Listonosz przyniósł go w dużej paczce i w całości. Video jednak nie kłamało. Motek był duży.
Nie dało się go upchnąć, jak inne chudziny, w szufladach, ani na półce między bluzką a rękawiczką. Jedyne co mogłam zrobić, to posadzić go w fotelu i sama przysiąść na pufie. Nie było rady, trzeba było sobotnim rankiem usiąść tuż obok motka na kanapie i rozpocząć jego znikanie.
I nic to, że w różnych szmacianych etui mam niezmierzone ilości drutów długich i krótkich, oczywiście do tej włóczki pasowały jedynie druty na krótkiej żyłce, skarpetkowych tego rozmiaru oczywiście nie mam wcale, więc znowu (jakby to delikatnie napisać), znowu czekam na paczkę, tymczasem w determinacji, bo ile można siedzieć na pufie, nawet jeśli z fotela wygryza cię milusi motek, nauczyłam się raz dwa (powiedzmy) techniki magic loop, żeby zacząć dekolt. I po licznych trudach, po czterokrotnym zaczynaniu metodą luźną włoską, po żmudnych ustaleniach który drut pracuje, który zwisa luzem i które pętelki trzymamy palcem, voila, uzyskałam magicznego motyla:
Po dwóch dniach dziergania i myślenia nad kolorami (ale obiad tym razem się nie przypalił i nawet zrobiłam surówkę), kiedy tak szary jak popiół, nieco mroczny, ustępował rozpalonemu czerwonemu, też mrocznemu, przyszła mi na myśl Medea:
Wtem ujrzała Jazona i zgasły żar ożył;
a przejmując jej serce, zapłonął na twarzy,
Jak gdy iskrę w popiele uśpioną, rozżarzy
Nagle wzbudzony wicher, ta wzdęta powiewem,
Rozpala się i silnym wybucha płomieniem.
Przemiany, Owidiusz
Medea. Tragiczna, nieszczęśliwa postać, piękna królewna, zakochana na śmierć w Jazonie, ile zbrodni dla niego popełniła, a on ją zdradził niecnie i podle.
Dziś miałabym pewnie półtora rękawa co najmniej, no ale póki co druty do rękawów w drodze:
Sweter jest bardzo lekki, trochę gryzie, ale i tak nie mogę się doczekać, kiedy go wypiorę i założę. Na górze będzie miał osobno golf.
Czytam do niego "Kraj z księżyca"
Wspomnienia napisane przez Australijczyka, który przyjechał do Polski w początku lat dziewięćdziesiątych i co wtedy zobaczył, to zapisał. Nie jest to obrazek miły. Szczerze mówiąc, mnie osobiście przygnębił na tyle, że nie wiem czy przeczytam ostatnie sto stron. Śmieci wyrzucane przez okno pensjonatów, gangi złodziei wysadzających grupowo pasażerów z tramwaju, setki pijaków na ulicach i w ogóle wszędzie. Niby wiemy, że mniej więcej tak była, ale opisane przez obcego bardziej boli. Trochę też jest o Chopinie (ale ja już czytałam o Chopinie raz czy dwa), bo autor to miłośnik Chopina, trochę o Walewskiej.
W sumie trochę nudno i niezbyt porywająco. Odrobina przygód z językiem - tych mogłoby być więcej. Zwłaszcza dziewiarskich, kiedy to autorowi ukradziono malucha, policja spisała ukradzione z nim rzeczy i przetłumaczyła dzielnie na angielski:
"Mozolne zabiegi translatorskie zaowocowały powstaniem dość osobliwego opisu skradzionych przedmiotów:
- Czerwono-czarna (jak moja Medea całkiem) robiona na drutach nylonowa elektryczna maszynka do golenia z rurką
- Brązowy tweedowy garnitur donegal ze starą nasadką pióra i czarne irlandzkie buty"
Kraj z księżyca, Michael Moran
A w czytanym w tle "Papierowym świecie" Sumerowie właśnie patrzą na żetony do liczenia owiec i wymyślają pismo. Wiedziałam, że owce maczały w tym palce! Owce i pisanie. Czytanie i dzierganie.
Dziękuję za odwiedziny, za komentarze i życzę miłego dnia! :)