"- I
pomyślałem – ciągnął dalej łgarz – że warto wyleźć po łodydze bobu na księżyc,
żeby zobaczyć, jak też tam wszystko wygląda. I niewiele myśląc, zacząłem się
wspinać i wyłazić, i wspinać, aż w końcu wylazłem na księżyc.
- Hm, to
wszystko mogło się stać! – rzekł król i mrugnął znowu na kata, żeby jeszcze raz
poostrzył sobie miecz."
O tym, jak jeden chłop miał trzech synów, Gustaw Morcinek (w zbiorze "U złotego źródła")
Łgarz był oczywiście jednym z wyedukowanych w świecie synów i starał się o posadę w rządzie. Strasznie, okropnie wręcz zmyślał, ale król (którego ciągle bolał brzuch i jadł z tego powodu suszone śliwki - na obrazku miał ich cały worek za tronem) wierzył mu we wszystko aż do pewnego momentu, ale nie będę tu zdradzać pointy.
Ten mój ulubiony łgarz z ulubionego zbioru bajek przypomniał mi się w związku z moim ostatnim czytaniem. Pomyślałam sobie, że dobry pisarz musi umieć dobrze zmyślać. Musi opowiadać w taki sposób, żebyśmy uwierzyli mu we wszystko co nam opowie. Musi opowiadać nam tak, żeby ta łodyga bobu do księżyca była dla nas bardziej rzeczywista niż taka mała łodyga w ogródku.
A czytam teraz "Chciwość" Marty Guzowskiej.
Marta Guzowska doskonałym łgarzem nie jest. Czyta się "Chciwość" i jest jasnym, że ona się po łodydze nie wspina, ale siedzi przy biurku i wymyśla fabułę. To minus. Fabuła jest w miarę przemyślana i trzyma się krzepko mimo upału (który jest odczuwalny). To plus. No, może z wyjątkiem gonienia głównej bohaterki traktorem po wąskich uliczkach.
"Chciwość" to kryminał, który dzieje się współcześnie na terenach starożytnej Troi (mniej więcej), bohaterką jest młoda i śliczna oczywiście archeolożka, bardzo zdolna złodziejka, ale o tym wiemy tylko na podstawie opisów samej bohaterki, co też jest minusem.
Napisana jest potoczyście. Ale ze straszną manierą. Manierą ową jest właśnie dzielenie co drugiego zdania na pół kropką. Jak rozumiem, zabieg ów miał na celu przyspieszyć narrację. Ale nie przyspieszył. Po dziesięciu stronach tylko irytował i śmieszył.
Podsumowując, uważam "Chciwość" za kryminał w poprawnym wydaniu szkolnym, można go przeczytać z zaciekawieniem (jest kilka zaskoczeń) o ile przymknie się oczy na styl, lekką sztuczność i lekki niedostatek zabytków. Bo skoro akcja w Troi, to ja bym chciała mnóstwo o zabytkach, a tych jest kilka w dodatku potłuczonych albo sfałszowanych.
Do czytania dziergam oczywiście, zwłaszcza że dziś środa z Maknetą.
Z dzierganiem jest jeszcze gorzej niż z Chciwością. Nieopatrznie podjęłam się pewnych zobowiązań w kwiatki norweskie i w rezultacie pochłonęły mnie całkiem, a to co miałam zaczęte i nieskończone mam nieustająco nieskończone. Udało mi się tylko dokończyć dwie mitenki z Nepalu i z powyższego zdjęcia, pochować w nich nitki o świcie ciemnym i udać się w nich do pracy.
Gdzieś w tle pamiętam o adwentowym postanowieniu u Honoratki. Mam nauczyć się szydełkować lalki dla dzieci. I znaleźć dzieci. Szydełko jest dla mnie narzędziem zdecydowanie obcym, miałam w dzieciństwie prześlicznie szydełkującą ciocię, ale widać ten talent się nie przenosi przez sporadyczną i pospieszną obserwację. Każda moja próba szydełkiem polegała na nieustannym liczeniu i kończyła się kształtami zupełnie zaskakującymi. Teraz jednak postanowiłam przejąć władzę nad narzędziem (prostym w konstrukcji przecież), włączyłam sobie liczne filmiki na Youtube no i mam pół głowy. Tylko pół ale za to w zaplanowanym kształcie czyli całkiem okrągłym. Mam tylko nadzieję, że w tym przypadku pierwsza połówka uczyni lalkę (lub miśka).
Jak widać, dziury są nieduże i tylko na czubku głowy, czyli na początku mojego nauczania, dalej nawet jest ściśle, ale w dalszym ciągu szydełkowanie jest dla mnie zadziwiające.
Dziękuję za odwiedziny, przemiłe komentarze i życzę dobrego dnia! :)
No i widzę, że nie rzucasz słów na wiatr. Głowa prawie jest, a to przecież najważniejsza część zabawki.Gratuluję. Bardzo często mam podobne myśli przy czytaniu niektórych ksiażek, niektórych autorów. Szkoda,że nastały czasy, kiedy "każdy' dosłownie może pisać i "wydawać'. Życze cierpliwości przy szydełku. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńStaram się. :) Dziękuję!
OdpowiedzUsuńTo prawda - obecnie jest szalona łatwość (może nie szalona, ale ogromna) wydawania. Bez znacznej części tych książek można bez żalu i uszczerbku przetrwać. Pozdrawiam.
Ja również z szydełkiem nie mam łatwo stąd nawet nie próbuję się nim posługiwać. O lalce nie byłoby nawet mowy, ale kiedyś może podejmę się wykonania sobie okrągłego dywanika... Widziałam też na yt jak się w tym przypadku posłużyć szydełkiem.
OdpowiedzUsuńByło kiedyś że "śpiewać każdy może" więc trudno się dziwić temu, że "pisać też każdy może" co dzisiaj nam różni autorzy i autorki prezentują......tylko się dziwię wydawnictwom. Takiego zmasowanego grafomaństwa chyba w poprzednim stuleciu nie odnotowaliśmy.
Pozdrawiam ciepło i serdecznie.
Miło mi, że do mnie zajrzałaś bez linkowania u Maknety :-) Miałam być u Ciebie i innych WDiC-owiczek jutro.
OdpowiedzUsuńNa szydełku tylko łańcuszek potrafię, słupki i półsłupki mnie przerastają, a marzy mi się takie fajne tęczowe szydełkowe ubranko na tablet i smartfon. Może kiedyś się uda.