środa, 23 listopada 2016

Kciuki bez zmian

Środa z czytaniem i dzierganiem:


 Ale zanim w Łodzi nastała dzisiejsza środa, to wcześniej był weekend, w nim Salon Ciekawej Książki. I ja w nim byłam, miód, herbatę piłam. W salonie poza mną i herbatą było książek mrowie a mrowie. Na półkach, na stolikach, na ladach, na regałach, w skrzyniach, w kartonach i w kocach. Kupiłam tylko dwie (wiem, minimalizm, ale minimalizm nie obowiązuje na książkowych targach, a przynajmniej nie wypada mu obowiązywać), w tym jedną grubą z listami i ilustracjami (Józefa Czapskiego), drugą chudą z autografem (Małgorzaty Musierowicz). Targi się odbyły w ślicznych okolicznościach Centralnego Muzeum Włókiennictwa


 Lubię tam bywać, ponieważ odwiedzający są oczytani i kulturalni a otoczenie sprzyja człowiekowi i jego potrzebom:


 W tym roku pomagałam ochotniczo w obsłudze stoiska i opowiadałam jak podpierać książki, żeby się nie przewracały, bo stoisko było z gustownymi podpórkami do książek produkowanymi przez moją przyjaciółkę.




Na koniec targów książki windą towarową (jako pokarm duchowy z natury jednak ciężki) rozjechały się do swoich księgarń i antykwariatów, a ja pojechałam do domu czytać sobie i dziergać z Maknetą. Z dzierganiem bez zmian. Poncha nie skończyłam, chociaż mi do końca brakuje mało. Nie skończyłam też szalika w żakard, chociaż mi brakuje mniej niż pół. Czapki nie zaczęłam, chociaż mam śliczną grafitową wełnę grubą, włochatą i ciepłą. Za to czytanie mam inne dzisiaj, w dodatku skończone, o intrygującym tytule "Kciuki, paluchy i łzy oraz inne cechy, które czynią nas ludźmi".  Uczucia po lekturze miałam mieszane, bo w sumie dalej nie wiem dlaczego mamy paluch u nogi, kciuk u ręki, postawę wyprostowaną i dlaczego zamiast zgrzebnie siedzieć w puszczy oddajemy się wytwarzaniem wyrafinowanego rękodzieła oraz innym cywilizowanym rozrywkom. Na początku zostałam wprowadzona w błąd teorią, że kiedy przestaliśmy odżywiać się mało pożywną roślinnością a przerzuciliśmy się na pożywne dania mięsne, liczne wolne od trawienia chwile spożytkowaliśmy na rozbudowywanie mózgu. Jak się nie znam dokładnie, to jednak ewolucja tak nie działa, bo jak ma wolne to po prostu się cieszy, że nie musi walczyć o przetrwanie, kładzie się i metaforycznie leży sobie.

No ale potem w lekturze zrobiło się ciekawie i ożywczo. Dowiedziałam się, że śmiech jest nadzwyczajnie zdrowy dla duszy i dla ciała, że ponoć najlepszy mąż to taki, który potrafi rozśmieszyć, dlaczego matki rozśmieszają dzieci i dlaczego je noszą na ogół na lewej ręce. Dowiedziałam się też, że zasady gramatyczne mamy w mózgu od urodzenia (co pewnie zdziwiłoby niejednego ucznia, którego przydawka wprawia w zakłopotanie z udręczeniem), że niemowlęta nie mówią nie dlatego, że nie myślą, ale dlatego że nie mają jeszcze odpowiedniego gardła i dlatego najlepiej dogadać się z niemowlakiem na migi. Przeczytałam też najlepszy dowcip świata (śmieszność dowcipu została przebadana w Internecie przez dwóch naukowców) i był to dowcip straszny, co też w pewnym sensie może tłumaczyć (ale mgliście) dlaczego jako jedyni mieszkańcy Ziemi się śmiejemy. Dowiedziałam się, że Szekspir wymyślił ponad 1700 słów, a w tym plotkę, zimnokrwisty i bagaż. Dowiedziałam się też, że gdybym jakiś czas temu nie zrobiła sobie schematów do dziergania żakardów po prawej stronie i po lewej stronie robótki na zmianę, to mój mózg po miesiącu nauczyłby się automatycznie przestawiać z granatowego tła od lewej na kremowe tło od prawej.

Generalnie więc z lektury jestem zadowolona, bo dowiedziałam się dużo rzeczy, w tym wiele naprawdę dla mnie zaskakujących i ciekawych. A na koniec podobno tak zintegrujemy się z naszą technologią, jak ślimak jest zintegrowany ze swoją skorupką. Nie wiem czy ta wizja mi się podoba, chociaż  bezsprzecznie dobrze byłoby mieć wszczepione do ucha małe wifi z Mozartem czy koncertem skrzypcowym d-moll Wieniawskiego a w oko permanentne soczewki z delikatnym makijażem.
Książkę w środku zakładałam piękną rękodzielniczą zakładką z niteczek:


 a w przypisach klapeczkami, które wdzięcznie konweniują z powyższymi leżaczkami:



Tymczasem w starodawnych okularach na nosie dziękuję Wam za odwiedziny, przemiłe komentarze i życzę dobrego dnia!

14 komentarzy:

  1. Zazdroszczę Ci bujnej czupryny Czajko;)Chyba zawadzasz nią o futrynę.
    Książka ciekawa,muszę zdobyć.
    Śmiech to chyba nowszy wynalazek ludzkości,czytałam,że ani Homerowi ani Wergiliuszowi humor nie był znany.Pozdrawiam,
    Hanna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tylko reklama. ;)) Nie zawadzam, bom drobna i do futryny mam daleko. :D
      Książkę warto przeczytać, sporo ciekawych (i dla mnie całkiem nowych) i przystępnie napisana.
      Książki już nie mam i nie pamiętam co jest rozsiane po całym mózgu (starym i nowym), więc nie powiem na pewno czy to nie śmiech właśnie.
      Humor chyba jednak Homerowi był znany (może nie w naszym guście, chociaż czy ja wiem?) Od razu mi się przypomniała scena z Odysei, jak to bogowie przyłapali Afrodytę z Arosem w złotej siatce i "I śmiech ogromny napadł niebian tam zebranych".
      A i w Iliadzie się śmiali sporo. No i w mojej ulubionej scenie, kiedy to Hektor zdejmuje hełm, żeby jego mały synek się nie bał, też się uśmiecha. Uśmiechanie zresztą bardzo ciekawie się tłumaczy - jako wzmacnianie więzi - dlatego rodzice łaskoczą dziecko.

      No a w starym micie o Demeter - Baubo ją pocieszała sprośnymi żartami. Jednak pewne rzeczy się nie zmieniają.
      Pozdrawiam Cię, Hanno!

      Usuń
  2. Ja sobie okulary zamówiłam nowe. Wciąż powtarzałam, że chcę takie na topie. A pani powtarzała, że to taki ostatni trend. Dałam się przekonać, a kiedy przyszłam do domu, to doszłam do wniosku, że to taki top, że nic tylko się utop. Ty to masz szczęście, bo ja to nawet nie mam, gdzie tych książek podpierać. A jak już podeprę prywatnie, to i tak koty mi udowadniają, że to podparcie żadne. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też niestety niedługo będę potrzebowała nowych. Ale na szczęście w ogóle nie wiem jakie trendy są. ;) podpórki są stalowe i solidne może dałyby radę kotom. :)

      Usuń
  3. Pod spodem:
    Jakoś sobie nie wyobrażam tych rechoczących starożytnych ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego? Ze tacy nobliwi? Jak przeczytałam Arystofanesa (jednego na razie) to nie mogłam wyjść ze zdumienia jakie nienobliwe sytuacje ich smieszyly. :D

      Usuń
  4. Zazdroszczę Ci tego tak udanego udziału w targach, bo i książki nabyłaś, i na pewno niejednemu coś do nabycia naradziłaś Uwielbiam tą atmosferę, co tam panuje wśród książek i wśród czytjacych, i książek poszukujących.Na pewno wróciłaś do domu w bardzo dobrym nastroju. Ale widzę, że moteczek włóczki jest już na starcie. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, atmosfera jest bardzo energetyczna, można sobie naładować akumulatory na codzienną rzeczywistość, prawdziwe święto. Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Czajko, jakże żałuję, że w tym roku być nie mogłam :((( Ale. ale, czy Ty jesteś gdzieś z okolic Łodzi? Bo ja pozdrawiam serdecznie z Łasku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może w przyszlym roku. Mieszkam w Zgierzu :) I tez pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  6. Ależ Ty potrafisz pisać, aż miło czytać :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podoba. Dziękuję! :)

      Usuń
  7. Wspaniele spedzilas czas wsrod ksiazek i ludzi,ktorzy ksiazki kochaja:) Swietne te podporki, a ksiazka o ktorej piszesz bardzo ciekawa, interesujace fakty nam przedstawilas i jak zwykle w bardzo ciekawy sposob . Pozdrawiam cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz