środa, 1 lutego 2017

Równoległy dysk i koc

"Mieszkałem kiedyś niedaleko głazu-ostańca, który przy pełni księżyca i w noc przesilenia tańczył po polu, przypadkiem pozostawiając niestrzeżony garniec złotych monet. W teorii garniec ten był dostępny dla każdego, kto ośmieli się go porwać i potrafi z nim biec szybciej niż głaz. Oglądałem ten głaz za dnia, ale z jakiegoś powodu nigdy nie znalazłem czasu, by wybrać się na krótką nocną wycieczkę i sprawdzić jego taneczne umiejętności. Teraz zdaję sobie sprawę, że to ze strachu - bałem się, że jak wiele spotkanych wcześniej głazów  nie zechce zatańczyć. Jakaś część mnie pragnęła, by mimo specjalistów od planowania, dyrektyw unijnych i policjantów, głaz mógł nocą tańczyć. I gdzieś tam, podejrzewam, ukrywa się instynkt folkloru. Powinno istnieć takie miejsce, gdzie głazy tańczą."
Folklor świata Dysku, Terry Pratchet i Jaqueline Simpson


I dla wszystkich o podobnych potrzebach, Terry Pratchet stworzył właśnie takie miejsce, w którym nic nie trzeba sprawdzać, ponieważ wiadomo, że głazy tańczą, sm
oki są w dwóch udokumentowanych gatunkach, a bagaż... No, akurat Bagaż jest prawdziwy nawet w naszej ziemskiej rzeczywistości, może tylko jest mniej przywiązany do właściciela i nie aż tak nieśmiertelnie niebezpieczny.
Właściwie nie jestem miłośniczką fantasy, lubię kiedy głazy tańczą w naszym swojskim folklorze, kiedy konik Garbusek mieszka pod prawdziwą lipą, Tytania jest z Szekspira, a Aleksander Wielki jest z Macedonii. O ile jednak w przypadku przeciętnego autora nie jest trudno unikać jego dzieł, o tyle w przypadku Pratcheta jest to praktycznie niemożliwe, ponieważ w jakiejkolwiek czytelniczej grupce, w jakiej mamy szczęście się obracać, ma swoich licznych wielbicieli, którzy w dodatku aktywnie i z pasją szerzą słowa swojego Mistrza w jego dziełach. Jeżeli nie masz książki, pożyczą. Jeżeli nie pożyczasz, dadzą w prezencie. I nigdy, nigdy  nie jest to wina słów, ze nie wpadasz w zachwyt. Zawsze to jest twoja wina, albo wina kolejności czytania. Musisz więc spróbować kolejne i kolejne. Mam na koncie pięć przeczytanych. Albo sześć. Co mogę powiedzieć? Terry potrafił pisać. Mieści się w tym i styl, i poczucie humoru, i spostrzegawczość i ogromna wiedza. Kochał też opowieści, nasze opowieści ziemskie, więc za to wszystko nawet mogę mu wybaczyć, że je przebrał w różne spiczaste kapelusze, zapakował ozdobnie i wysłał na świat Dysku, który stoi na żółwiu, który na słoniach, które na słoniach i tak do samego dna, albo odwrotnie. Generalnie można stwierdzić, ze wszystkie jego książki są komentarzem do całego nasze go świata łącznie z bankami, pocztą i piątym kontynentem.

W "Folklorze świata Dysku" wszystkie spiczaste kapelusze zostały zdjęte, ozdoby odpakowane i na świat boży wychynęła nasza rzeczywistość ludowa, mitologiczna, religijna i kulturowa. Nic dziwnego więc, że sama wyraziłam chęć jej przeczytania i nic dziwnego, że współautorką jest czołowa badaczka folkloru, która poznała Pratcheta w kolejce po autograf, co zresztą było świetnie opisane w drugim wstępie. Oba wstępy są zresztą świetne, a i sama książka też. Nie polecam jej jednak na pierwsze spotkanie. Lepiej najpierw przeczytać kilka właściwych, w tym celu należy zastanowić się, co nas interesuje, obejrzeć się w prawo lub w lewo i poprosić miłośnika Pratcheta (na pewno tam jest) o tytuł dobry na początek. Chyba że chcemy o owcach, o owcach jest chyba w każdej, bo owce są ważne.
Co mi przypomina o dzierganiu i o środzie z Maknetą.
W tamtym tygodniu miałam plan na czapkę, ale w noc ciemną stanęły mi przed oczami wszystkie moje zapasy poutykane po szafach, wprowadziły zamęt i nie pozwoliły usnąć, aż nie wymyśliłam robótki równoległej, łatwej i bardzo włóczkożernej. Robótkę wymyśliłam, skorym świtem rzuciłam się ją wprowadzić na druty nr 10 i tym samym w głowie mam spokój i zen. Robię koc. Z frędzlami, ale frędzle to daleka przyszłość. Oczywiście koc nie zlikwiduje wszystkich moich zapasów, ale jakieś dwie reklamówki. Dobre i to. Co prawda po dziesięciu centymetrach okazało się, że szarej wełny mi nie wystarczy. I mam do wyboru - albo dokupić i trzymać się jednokolorowego dizajnu, co ma okiełznać (choć trochę) lekko pstrokaty wystrój mojego mieszkania, albo dołączyć inne kolory i pogodzić się z pstrokatym. Na szczęście mogę pomyśleć o tym jutro, bo koc robi się długo, mimo drutów numer 10.
Z tego myślenia wpadłam w sieci na bardzo eleganckie łączenie włóczek (zwierzęcych) przez filcowanie. Robi się to minimalnie dłużej niż supełek, a odpada zupełnie chowanie nitek - jestem zachwycona tym sposobem. Najpierw się nawleka jeden koniec na igłę i przewleka przez drugi koniec, potem się wyciąga igłę, filcuje nitkę zwilżonymi palcami i praktycznie nic nie widać, bo koniuszki można obciąć.





Książkę zakładam jedynie słuszną zakładką - w folkowe ptaszki.

 
 Do pracy chodzę ślicznie zimową drogą, co właściwie nie ma związku ani z czytanie ani z dzierganiem:


No ale nie zawsze wszystko musi mieć związek ze wszystkim. Nieraz nie ma.

Dziękuję bardzo za przemiłe komentarze i odwiedziny, dobrego dnia! :)

19 komentarzy:

  1. Ha widzę, że nie tylko ja miałam pomysł na koc :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też właśnie na zdjęciu Twoim jakoś znajomo mi wyglądało. :D Ale Ty ambitnie - koc z malinami. Ja z prostym ryżem. :))

      Usuń
  2. I ja dziergam pledzik z resztek. Szydełkiem jednak. Pstrokaty jednak. A z Pratchetta to znam jedynie "Kota w stanie czystym". Próbowałam okiełznać kolejność świata dysku, ale jakoś nie wyszło. I pewnie nie wyjdzie. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To powinnaś jeszcze o kocie Maurycym przeczytać. I o jego szczurach. Tak by Ci powiedział wielbiciel Pratcheta. ;)
      No tak, pledzik z resztek ma z definicji kolorowość. Ja sobie wymarzyłam szary koc z frędzlami i teraz z myślami muszę się bić. Żeby kupować włóczkę do likwidowania zapasów? To się w głowie nie mieści. :D

      Usuń
  3. Przeczytałam kiedyś dwie pierwsze części świata dysku. Nie da się ukryć, Bagaż to mój ulubiony bohater :D Zwłaszcza kiedy "milczał, lecz tym razem głośniej";)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, Bagaż jest słodki - może dlatego, że lubi chrupki (a właściwie zjada chrupki).
      :)

      Usuń
  4. Uwielbiam książki Pratchetta, a najbardziej części poświęcone czarownicom! *^v^* Miałam to szczęście, że kiedyś uczestniczyłam w spotkaniu z autorem na Polconie, mówił mądrze i przezabawnie, i bardzo się cieszył, że w Polsce ludzie naprawdę czytają jego książki, czerpią z tego radość i chcą o książkach rozmawiać, a nie o możliwościach biznesowych, kręceniu filmów, drukowaniu koszulek, itp.
    Znowu zaspałam środę z Maknetą, czytam dużo ale za to z dzierganiem chwilowo utknęłam, czekam na włóczkę i zabrałam się za przerobienie swetrów nieulubionych na ulubione. ^^*~~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czarownice też lubię, tak sobie myślałam, że musiał mieć fajne kobiety w rodzinie - bardzo przekonujące portrety. Byłam świadomość, że był, ale ja do końca nie jestem zapratchetowana. Chociaż nigdy nie wiadomo - może gdybym miała mniejszą kolejkę z moich dziedzin. A i tak mam chęć go przeczytać po kolei.
      No tak, to mniej przyjemne, ja też powinnam kilka przerobić, ale zawsze jakoś mnie skusi nowa włóczka. Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Koc! Chyba nauczę się robić na drutach ;-) Pratchetta znam w wpisów WDiC, sama jeszcze po niego nie sięgałam, choć kusi mnie trochę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koc się robi prosto - same prawe. I grube druty, szybko idzie. Co prawda na razie nie mogę się jeszcze nawet troszkę przykryć. :D

      Usuń
  6. Gratuluję odwagi przy tak wielkim i ambitnym projekcie,jak koc. Z niecierpliwością czekam na pierwsze zdjęcia. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nabrałam takiej ochoty (i faktycznie potrzebuję, bo moje koce są albo bardzo wytarte albo sztuczne strasznie), że rzuciłam się bez chwili zastanowienia. Zobaczymy jak się sytuacja rozwinie. :D
      Pozdrawiam!

      Usuń
  7. Jak zwykle spokojnie, nastrojowo i literacko u ciebie. Prachetta bardzo lubi mój starszy syn z przystawką, czyli już zoną i własny mąż. Ja, jakoś tak nie mogę się za niego zabrać. Choć słyszę same superlatywy. Może, kiedyś:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż dziwne, że Cię nie przymusili lekko ;))
      Co jeszcze mogę powiedzieć - on naprawdę świetnie pisał i wiedzę o świecie miał ogromną. To u niego ogromnie cenię. No ale nie każdy dobrze się czuje na żółwiu i na słoniach. :)

      Usuń
  8. ostatnie zdjecie jest przecudne!!! Prachetta nie czytala i widze, ze to blad! Ambitny cel z kocem. Pamietam jak ja szydelkowalam moj i latem musialam odstawic robotke na bok, bo sie po prostu nie dalo z ciepla wytrzymac :)
    pozdrawoam bardzo serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Teraz z kocem się trochę wystraszyłam, jakoś nie myślałam nad jego ogromem. No ale wizja znikających z szafy motków mnie uskrzydla. :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  9. Przyznam, że nie znam Prachetta. Nie da się przeczytać wszystkiego, a na dodatek fantazy nie należy do moich ukochanych nurtów:) Ponieważ jednak wiem, że taki Autor istnieje, a na dodatek zachęcasz do niego w sposób wysoce sugestywny, to czy mogłabyś polecić coś na początek! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ ja nie jestem wielbicielką! I mało czytałam - kilka tomów. Też nie lubię fantasy, tylko że Pratchett w mojej opinii to coś więcej i duże poczucie humoru. Najlepiej wybrać coś z dziedziny, którą znamy albo lubimy.
      Osobiście bardzo lubię wiedźmy. Ale chyba najlepszym z jego bohaterów jest Śmierć, czyli "Kosiarz" chociażby. "Zimistrza" też dobrze wspominam, zwłaszcza że jest tam taki ludek, który godo po śląsku, a godonie zawsze jest fajne (no i scena wypożyczania romansu jest świetna.
      Nie mówię, że trzeba. Można - dużo się nie ryzykuje, tomy nie są grube i szybko się czyta. :)

      Usuń
    2. Dziękuję, zaraz zajrzę na Allegro:)

      Usuń

Dziękuję za komentarz