"Robię porządki przed śmiercią, co po szwedzku nazywa się döstädning.
Dö to śmierć, a städning - sprzątanie, porządkowanie. W języku szwedzkim termin ten oznacza, że wyrzucacie niepotrzebne rzeczy i zaprowadzacie w domu porządek, kiedy czujecie, że zbliża się chwila rozstania z ziemskim padołem.
Chciałabym wam o tym opowiedzieć, bo to bardzo ważna sprawa. Może także będę mogła wam udzielić kilku rad, ponieważ prędzej czy później każdy z nas zmierzy się z tym problemem. Naprawdę musimy to zrobić, jeśli chcemy zaoszczędzić cenny czas naszych najbliższych, kiedy nas już nie będzie."
"W ostatnich latach życia, za każdym razem, kiedy ją [teściową] odwiedzaliśmy albo kiedy ona składała nam wizytę, dawała nam w prezencie piękne porcelanowe talerze, obrusy albo kolorowe serwetki. Trwało to kilka lat, zanim przeprowadziła się do dużo mniejszego, ostatniego już w jej życiu mieszkania. W taki sposób porządkowała swoje życie - po cichu, niepostrzeżenie rozdawała rzeczy, które stawały sie wspaniałą ozdobą domów jej bliskich i przyjaciół."
Sztuka porządkowania życia po szwedzku, Margareta Magnusson
Tak sobie pomyślałam o tej książce, kiedy z kuchennej szafki mojej teściowej, zza szeregu torebek z mąką, cukrem, kaszą i zza stosów obtłuczonych fajansów, wyciągałam porcelanowe talerze w różyczki.
Nie byłyśmy z teściową jak matka z córką, po kilku dramatycznych spięciach wypracował się naturalny kompromis, spotykałyśmy się regularnie na rodzinnych uroczystościach, przez wiele wakacji opiekowała się moimi dziećmi na wynajmowanych letniskach, zaopatrywała nas w trudno dostępne śpiochy i buty. Z biegiem lat nauczyłam się przyjmować jej krytykę bez żalu, ale czy ona pogodziła się z moja metodą obierania ziemniaków, to nie wiem.
Po raz pierwszy w życiu właściwie zmierzyłam się z tematem likwidowania mieszkania i mimo że nie byłyśmy sobie bardzo bliskie, to jednak jest to doświadczenie poruszające, bo poprzez zostawione rzeczy wędrujemy w przeszłość ich właściciela otoczeni różnymi myślami i emocjami. A rzeczy u teściowej jest dużo. Można właściwie powiedzieć, że są wszystkie jej rzeczy, łącznie z pilotką skórzaną jej taty, poprzez Singera jej mamy, wszystkie zasłony, obrusy, talerze, sztućce, kostiumy kąpielowe i szaliczki mojego męża (bardzo gryzące). Odbywam więc podróż w czasy PRL i wynoszę, wynoszę do śmieci kolejne worki. Walczę ze sobą, żeby siebie nie zagruzować, skoro od sześciu lat próbuję się zminimalizować. Patrzę na wyjęte z jakiejś filiżanki stareńkie pudełko ze świętym Antonim i przypominam sobie, że miałam też identyczną figurkę ale w plastikowym pomarańczowym pudełku. Sprawiało mi przyjemność, nie wiem czemu, czy przez swoją miniaturowość, czy przez zamknięcie, które wydawało cichy dźwięk i święty był bezpieczny w swojej samotni? Czy to jest ważne, żeby trzymać takie rzeczy? Na półce klasycznej meblościanki po teściowej siedzi mała laleczka w łowickim stroju ludowym. Też taka miałam - można je było kupić w kiosku, miały niebieskie zamykane oczy. Moja została wyrzucona dawno temu, a mimo to pamiętam, jak produkowałam dla niej krzywe ubiory na szydełku i jak moja babcia szyła dla niej szyfonowe sukienki, utyskując przy tym, bo malutkie falbanki wkręcały się w stopkę maszyny.
Czy dobrze jest trzymać wszystko? Żeby nie zapomnieć? Żeby wykorzystać?
U nas temat porządków przed śmiercią jest sprawą bardzo delikatną. Nie wyobrażam sobie, żeby kogoś do tego namawiać. Ale gdy tak pomyśleć trzeźwo, to my cały czas jesteśmy przed śmiercią, więc dla mnie porządki przed śmiercią są po prostu sposobem na spędzenie reszty dni (oby jak największej ich liczby) cisząc się tym, co dla nas ważne. Upchnięta pod stertę bielizny pilotka nie budzi radości, tak samo jak niepotrzebnym gratem są upakowane w torebki foliowe haftowane serwetki i ciśnięte na dno kosza, bo przecież nigdzie już się nie zmieszczą.
Postanowiłam sobie, że moja masa spadkowa będzie jasna, uporządkowana i ładna. Mam tę nadzieję, że przy okazji ja sama się nią zdążę jeszcze nacieszyć.
Nie chcę mieć już niczego poupychanego, przywiezionych talerzy porcelanowych używamy z mężem codziennie, ja patrzę na delikatne różyczki, mąż pewnie na schabowe w panierce. Myślę nad tym, jak wyeksponować haftowane poszewki i szydełkowe obrusy. Wysypuję umyte owoce na kryształowe salaterki. Mam w planie z beli cierpliwego adamaszku uszyć prześcieradła, a z poplamionych lnianych obrusów uszyć torby na zakupy.
"Pewnego dnia wyznałam synowi, że porządkuję swoje sprawy i piszę o tym książkę. Zapytał, czy to będzie smutna książka i czy ta praca nie działa na mnie przygnębiająco.
- Nie, nie - odpowiedziałam. - To wcale nie jest smutne. Ani te porządki, ani pisanie o nich.(...)
Porządki przed śmiercią to nie odkurzanie czy czyszczenie, lecz sposób na wprowadzenie trwałego ładu, dzięki któremu życie codzienne będzie prostsze."
Sztuka porządkowania życia po szwedzku, Margareta Magnusson
Trudno powiedzieć, czy ta książka była dla mnie przydatna w stu procentach, raczej nie. Niektóre rady były bardzo szwedzkie, karteczki z cenami na poszczególnych rzeczach praktyczne, ale nieco przygnębiające, ale jako ogólnie motywująca i wspomagająca utrzymanie się na szlaku minimalizowania - jak najbardziej.
Czego złego by nie mówić o minionym ustroju, to jednak skład czekoladek był całkiem niezły.
Postanowiłam sobie, że moja masa spadkowa będzie ładna i uporządkowana.
- Żeby od razu było wiadomo co wyrzucić? - zapytał kolega z pracy.
No cóż, i tak bywa, a wiedzieć co wyrzucać jest bardzo ważne - po tygodniach segregowania śmieci i nieśmieci, oddzieliłam moje złote pierścionki od plastikowych. Póki co, działam. W ramach przetwarzania mojej już dosyć pięknej masy spadkowej na masę jeszcze piękniejszą i użyteczną zrobiłam wreszcie po dwóch latach jedwabny sweter, którego zdjęcia mam nadzieję niedługo pokazać.
Długo mnie nie było, przepraszam, stęskniłam się, ale co zrobić - segreguję i wyrzucam, wyrzucam, wyrzucam.
PS. Laleczka w stroju ludowym dalej siedzi na regale, w sumie mała jest, nie zajmuje dużo miejsca, więc może zrobię jej jakieś bardziej proste autfity na szydełku? Jej strój bowiem mocno zakurzony.
Wiem nawet, gdzie może zamieszkać - w pudełku na listy, albo na zdjęcia - dosyć tam jest przestronnie.
Dziękuję za odwiedziny i komentarze, dobrego dnia!