo nie mogę za nic zapamiętać, które oczka są razem od przodu, a które od tyłu. Zaczęta chusta zawsze wygląda niepozornie, niczym brzydkie Kaczątko:
Mijały dni i tygodnie, ja dziergałam, liczyłam oczka, niczego do dziergania nie słuchałam, bo liczyłam oczka i zakładałam kolejne markery, żeby nie liczyć, najpierw mi się skończyły markery niebieskie, potem zielone, w końcu musiałam zakładać czerwone, i dalej musiałam liczyć. Pot zalewał mi oczy, włoski od koziego mohairu wchodziły mi w oczka i żeby je rozeznać, uciekałam się do pomocy lupy, nie było lekko, ale przyjemnie mimo wszystko a chusty przybywało i przybywało, chociaż dalej nie okazywała swojej urody.
Nagle, w ósmym rzędzie kwiatków, tuż przed borderem z bąbelkami, w drugim motku zaczęło prześwitywać dno. Jakby na niego nie patrzeć, czy pod światło, czy w ciemnościach, nie wyglądał, że wytrzyma do końca. Pobiegłam więc w nerwach do sklepu, nabyłam trzeci motek (ostatni wtedy na półce!) turkusu na wszelki wypadek. Jak słusznie zrobiłam okazało się już niebawem, albowiem motek skończył się definitywnie tuż przed bąbelkiem.
W planach miałam jednak następną chustę, więc czekając na paczkę, zaczęłam ją dziergać z surowego Lace Drops:
Paczka z turkusem niczym nie Godot przybyła i tym sposobem moja pierwsza Echo Flowers niebawem mogła zostać uwolniona z drutów. I wtedy okazało się, że uroda, nieco jeszcze pomięta, ale jest:
Potem tylko pranie w szamponie dla dzieci, kilkakrotne mierzenie temperatury termometrem do wina (wreszcie się przydał, bo wina jakoś nigdy nie ma czasu mierzyć, czy odpowiednio schłodzone, zawsze droga od lodówki do kieliszka jest zbyt krótka), godzinne klęczenie z drutami w zanadrzu i szpilkami w ustach i oto chusta objawiła się we wzorze:
i zaczęła wyglądać trochę jak witraż:
Nawet w niej chodzę i już się z nią oswoiłam, bo kiedy pierwszy raz poszłam w niej do pracy, przez osiem godzin głównie myślałam, że mam na sobie chustę. :)
Bardzo się z niej cieszę, mimo że ma kilka błędów. Jak później się okazało, na debiut wybrałam najtrudniejszy wariant włóczki - ciemny z włoskami.
Dane techniczne: Kid-Silk Drops 24 - 64 g (dwa motki i trochę), druty Dropsa na żyłce numer 4.
Druga chusta dzierga się zupełnie inaczej. Mam do niej nowe okulary, włóczka jest jasna i z krótkim włoskiem. No i teraz wreszcie ogarnęłam liczenie do dziewięciu i zrozumiałam wzór. Nawet nie muszę zakładać markerów - wiem gdzie jestem, przynajmniej w kluczowych momentach. Mogę nawet słuchać do dziergania, teraz w słuchawkach świetna "Autobiografia" Agathy Christie. Lekko napisana, nie bez refleksji i oczywiście z humorem. A humor, jak wiadomo, jest ważny.
No i na koniec tego dlugaśnego posta kolejny odcinek serialu z zakładkami. Tym razem "Diabelska materia". rzecz o paskach, więc zakładka w paski. :)
Miłego dnia!
Zdolnaś:) I to nie tylko dziewiarsko ale i pisarsko bo świetnie się Twoje posty czyta. Serdeczności.
OdpowiedzUsuń