środa, 18 listopada 2015
Kanibal bez cytatu
Nie tak dawno dowiedziałam się z książki pana Arensa, że ludożerstwo to mit, co mnie nieco rozczarowało w kontekście poznawczo-naukowym, więc kiedy zobaczyłam "Historię kanibalizmu" Nathana Constantine'a prawie od razu rzuciłam się ją czytać.
Historia podzielona jest na trzy części, pierwsza traktuje o niecnych praktykach z pobudek kulturowych, druga o ludożerstwie z musu (czyli jeżeli jesteśmy dwa miesiące w odludnych Andach), trzecia o psychopatach.
W sprawach technicznych Constantine jest bez zarzutu, jest nawet dowcipny, co może dziwić, ale nie jest to dowcip niesmaczny (nomen omen). Trochę się czułam, jakby ów żart pomagał zmierzyć się z grozą tematu. Zwłaszcza trzecia część była zdumiewająca, wstrząsająca (w porównaniu z rzeczywistością Hanibal Lecter jest raczej średnio straszny) i cytatów nie będzie, zwłaszcza, że nie było żadnych związków z dzierganiem. Bo to dziś środa z Maknetą, więc czytamy i dziergamy jednocześnie.
Poza tym książka napisana jest bardzo klarownie i może to wstyd, ale mnie wciągnęło, nie mogłam się oderwać i przeczytałam w dwa dni. Muszę jednak przyznać, że czasem, zwłaszcza w trzeciej części, wpadała trochę w klimat tanich gazetek sensacyjnych.
Natomiast w mojej opinii laika "Historia kanibalizmu" jest słaba merytorycznie. Argumentem na istnienie kanibalizmu było stwierdzenie, że skoro są dzikie ludy, to z pewnością jedzą innych i dopiero kulturalna Europa ich oświeciła w ciemnocie. Nie jest to dla mnie przekonujące, ale tematu zgłębiać nie będę i pozostanę w niepewności i niewiedzy czy kanibalizm kulturowy był i o co w tym wszystkim chodzi.
Trochę straszny a trochę fascynujący "kanibal" z okładki jest spowity (przeze mnie) w szary sweterk z wełny skarpetkowej i to jest dopiero straszne. Otóż zaplanowałam sobie sweterek o luźno powiewających połach, bez guzików i z mini kołnierzem szalowym. Zaprojektować dzianinę mogę bez problemu, natomiast na ogół efekt końcowy diametralnie odbiega od założeń. Żeby jeszcze koniec wieńczył dzieło i przyćmił plany, można by tę różnicę pominąć milczeniem, ale niestety. I tym razem uzyskałam więc kolejny sweterek z okrągłym dekolcikiem. A właściwie prawie uzyskałam, bo zaprzestałam uzyskiwania w jednej trzeciej. Zbieram teraz siły na prucie i powtarzam sobie czterdzieści razy dziennie - Znajdź sobie prawdziwy projekt prawdziwej projektantki i już go nie opuszczaj aż do ostatniego mankietu w rękawie.
Tymczasem listopad wieje wiatrem, chłoszcze deszczem i kwiatki ostatnie przekwitły.
Ps. Słusznie Murakami prawił, że w maratonie nie można siadać. Ja usiadłam na chwilę i oto efekt - natychmiast wypadłam.
Dziękuję za odwiedziny i komentarze. Miłego dnia! :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Chyba lepiej spruc od razu i bedzie po krzyku, potem ta spruta wloczka przywola Cie do pracy i krzyknie zrob to ze mnie. Wlasnie jestem po pruciu kilku rzadkow serwetki, dopatrzylam sie glupiego bledu, ale stwierdzilam, ze albo to zrobie od razu, albo rzuce serwetke w diably, a byloby mi szkoda. Pozdrawiam serdecznie Beata
OdpowiedzUsuńOj tam, oj tam prawdziwa artystka z ciebie więc bez prucia się nie obędzie...książką bardzo mnie zaintrygowałaś. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńładna szarość sweterka
OdpowiedzUsuńPomysł na sweterek ciekawy. Może da się go jeszcze uratować?
OdpowiedzUsuńMówisz, że Lecter przy tej książce to pikuś? No to mus przeczytać, choć może nie do posiłku i nie przed snem.
Książką zaintrygowałaś, jak gdzieś zobaczę to na pewno po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńA prucie jest chyba nieodłącznym elementem procesu dziewiarskiego tworzenia :)
Książką zaintrygowałaś, jak gdzieś zobaczę to na pewno po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńA prucie jest chyba nieodłącznym elementem procesu dziewiarskiego tworzenia :)
A ja miałam problem z przeczytaniem całego postu przez tego Kanibala, uciekłam jak zaczęłam czytać o ludożercach i dopiero wróciłam by doczytać wszystko.
OdpowiedzUsuńU mnie też zawsze, ale to zawsze projekt końcowy różni się od zaplanowanego i dlatego często pruję i pruję, ale po rozmowie np. z Hanią, wiem, że ona też tak ma i to mnie pociesza.