środa, 4 listopada 2015

List i kura prawdziwa z kogutem blaszanym

Pierwszy w życiu list dostałam od swojego taty, kiedy miałam roczek. A właściwie roczek i dwa miesiące:

Ponieważ oczywiście czytać wtedy nie umiałam, był on ilustrowany, klarowny i z dodatkowymi objaśnieniami.
List właściwie na zawsze związał się w mojej świadomości z wakacjami, ponieważ jako nauczycielskie dziecko, jeździłam z mamą na różne kolonie w góry i nad morze. Tata zostawał w domu z powodów służbowych i kiedy już ususzył prawie wszystkie kwiatki, oblał parkiet butelką atramentu i zapełnił zlew stosem talerzy (wszystko mam udokumentowane na piśmie), siadał przy stole i pisał do mnie listy pełne bajek, zagadek i żartów.



Z kolei moja najlepsza ciocia, która nie czuła się zbyt pewnie w rysowaniu, pisała do mnie listy z wyklejankami:


Miałam naprawdę szczęście i do dziś wzruszają mnie szczerze te dowody miłości, humoru, troski i ciepła. Oczywiście i ja też pisałam w odpowiedzi, w ogromnych trudach ortograficznych (konia z rzędem, kto na pierwszy rzut oka zidentyfikuje śadkę) oraz pracowicie kolorując kopertę.


A potem, kiedy już dorosłam, kiedy moje lalki nie wisiały już na ścianie, a koleżanki nie bawiły się w piaskownicy czekając na mój powrót z wakacji, więc potem też pisałam dużo listów. Odręcznych, drukowanych, ilustrowanych aż w końcu elektronicznych. I te ostatnie też mają swój urok, chociaż są bez koperty i bez znaczka. 
Tak dobrze, że jest list - przesłane pozdrowienie, myśl, przygoda. Zatrzymuje ułamki chwil i pozwala się potem bawić w powroty do przeszłości.
Lubię czytać listy do siebie i listy nie do siebie. Uwielbiam zwłaszcza "Listy do brata" van Gogha - ilustrowane zupełnie jak moje. I nie mam już co napisać - Monika. :)

PS. Ponieważ nawet w maratonie jest środa z Maknetą i z czytaniem. więc oczywiście dziergam i czytam:


Szare będzie w liście, a brązowe jest o sztuce. Sztuka jest nowoczesna, Picasso raz maluje kurę z kurczątkami, raz prostokąty z zębami, a jabłka są zawsze kanciaste. 

Dziękuję za wizyty i komentarze, miłego dnia! :)

10 komentarzy:

  1. Pozostała Ci piękna pamiątka z dzieciństwa. Aż zazdroszczę :)
    Osobiście też lubię pisać i czytać listy, chociaż ostatnio mało kto chce je do mnie pisać.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten wieczny brak czasu. Kiedy sobie pomyślę o dawnych czasach, kiedy nie było telewizorów, internetu to trochę mi żal. Ale mamy teraz blogi, maile. Cóż, świat się zmienia, to nieuniknione. Szkoda, ale nie ma rady. :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Teraz już wiem skąd u ciebie taka umiejętność pisania, pięknego pisania. Trochę ci zazdroszczę takich wspomnień:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czajko droga, rozczulił mnie Twój list do cioci, a zwłaszcza wyznanie, że w szkole są miłe pomieszczenia:) Ja teraz postaram się spojrzeć życzliwszym okiem na pomieszczenia w mojej szkole. Twój tata pięknie rysował. Ty jako rycerz walczący ze smokiem jesteś bardzo do siebie podobna:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak sobie pomyślałam, że jednak człowiek (a może dzieci zwłaszcza) w jakiś sposób jednak sam tworzy rzeczywistość. A ja miałam od dziecka przymus szukania jasnych stron świata, jak widać w tych olejnych szkolnych ścianach. :)
      Dzięki. :))

      Usuń
  4. Zazdroszczę Ci, że te listy Ci pozostały... piękne są ;) Już wiadomo po kim masz talent artystyczny ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale Twoj tata slicznie rysuje i z pomyslem. Pozdrawiam serdecznie Beata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Zawsze był dla mnie niedoścignionym wzorem pod względem. Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Bardzo miło się czyta takie listy z dzieciństwa - zarówno te pisane do nas, jak i przez nas. Listy od taty rewelacyjne. Z rozszyfrowaniem śadki kłopotu nie miałam, gdyż moja Siostrzenica, siedmioletnia pierwszoklasistka, pisze podobnie (rozszyfruj 'rpko boć psz mie" - jej dedykacja dla mnie sprzed dwóch lat). Nie wiem, co to będzie to szare, ale już mi się podoba.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz