środa, 22 lutego 2017

Sekretne i niemoralne


Wieje wiatr, śniegi topnieją w połyskliwe kałuże, koniec karnawału zbliża się razem z zapachem smażonych na jutro pączków, tymczasem środa z Maknetą, więc długie (no, powiedzmy, że długie) godziny po ciężkiej pracy urozmaicam sobie posypywaniem chrustów cukrem pudrem, robótkami ręcznymi i czytaniem książek, prawie zupełnie jak młode kobiety w czasach wiktoriańskich. Różnica jest taka, że ich robótki były bardziej przymusowe niż moje, a moja młodość jakby trochę bardziej miniona.
Ale rzecz nie jest ani o młodości, ani o robótkach, ale o Dickensie, a właściwie o jego sekretnej kochance i ma tytuł "Sekretna kochanka Dickensa", autorką jest Claire Tomalin. Na okładce jest Dickens w pierwszym planie i sekretna kochanka w tle.

Historia pewnie jakich wiele, wyróżnia ją to, że zdarzyła się w czasach, które stały się symbolem o ile nie moralności, to na pewno pruderyjnego zakłamania i dotyczyła mężczyzny, który był moralnym punktem odniesienia i kobiety, która była zawodową aktorką, czyli z obyczajowych nizin o ile nie gorzej.
Zrozumiałe więc, że wiele osób dokładało wielu starań, aby rzeczony romans (który w zasadzie był raczej na pewno) ukryć, listy spalić, powstające tu i ówdzie plotki zdementować. Tym większy podziw należy się autorce, która z ogromną determinacją pozbierała szczątki dowodów i umieściła w dosyć grubej książce.
Bo choćby nie wiem jak bardzo wielcy krytycy literaccy, a tym bardziej sami pisarze próbowali nas odwieść od badania życia autorów, to jednak życie to interesuje wielu, a czytanie książek przez pryzmat rzeczywistych przygód autora jest nadzwyczaj ciekawe.

W niniejszej biografii Dickens nie wypadł zbyt korzystnie poza tym, że był wręcz wielbiony przez swoich rodaków i dwa razy odmówił zaproszeniu królowej Wiktorii, twierdząc że jest zajęty. Tytułowa Nelly początkowo jawi się jako nieco bezbarwne młode dziewczątko, potem nabiera barw i wigoru.
Ogólnie bardzo sympatyczna lektura, można się zamyślić nad zmienną koleją rzeczy i obyczajów.


i tylko faworki pozostają niezmiennie słodkie, a róże ozdobne.
Na drutach koc, do czego już zdążyłam się przyzwyczaić i pogodzić. Jeszcze pewnie trochę na nich pobędzie, więc dla przełamania szarej hegemonii skończyłam czapkę bordo z włóczki Fabel, której wyszło strasznie dużo, nawet jeśli uwzględni się wielki pompon. Poniżej ustrojona w 300 gramów czapki, Bubulina. Jak zwykle w dobrym nastroju:


Za to na froncie stosikowym bez zmian, a nawet lekkie pogorszenie - stosik pnie się do góry zamiast kulturalnie zanikać:


Na froncie zakładkowym mało sekretne, ale niemniej urodziwe, niemieckie fasady:


Dziękuję bardzo za odwiedziny i przemiłe komentarze, dobrego dnia i całej sterty polukrowanych pączków! :)

14 komentarzy:

  1. Zaczne od chruscikow, bo mi smaku narobilas, ze chyba bede jutro tez robic rano, to beda gotowe jak dzieci wroca ze szkoly, bo gdybym zrobila dzisiaj to musialabym chowac:))) Ksiazka mnie bardzo zaintrygowalas i zapisuje sobie tytul. Na pocieszenie ci powiem, ze u mnie stosiki z ksiazkami tez nie maleja, a wrecz rosna w zatrwazajacym tempie;))) Czapa super, fajny kolor, pozdrawiam cieplutko, a nawet wiosennie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, nie ma to jak stos chruścików. Hihi, z chowaniem też mam tak samo - kiedyś nie udało mi się obronić ciastek - zniknęły zanim wystygły, a w przepisie miałam, żeby chować w szczelnym pudełku. Nie miałam już co. :)
      Ja się troszkę przygnębiłam, bo już dawno nic nie pożyczałam i mało kupowałam, a w tym roku jakaś zaraza czy co. Dziękuję i pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  2. Jak zawsze porafisz nas przekonać, czy to do czytanej książki, czy to do faworków (niestety nie umiem ich piec), więc musi mi wystarczyć patrzenie na zdjęcia innych. Bardzo mnie intryguje ten koc, który na jakiś czas od nas chowasz. Życzę udanego 'tłustego' czwartku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Do smażenia faworków namawiam - nie jest tak trudno, tylko trochę trzeba się nawałkować, bo ciasto musi być cienkie. Koc już jest całkiem sporych rozmiarów - ale jakoś nie dał się sfotografować bardziej okazale. Na razie robi jako tło. :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Ja już dzisiaj świętowałam, jadłyśmy na oddziale chrust.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na oddziale dobre i to - pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  4. Faworków jeszcze w życiu nie robiłam, może kiedyś się odważę. Jak się tak zastanowić to dziwne to trochę , ale najlepsze są faworki domowej roboty a pączki kupne. Takie mam "głębokie" przemyślenia , chyba powinnam już iść spać ;))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby było wszystko jasne, to u mnie trochę inna godzina się wyświetla niż u Ciebie :P

      Usuń
    2. O 14 też czasem można być zmęczonym. :D
      Ale dla ścisłości - u mnie się ustawia czas atlantycki (ale nie pamiętam z której strony) i to jest tak romantyczne, że już nie wnikałam, gdzie to mogę zmienić. :)

      Faworki w mojej opinii proste są, a ja mistrzynią kuchni nie jestem. Muszę mieć dobry i pewny przepis i nie może być zbyt wyrafinowanie technicznie.
      No i nie, w mojej opinii wszystko domowe jest lepsze (z wyjątkiem majonezu, bo kupny jest pyszny). Nawet moje pączki były lepsze i na drugi dzień nie czułam smaku oleju. Ale lubię, niestety, i kupne i niekupne. :))

      Usuń
  5. Chętnie zmniejszyłabym Twój stosik, o faworkach nie wspominając.
    Uwielbiam takie sekretne historie. Wielcy wydają się wtedy jakby bardziej "ludzcy".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja też lubię i nawet nie doznaję wstrząsu, jak się okaże, że byli też nie do wytrzymania pewnie niektórzy. :))
      Ze zmniejszaniem stosiku faworkowego nie było kłopotu - do sesji zdjęciowej tylko dwa dotrwały. :))

      Usuń
  6. Tłusty Czwartek miałam już wczoraj, ale i dzisiaj nie oparłam się mini-pączusiom. Chrusty/faworki tym razem odpuściłam. Zainteresowała mnie "Jeżycjada a sprawa polska" - trzeba będzie rozejrzeć się w bibliotekach. Co do Dickensa, to już chyba tak jest, że najwięcej za skórą mają Ci, którzy najbardziej moralności bronią.

    OdpowiedzUsuń
  7. W nawale problemów o czwartku zapomniałam. O środzie też. Chciałam jednak jakiegoś pączka pochłonąć i po najmniejszej linii oporu wzięłam kurs na Biedronkę. Natknęłam się tylko na zdziwione osoby przepatrujące półki z pieczywem i ciastami. Pączków niet! Przesunę sobie te pączki na jutro, trudno!

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wyobrażam sobie porządnego domiszcza bez takiego stosiku:) Co prawda mój troszkę się pewnie teraz przykurzy (wiosna!), ale zawsze coś tam z niego spróbuję uszczknąć :)) PS. Za odrzucenie zaproszenia królowej wybaczam mu wszystkie romanse i inne bezeceństwa!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz