"Chciałam kupić tyle, żeby starczyło na sweter - oznajmiła Jacqueline. - Nie wiedziałam jednak, ile jej potrzeba, więc kupiłam tyle, ile mieli w sklepie."
Sklep na Blossom Street, Debbie Macomber
I jak tu nie polubić książki za taki cytat? Każda dziewiarka ma swój system kupowania włóczki. Mój mniej więcej polega na tym, że w trosce o portfel kupuję na początek skromne kilka motków, w czasie dziergania spostrzegam z przerażeniem, że braknie, loguję się do sklepu, wrzucam brakujące motki, widzę, że w sklepie został jeden, dorzucam więc sierotkę do koszyka. W sumie, jak teraz na to patrzę, moja metoda niewiele odbiega od metody Jacqueline.
A co fajnego poza cytatem? Oczywiście sklep z włóczką, w którym zbiegają się wszystkie wątki. Sama książka jest w sumie przyjemna. Przyjemna, odprężająca, obyczajowa powieść na lato. Pomimo przewidywalności (ale tu akurat chcemy, żeby wszystko się kończyło tak jak sobie wyobrażamy i mniej więcej tak właśnie się kończy). Pomimo pewnych powtórzeń i mało misternej fabuły i narracji, to jednak zaangażowałam się emocjonalnie we wszystkie historie.
"Jeśli potrafisz nabierać oczka i słuchać instrukcji, możesz zrobić na drutach wszystko"
Czy to nie budujące?
"Jeśli jesteś w stanie zliczyć projekty, nad którymi pracujesz, musisz zacząć kolejny, żeby mieć ich pełną gamę, od najprostszych, przy których nie trzeba myśleć, do najtrudniejszych, wymagających maksimum uwagi."
Tego nie lubię. Lubię mieć jeden. Niedługo minie trzeci tydzień, jak go mam. W dodatku jest z tych wymagających i jak to było widać w poprzednim odcinku - samowolnie asymetrycznych. Te krzywe dziurki niby mi nie przeszkadzały, ale spychały dzierganie na dalszy plan, nie da się ukryć. To przez nie wymyślałam kolejne pilne sprawy. Obejrzałam więc różne odcinki serialowe, wyprałam wszystkie zaległości urlopowe, zapastowałam podłogi, nagotowałam knedli z truskawkami, odbudowałam zasoby spożywcze w lodówce, aż w końcu przyszła niedziela i nie miałam innego wyjścia. Musiałam się zabrać za produkowanie kolejnych krzywych dziurek w kolejnych rządkach. I o dziwo, dziurki się zdyscyplinowały:
Zupełnie nie wiem jakim cudem, nie wnikam, dziergam dalej. Nie idzie to ekspresem, bo jednak trzeba liczyć i to nieraz nawet do piętnastu. Poza tym trzeba pilnować narzutów, które tylko czekają, żeby czmychnąć z drutów.
Zarys ogólny muszelki widać, chociaż niestety zdjęcia kiepskiej jakości, ale znowu mamy ranki ciemne przez te nawisłe chmury.
Chmurom wbrew życzę Wam miłego dziergania z czytaniem! I dziękuję za odwiedziny i ciepłe słowa. :)
Muszę tej książki poszukać i wreszcie przeczytać. Przecież jest ona w moich klimatach.
OdpowiedzUsuńA tych dziurek jestem bardzo ciekawa.
pozdrawiam
Mnie też dziewczyny skusiły, ta książka się przewija od dłuższego czasu. I nie żałuję. :)
UsuńPrzybywa ich bardzo wolno, może w weekend się sprężą. Pozdrawiam! :)
ksiązkę czytamy obie te samą.
OdpowiedzUsuńTwoje dziurki wygladają obiecujaco. Jak zrobisz wiecej to pewnie będzie widać efekt.
A knedle z truskawkami, wow...
Sama jestem z siebie dumna, dawno nie robiłam, a to w sumie nie zajmuje dużo czasu. Tylko mnie zawsze stresuje czy lepienie wytrzyma w garnku. :)
UsuńHa! Gratuluję zdyscyplinowanych dziurek ;) Pełen profesjonalizm!
OdpowiedzUsuńKsiążkę czytałam. Mam takie same odczucia jak Ty. Taka fajna, lekka książka. Można się wczuć w opowiadane historie, a druty w tle powodują, że chyba każdej dziewiarce się w jakiś sposób spodoba :)
Pozdrawiam
Dzięki! Hihi, profesjonalizm to byłby pełny, gdybym wiedziała co poprawiłam. A domyślam się tylko. :)
UsuńPozdrawiam!
Budująca książeczka rzeczywiście, kiedyś też miałam na bieżąco tylko jeden projekt na drutach, ale ostatnio kiedy dziergam znacznie więcej zdarza mi się mieć nawet 3, te bardziej wymagające dziergam, kiedy zostaję sama w domu mam ciszę i spokój do liczenia oczek, a "do kawki" w towarzystwie mam zawsze coś prostszego przy czym nie trzeba się tyle skupiać. Dwie godzinki przy kawce i pogaduchach mijają a ja mam przerobione w tym czasie przerobionych kilka tysięcy oczek ;)
OdpowiedzUsuńNo i właśnie to ma sens. Kiedyś były też robótki wykwintne do towarzystwa. :)
UsuńTylko ja mam podobnie z książkami - mogę jedną tylko. Co prawda na drutach teraz czeka jeszcze rękaw (ponad pół roku), no ale było za gorąco ostatnio.
Ostatnio dziergając zauważyłam, że nie przepadam za absorbującymi wzorami. wolę takie przy których mogę czytać, czy oglądać telewizję. Dlatego też dziergam i dziergam mojego Aislinga. A twój ażur jest super, wszystkie oczka po zmoczeniu się wyrównają i będą piękne.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o książkę to zgadzam się z każdym twoim słowem- lekka, łatwa, przewidywalna ale przyjemna w odbiorze. Pozdrawiam:)
Ja mam na zmianę. Po ażurach mam chęć na proste, a po dużej porcji prostych mam chęć do delikatnych i zwiewnych. Dzięki za miłe słowa i pozdrawiam. :)
UsuńMuszelkowy szal się zdyscyplinowal jak widzę :) To super. Zresztą od czego jest blokowanie? Większość krzywizn da się nim skorygować. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńSuper! Prawdę mówiąc, to ja blokowania nie cierpię, wolałabym żeby się wszystkie ułożyły równo same z siebie. :) Pozdrawiam. :)
UsuńPodobnie jak Ty nie lubię mieć kilku zaczętych robótek. Na warsztacie musi być tylko jedna, inaczej się gubię. Od muszelek i nierównych dziurek najwyraźniej musiałaś odpocząć, co tylko na dobre Tobie i im wyszło.
OdpowiedzUsuńCzyli się sprawdza - nic na siłę. (Czasem to stosuję przy sprzątaniu ;))
UsuńSpotkania robótkowe są bardzo budujące. Wiem z autopsji.
OdpowiedzUsuńDomyślam się. Ja chodzę na książkowe - to zawsze jest pozytywne, kiedy spotykają się ludzie ze wspólną pasją. :)
UsuńWidzę, że muszę sięgnąć po tę książkę, bo zostanę jedyną dziergającą blogerką, która jej jeszcze nie przeczytała :)))
OdpowiedzUsuńDziurki zapowiadają się interesująco, ale fakt - dość absorbująca robótka!
Cytaty świetne :)
OdpowiedzUsuńKilka prac zaczętych mam zawsze. Co już widzę światełko w tunelu (czyli zostały dwie, trzy prace) to pojawia się kolejna :)