"Rzeczywiście, poranną porcję gorzałki zastępowała coraz popularniejsza kawa."
Historia polskiego smaku, Maja i Jan Łoziński
Zamykam oczka muszelkowego szala, popijam kawę wczesnym rankiem, i "bez defektów rozumu" (bo kawa, chociaż uzależnia, defektów jak gorzałka nie czyni) pojadę do pracy. I kawa mi wystarczy, bo "póki albowiem nie była znajoma kawa - tłumaczył Kitowicz - biała płeć dystyngowana na ranny posiłek używała polewki robionej z piwa, wina, cukru, jajec, szafranu albo cynamonu. Ale za to po poleweczce imoście domowe przechodziły często do apteczki i tam wódeczką mdlącą poleweczkę zakrapiając, po troszę się gorzałką rozpijały i na rozmaite jędze, dziwaczki, chimeryczki, nareszcie na pijaczki ogniste wychodziły."
Pojadę do pracy, chociaż mogłabym przecież cały dzień czytać i dziergać z Maknetą, jak to w środy bywać powinno.
No trudno, dobre i dzierganie wieczorne, najważniejsze, że jędzą nie jestem od wizyt w apteczce, chociaż Czajkomąż nieraz ma niejakie wątpliwości. Nieuzasadnione z pewnością, ale i tak je wyraża głosem zbolałym.
Poza apteczką mamy u Kitowiczów przegląd kuchni polskiej od Piastów poczynając, na Gomułce kończąc i dużo zdjęć. Ostatnim jest zdjęcie saturatora - woda z sokiem, musująca i pełna piany była latem obiektem moich (i pewnie nie tylko) wzdychań dziecięcych, ale kosztowała pięćdziesiąt groszy i w związku z tym była pewną ekstrawagancją i luksusem. Ponoć mało higienicznym. Jej smak malinowy i chłodne łaskotanie pamiętam do dziś.
Za to w pomrokach dziejów na ogół w kuchni było jednak strasznie. Masła używano do smarowania włosów, a kiedy potraktowano je jako produkt kulinarny, to czekano aż zzielenieje, było ponoć bardziej maślane w smaku. Serwety przyszywano do obrusów, żeby służba nie ukradła, gęś kolorowano słomą wyjętą z butów, rosół nalewano szczotką, do jajecznicy sypano cynamon i cukier, nad solą wieszono a to ząb rekina a to ząb narwala, jadano raz dziennie, ale posiłek trwał dziewięć godzin, a jeśli nawet nabierano wyrafinowania, to z przesadą i biedny Rej ubolewał na te "pozłoty rozliczne, ony kury pozłociste, ony orły, ony zające, a potrawa w pośrzodku za dyjabła stoi".
Czytam sobie o różnych ciekawostkach, o grochu, o burakach, o szczupakach gotowanych, pieczonych i smażonych i patrzę na obrazki, a co jeden to ładniejszy.
Zakładam oczywiście kuchennymi akcesoriami. Szal się skończył w miarę równo:
czeka go jeszcze pranie i blokowanie. Dane techniczne:
Alize Bamboo fine
trochę ponad 100g
ok. 50cm x 180cm (żałuję trochę, że nie szerszy)
więc mogę rozmyślać nad nową robótką (wiem, wiem, mam rękaw do skończenia, ale w takie upały wełniany rękaw jest ponad moimi możliwościami). Tymczasem jadę przez pola busem do pracy, wstępuję do przydrożnego sklepu po jabłko, a brać robotnicza przede mną też owocowe zakupy czyni, bardziej południowe, bo cytryny w spirytusie. No, myślę sobie, kawa kawą, a jednak tradycje narodowe nie całkiem zanikają.
"Trunki wielkim panom były zwyczajne: rano herbathe, czasem z mlekiem, czasem bez mleka, zawsze z cukrem, potem wódka gdańska, perisco, cynamonka, dubelt-hanyż (ta dobra musiała być), ratafia, krambambula. Napiwszy się po kieliszku, przejedli konfitur albo piernika toruńskiego, po tych chleba z masłem lub sucharków cukrowych i znowu powtórzyli raz i drugi po kieliszku wódki"
Bardzo, bardzo dziękuję za odwiedziny i za komentarze. :)
Miłego dnia!
Szal w ładniutkim kolorku. Ciekawe piszesz o kuchni polskiej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
D
Dziękuję. Pozdrawiam też :)
UsuńSpłakałam się ze śmiechu i jeszcze fragmenty musiałam mężowi przeczytać ;-)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wkrótce prezentacja szala w całej okazałości nastąpi, a teraz pora zacząć nowy szal bądź nową chustę ;-) - w największe nawet upały cienkie niteczki tak bardzo nie grzeją.
To dobrze, płacz ze śmiechu dobrze robi na duszy. :)
UsuńO tak, tak, nowy szal kusi. Zasoby (włóczkowe) mam. Ale sweterek jakiś też kusi, nie wiem co wybrać. :)
Śliczne Twoje muszelkowe szarości. Uwielbiam ten kolor w każdym odcieniu chyba, a muszelki bardzo mi się podobają, choć sama do nich chyba jeszcze nie dojrzałam...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Dziękuję. :) Muszelki są bardzo atrakcyjne na żywo - a dojrzeć łatwo, zwłaszcza z Intensywnie Kreatywną - jasno wszystko na filmie wyłuszcza. I nie jest to wzór ekstremalnie trudny. Pozdrawiam! :)
UsuńWłaśnie kończę rękaw wełniany, więc wiem o czym mówisz... Szal bardzo ładny, ciekawy wzór :). Książką też mnie bardzo zaciekawiłaś, zapisuję sobie tytuł :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)
UsuńKsiążkę polecam - dużo ciekawostek i ładnie wydana. :)
O rany! Nie wiem czy tak rozpoczęty dzień dobrze by się skończył. dobrze,że te panie do pracy nie musiały iść ;-)
OdpowiedzUsuńNic dziwnego, że ziemiaństwo upadło. ;))
UsuńŚliczny wzór :)
OdpowiedzUsuńDzięki, mnie też zauroczył. :)
UsuńŚwietny szal. Szarość jest dla mnie bazą :) A dlaczego miałby być szerszy? 50 cm to mało?
OdpowiedzUsuńDzięki. :)
UsuńJakby był dwa razy szerszy, to mógłby służyć za chustę. Ale nie wiem czy bambus nie byłby za ciężki jednak trochę, więc w sumie może dobrze. W każdym razie ramiona można trochę przykryć i jest bardzo milutki w dotyku. :)
książke przeczytam na 200 %. Ciekawa jestem tych rewelacji kuchennych.
OdpowiedzUsuńJaki apetyczny tekst, w sam raz do drugiego śniadania, które zjadłam czytając go. Książka zapowiada się ciekawie.
OdpowiedzUsuń