"Ciszę w sadzie przerywały tylko odgłosy spadających na
ziemię przejrzałych owoców i brzęczenie owadów. Pogoda ustaliła się cudnie. Był
to początek września. Słońce nie prażyło już za mocno, ale rzucało jeszcze
obfite złote blaski. W blaskach owych lśniły się czerwone jabłka wśród szarych
liści siedzące tak obficie, że drzewa zdawały się być nimi oblepione. Gałęzie
śliw gięły się pod owocem okrytym siwym woskiem. Pierwsze zapowiednie nitki
pajęczyny, pouczepiane do drzew, chwiały się wraz z leciuchnym powiewem, tak
lekkim, iż nie szeleścił nawet liśćmi."
Pan Wołodyjowski, Henryk Sienkiewicz
Czas owoców i zbiorów - lubię. Lubię, kiedy zboże w snopkach, grzyby w lasach, konfitury (nawet jeśli nie moje) w słoikach, lubię kiedy stragany wyglądają jak pracownia malarza kolorysty a żołnierz nie idzie do zaciągu, dopóki owiec nie ostrzyże. Lubię tę ciszę, kiedy już nic w przyrodzie nie rośnie, nie rozkwita, można znowu cieszyć się gorącą herbatą i swetrem na kolanach. A opowieści w słuchawkach cieszą zawsze i niezależnie od pory roku i temperatury, chociaż Sienkiewicz twierdził, że najlepiej się słucha w ciepłej, oświetlonej izbie, kiedy wiatr świszcze za oknem i ziąb.
Siedzą więc sobie woje w "Panu Wołodyjowskim", piwo grzane piją, nie znali chyba jeszcze herbaty wtedy, albo pili ją tylko na ból brzucha i słuchają, jak to orda zabrała Halszkę i jak Tuhaj-bej miał żony po różnych miastach, żeby w razie podróży wszędzie móc zażyć wywczasu pod własnym dachem. Jak wygodnie.
Na druty wpadła jak wicher biała wiskoza z popielatym Safranem niczym Baśka zupełnie, Kot Szkot, Kot Szkot, paliwoda i pędziwiatr, ogoniasty w szafie siedzi. Dziergam według wzoru Dropsa, drutami 5 i dziś wieczorem będę zaczynać rękawy. Obłożyłam Baśkę markerami, bo chociaż to prosty ściągacz, to zawsze
łatwiej przestawiać się z prawych na lewe, kiedy człowiek się
zasłucha o rycerzu w białych koronkach.
Rano do kawy czytam
dalej "Przesłanie symboli", teraz jest o robieniu na drutach, to
znaczy byłoby na pewno, gdyby druty wymyślono odpowiednio wcześnie, na
przykład w starożytnym Sumerze, swoją drogą ciekawe kiedy -
próbowałam ustalić, ale nie udało mi się - pewnie ewoluowały z podróżnych
krosienek, nie wymyślono jednak, więc tak naprawdę teraz jest o tkaniu i przędzeniu, czyli
jak to tkanie jest jak świat cały, a przędza jak życie. Jedna Mojra tka,
druga chroni, a trzecia przecina.
I jest o zodiaku i jak to kiedyś
wiosna była kiedy indziej i jesień kiedy indziej, tak to się wszystko
krzywo kręci w tym naszym kosmosie i co dwa i pół tysiąca lat się przestawia. No,
najgorzej to się przestawiało starożytnym Rzymianom, bo zanim Juliusz wymyślił
wymyślenie kalendarza, musiał biedny dodać aż trzy miesiące, żeby żniwa
im nie wypadły w zimę.
Teraz przestawia się pomału i mamy czas owoców i czas rękawów, dzisiaj akurat może niedługi, bo dzisiaj środa - Rytualne Chodzenie po Blogach.
Miłego dnia!
Uśmiecham się, bo z czytania mam frajdę. Jak zawsze. ;)
OdpowiedzUsuńCieszy mnie to bardzo, uśmiech to cenna rzecz i zdrowa, dziękuję. :)
UsuńOj, pięknie piszesz dziewojo, pięknie!
OdpowiedzUsuńOch, kiedyś to była moja najukochańsza książka. Zresztą zaczęłam czytać Trylogię właśnie od Pana Michała :) Sweterek w swej prostocie wygląda bardzo zachęcająco. A ja lubię prostotę...
OdpowiedzUsuńHihi, to tak jak Hofmann zupełnie, przez te filmy mi się wydaje, że taka jest właśnie prawidłowa kolejność. Ja też zaczynałam od Wołodyjowskiego i ta część mi się podobała najbardziej. Nawet pamiętam, że krupnik miałam na obiad, kiedy Azję na pal wbijali. Bo, bardzo brzydko, ale nałogowo czytałam przy jedzeniu. Pozdrawiam :)
UsuńZimno dzisiaj (14 stopni) , chciałoby się otulic w taki sweterek !
OdpowiedzUsuńU nas w centrum też, a ja w kupnym swetrze siedzę! No, ale to się zmieni mam nadzieję. :))
UsuńNie tylko ja czuję tę nadchodzącą i piękną jesień."Gorąca herbata i swetr na kolanach".. będzie teraz częstym widokiem ;)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem tego, co powstaje na Twoich drutach :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Asia
Właściwie ja też lubię takie chwile, kiedy za oknem wicher i śnieg, a w domu cieplutko, herbatka/kawka/kakao w kubełku paruje, o robótce na kolanach nie wspomnę :)
OdpowiedzUsuńZawsze jak czytam takie opisy o herbatce i robótce na kolanach w zimowe lub jesienne wieczory, to marzy mi się dom z wykuszem, gdzie miałabym swój fotel, stoliczek i gdzie mogłabym uprawiać właśnie takie błogie lenistwo... Ale zanim do takich luksusów dojdzie muszę się zadowolić kanapą i ławą ;p Ważne, że jest herbatka i robótka ;)
OdpowiedzUsuńAle fajnie wprowadzilas temat, chyba siegne po Pana Wolodyjowskiego. Sorry, ze dopiero teraz dotarlam do Ciebie z komentarzem. W przyszlym tygodniu poprawie sie. Pozdrawiam Beata
OdpowiedzUsuń