środa, 25 listopada 2015

Feblik na fali

"...wszystkie przywiązania wynikają z tego samego: czujemy się obco w tym nieskończonym Wszechświecie, Ziemia się nam stale kręci pod nogami, nasze życie ucieka, boimy się, chcemy się czegoś uchwycić. Czegoś stałego. Łapiemy się swojego stołu, swojego miejsca, swojego domu, łapiemy się swojego człowieka."
Feblik, Małgorzata Musierowicz

Kiedy więc w łódzkim Salonie Ciekawej Książki wypatrzyłam Feblika na regale, złapałam go od razu jak swojego. Dwudziesty pierwszy tom Jeżycjady, poprzednie wszystkie przeczytałam, więc nie mogę tak gwałtownie przestać. I bardzo słusznie. Świeża pościel, wygodne łóżko, półki pełne książek, kolorowe kanapki, aromatyczna herbata i lody domowej roboty. Kto nie lubi takich tematów?
Otoczenie jest nienachalnie kulturalne, czyta Tatarkiewicza (Dzieje sześciu pojęć), Glovera (Świat starożytny) w wydaniu przedwojennym, przy stole nie rozmawia o fizjologii (nawet ślimaków), maluje farbami wyciśniętymi z płatków róż (w kolorze czerwonym) lub malw (w kolorze rozczarowująco sinawym), gra w Dixit, a dzban przy tym "tkwił niewzruszenie, pysznił się barwami, śmierdział myszą i wyglądał wspaniale."

W takie otoczenie uwielbiam się wtapiać (a nie w każde warto - jak mawia dziadek Borejko) i to jest główny powód, dla którego czytam i będę czytać Jeżycjadę. Wątki miłosne, fabuły to doprawdy powody pomniejsze. I nie przeszkadza mi, że to z definicji powieść dla młodych dziewcząt, ani że pojawiają się w niej "sygnały bezprzewodowe", które to, jak ogólnie wiadomo, w przyrodzie nie występują.


Książkę zakładałam reklamowymi zakładkami z targów (wszystkimi trzema).

A co na froncie robótkowym, bo ciągle jest i szczęśliwie nie zanikł? Przesiedziałam otóż w kryzysie twórczym dwa tygodnie, przekonałam się, że dekolt swetra sam się nie zmienił, a obmyślone gwiazdki same się nie wydziergały, narzuciłam więc na druty dwie (bo grubsze, a grubsze szybciej się dzierga) rude nitki nową techniką z jednego kłębka (jedna nitka z lewej, druga z prawej, czyli jedna z wierzchu, druga z początku - bardzo praktyczny wynalazek) i zaczęłam prezent pierwszy. Wyszedł gruby bobół (o, pierwszy raz widzę to słowo w druku, chyba to ścisły regionalizm jest). Sprułam.
Narzuciłam jedną rudą nitkę, drugą pominęłam poświęcając szybkość na rzecz estetyki. Początek zapowiedział się wdzięcznie, aczkolwiek nieco chudo. Sprułam.
I wtedy na pociechę zamówiłam sobie druty z czerwoną żyłką najnowszej technologii, dorzuciłam torbę z owcą, humor mi się poprawił znacząco, narzuciłam więc żwawo rude oczka w ilości właściwej i tym sposobem chyba znowu jestem na fali (czyli na drutach).


I całe szczęście, bo to dziś środa u Maknety - czytamy i dziergamy.

Bardzo dziękuję za odwiedziny, ciepłe komentarze i wsparcie w pruciu! Miłego dnia. :)

10 komentarzy:

  1. Lektura książek Pani Musierowicz to wielka przyjemność.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jako małolata byłam z Jeżycjadą na bieżąco. Potem wpadła "poważniejsza" literatura. Teraz czuję potrzebę powrotu w te bezstroskie lata, kiedy pochłaniałam to Jeżycjady dziennie, a kobiety w bibliotece robiły wielkie oczy, kiedy następnego dnia przychodziłam po kolejny. Tym bardziej, że teraz z Jeżycjadą mierzyło się moje rodzeństwo ("Opium w rosole" jest lekturą) i jak słyszałam ich: "nudne, nie wiadomo, o co chodzi" to płakać mi się chciało. Te dzisiejsze dzieciaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, Jeżycjadę można czytać całymi tomami, ja też wynosiłam z biblioteki po kilka, aż w końcu skompletowałam prawie całą własną i mam. :)
      Dzieci wyrastają z lektur (kto teraz czyta Małą księżniczkę?), niestety. Każde pokolenie ma własne hity.

      Usuń
  3. Stoję właśnie przed trudnym wyborem kupna nowej porcji książek dla Starszej z okazji świąt. Jest ona raczkującą nastolatką, sama będąc w tym wieku mało czytałam ( na obecne standardy, chociaż ktoś mógłby stwierdzić , że dużo) z moich ukochanych książek z tamtego okresu mam oprócz serii Ani z Zielonego Wzgórza jeszcze Ronję córkę zbójnika A. Lindgren, wszystkie posiadam w swoich zbiorach; najlepiej byłoby przeczytać samemu Jeżycjadę (nigdy jej nie czytałam), jednak obawiam się czy jej by się spodobało, czy nie usłyszę - "nudne" , chociaż sam fakt, że Ty wciąż czytasz jest chyba najlepszą rekomendacją:)) Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tego typu wybory zawsze są obarczone ryzykiem - kwestia książek jest bardzo, bardzo indywidualna. Nie ma rady - trzeba kupować najlepsze i trzymać kciuki. Nawet bowiem arcydzieło może się nie spodobać (sama znam osobiście osoby, które nie lubią Kubusia Puchatka).
      Do Jeżycjady zachęcam - niezwykle optymistyczna i dla mnie terapeutyczna wręcz atmosfera. Ja pierwszy raz ją przeczytałam w zupełnej dorosłości, uważam że jej solidne tło obyczajowe, cudne tropy literackie, kultura czyni z tych książek ponad wiekową lekturę. Pozdrawiam! :)

      Usuń
  4. Witaj. Jako nastolatka pierwsze tomy Jeżycjady pochłaniałam a Szóstą klepkę czytałam kilka razy. Potem jakiś przestój i teraz chętnie bym wróciła. Hmm może napiszę list do Mikołaja? Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem pewna, że po latach Cię nie rozczaruje. Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. "Jeżycjadę" kocham i pewnie z niej nigdy nie wyrosnę. Kilka lat temu wpadłam na pomysł, żeby kupić całą serię, ale... Nie lubię gromadzić książek. W domu. Bo zawodowo jak najbardziej.

    OdpowiedzUsuń
  6. Żałuję, że nie można kupić książek Musierowicz w postaci ebooków... Czytałam kilka starszych książek jako nastolatka, a teraz chętnie bym przeczytała parę jako lekka odskocznie, ale za granicą ich niestety nie kupię :(

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz