Dzisiaj środa, dzierganie z Maknetą, otworzyłam oko na zamglony świat, a tu w drzwiach stanęło młodsze dziecko.
- Zrób mi czapkę- powiedziało . Bo chociaż ma czapki kupione w sklepie, to jednak nie ma to jak czapka zrobiona na drutach przez babcię, jak mówi Andy, bohater "Babci na jabłoni". Czapka ma być z norweskimi wzorami, wywijana - nie wiem jak bym się czuł w niewywijanej czapce - zmartwiło się dziecko, kiedy objaśniłam mu i pokazałam naocznie komplikacje żakardów dwustronnych. Jednym słowem, czeka mnie kurs u Intensywnie Kreatywnej.
"Babcia na jabłoni" była za to łatwa, niedługa i przyjemna. Nie ma ona głębi Kubusia Puchatka czy Muminków, nie ma humoru "Dzieci z Bullerbyn" ale ma za to dzierganie na jabłoni, ziemniaki z twarogiem, szczypiorkiem i rzodkiewką i placek ze śliwkami, No i ma dwie babcie - jedną prawdziwą prawie, a drugą wymyśloną, jeszcze lepszą niż prawdziwa, bo wymyślone babcia pozwala na wszystko.
Ja słuchałam tej miłej, zabawnej i pogodnej książeczki, ale papierowa ma w dodatku ilustracje Mirosława Pokory, który maluje zabójcze loczki. Do dzisiaj pamiętam loczki w kokach i kremie do golenia w książce o Wiercipiętku.
Tak więc dziergam próbkę czapki, pakuję kurs o żakardzie na drugi urlop (bo dwa urlopy są lepsze niż jeden) i myślę o mojej Babci, która nie dość że była prawdziwa i lepiła najlepsze w świecie knedle, to jeszcze była jak wymyślona, bo pozwalała mi na wszystko z wyjątkiem wbijania gwoździ w ścianę. Na szczęście nigdy nie miałam takiej chęci.
Poza próbkami dzierga się również Baśka, ma oba rękawy i chwilowo wpadła w konfuzję z powodu zgrania pasków lewych i prawych i czeka na obejrzenie w świetle dziennym czy jeden z rękawów nie wymaga poprawy. Miała być skończona przed urlopem, ale nie ma na to szansy, na zabranie się ze mną też raczej nie, bo jest duża. Pojedzie więc czapka w zamysłach i coś prostego, może turkusowo - granatowy Entrelac.
W papierze zaczęłam czytać "Życie codzienne w Hiszpanii", zaczyna się bardzo fajnie - jest o nagich skałach, u upadku ogrodów po wypędzeniu Maurów i o rycerzach żywiących się chlebem z czosnkiem i obutych w buty ze sznurka. Don Kichote jak żywo.
Tradycyjnie seria z zakładką - na drutach czapki, wełny, jesień na horyzoncie, ale w zakładkach jeszcze lato, plaża, wiatr w kapeluszu i słońce w książce. Za to biedne dziecko królewskie wygląda na takie zupełnie bez babci.
Dziękuję bardzo za odwiedziny, komentarze i życzę miłego dnia!
Fajny sweterek
OdpowiedzUsuńZ samej Twojej opowieści zakochałam się w "Babci na jabłoni". Jakaś ta książka mi się magiczna wydała ;) Od razu też pomyślałam o swojej babci, która też na wiele pozwalała, ale jak psociliśmy za bardzo, to się odgrażała, że nas w paczce do rodziców wyśle ;)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za naukę żakardów :) Podwójny urlop... weź mnie ze sobą!
Siwy sweterek coraz bardziej przypomina sweterek :) i jest piękny! A książka ma fajny tytuł. Moje babcie to raczej pod jabłonią niż na niej :)
OdpowiedzUsuńOch, jaki swietny sweter! I jak ladnie obejmuje te ksiazke! Widac ze to czuly zwiazek. Ciekawe czy w ksiazce bedzie o Infantce Velazqueza? Nie wiem czy to zloty wiek Hiszpanii byl wtedy. Zazdroszcze ci Baski, bo jak dotad udziergalam tylko jeden taki raglan (od gory) i okazal sie kompletna porazka, zbieram sily ducha na prucie calosci...
OdpowiedzUsuń''Babcia na jabloni'' pamietam te ksiazke z dziecinstwa. Niedawno jak zobaczylam ja w nowym wydaniu i kupilam ja moim dzieciom :-) A te dzieci krolewskie faktycznie biedne, bo pewnie im babcia czapki na drutach nie zrobila ;-)
OdpowiedzUsuńpzdrawiam -
- Ola
Sweterek nabrał już kształtów. Super wyszedł razem z książką :)
OdpowiedzUsuńCzytałam kiedyś jakąś książkę Miry Lobe i pamiętam, że strasznie mi się podobała.
OdpowiedzUsuńOoo, zakładka ilustris :)
OdpowiedzUsuńCo do wywijanej czapki i dwustronnych żakardów to zawsze możesz zrobić o prostu ściągacz długi do zawijania, a żakardy przerobić normalnie dopiero powyżej tego elementu. Zawsze to mniej kombinowania.
"Babcia na jabłoni", jak i "Cukiernia pod pierożkiem z wiśniami" i w ogóle cała seria Mistrzowie Ilustracji czeka na mnie w kolejce do przeczytania, zapobiegliwie kupiłam sobie całą serię:) Czajko pięknie opowiadasz, aż żal gdy post zbliża się ku końcowi. Babci niestety nie miałam takiej jak Ty , jedna była chora, a druga jeszcze bardziej chora, niemniej jednak starały się jak mogły, za to moja mama jest właśnie taką babcią z jabłonki dla swoich wnuków i za to ją uwielbiam:)
OdpowiedzUsuń