niedziela, 3 września 2023

Ścierka czyli arras

 - Gdzie chciałby pan żyć?

- Gdziekolwiek - trzy pokoje, biblioteka, w zimie ciepło, w lecie chłodno, za oknem drzewa.

Herbert, Andrzej Franaszek


W prawie trzech swoich pokojach z jednym drzewem za oknem spisałam swoje wszystkie książki, zaznaczyłam przeczytane. Wszystko wskazuje na to, że mam blisko 900 książek, w tym 290 nieprzeczytanych. Gdybym czytała w dobrym tempie, przeczytałabym je w niewiele ponad dwa lata. Gdybym czytała w fatalnym tempie, przeczytanie ich zajęłoby mi osiemnaście lat (sic!). Ale od 2004 roku - czyli odkąd zaczęłam zapisywać przeczytane książki - tak dobre jak i fatalne tempo zdarzyło mi się raz. Gdybym się zmobilizowała i nie kupowała nowych (taaak), mogłabym mieć nadzieję, że przeczytam je w ciągu pięciu lat. I nie chodzi mi o jakieś wyzwania czy wyścigi, ale po prostu szkoda mi ich, jak tak stoją na półkach i się kurzą czekając. Pięć lat to długo, osiemnaście to ryzykownie długo, mała presja czasu więc jest. Taka wręcz presyjka. Oczywiście staram się nie dać zwariować i przy wyborze lektury nie kierować się grubością książek, dalej staram się czytać z przyjemnością, ale mała presja jest. I z taką małą presją gdzieś z tyłu głowy, zabrałam czytnik i pojechałam na wakacje. Wybór i chęć wskazywały na biografię Herberta. Zaczęłam czytać i tylko co jakiś czas zerkałam na podsumowanie na dole. 1 %, no nic, czytam dalej a tu dalej też 1%. Na drugi dzień dzielnie czytam dalej - zerkam, a tam w dalszym ciągu 1%. Najpierw myślałam, że popsuło się liczydło w czytniku, ale zaraz potem, tknięta przeczuciem, sprawdziłam liczbę stron tej biografii - dwa tysiące stron. Gdyby spróbować określić ją jednym słowem, byłoby to słowo "hojna". No ale skoro udało mi się przeczytać 1%, to chyba dam radę przeczytać całość. Czytałam prawie miesiąc. 

"Herbert" Franaszka to bardzo hojna biografia i, co w sumie dziwne, nie przytłacza ani nie nuży. Zapomniałam zupełnie o presji i siedziałam w morzu cytatów, zapisków, faktów i przypuszczeń. W dolach i niedolach, w zdrowiu i w chorobie, w podróżach i w powrotach. Przejmujące życie, przejmujące okoliczności (i ta ohyda teczek, agentów, inwigilacji), piękno poezji i myśli w tym wszystkim. Przejmująca lektura. Warta tego miesiąca i psucia statystyk oraz tempa.

Sierpień przeminął jak z bicza trzasnął, do czego przyczynił w znacznym stopniu reading journal. Otóż kiedy zgodnie z planem od nowego roku przeprowadzę się z moimi książkowymi i ogólnożyciowymi zapiskami do nowego notesu, stary (no, nie taki stary, bo tegoroczny) zostałby w większości pusty. Szkoda mi było, myślałam, żeby może wpisać w niego jakieś lektury dzieciństwa, albo ulubionych pisarzy, albo ulubione książki, aż po tygodniu myślenia wpadłam na pomysł wpisania do niego wszystkich moich lektur od 2004 roku. Pomysł szalony, więc pierwszy rok wpisałam i ozdobiłam błyskawicznie, żeby mój zdrowy rozsądek nie zdążył zareagować. Nie wiem, czy aż tak musiałam się spieszyć, w każdym razie nie zareagował, a dalej to już poszło. Jestem już w roku 2014 i teraz nawet aż tak szalone mi się to nie wydaje. 


Każdy rok jest w innym stylu, mam okazję się naocznie przekonać, co mi się podoba najbardziej (kwiatki jednak i vintage), wykorzystać moje nakupowane w ilościach hurtowych papiery, kredki i naklejki oraz nabrać wprawy w zdobieniu. 
W każdym roku jest strona powitalna, jest topka, lista przeczytanych książek i piksele, czyli oceny i typy w kolorach. Skalę i kolory ocen zmieniałam od założenia reading journala chyba dziesięć razy aż wreszcie wpadłam na sześć ocen (wydaje mi się, że ktoś go już stosuje) i kolory tak intuicyjne, że po kilku książkach nauczyłam się ich na pamięć. Typy też zmieniłam - początkowo były w odcieniach brązu i tylko Veermer mógłby odróżnić audiobook od książki papierowej - na zielone i niebieskie dla elektronicznych (czyli e-book i audiobook) oraz żółty dla papieru, fioletowy dla powtórki a czerwony dla pożyczonej. Nie wiem na czym to polega, ale przyjemnie jest popatrzeć na taki rok w kolorach i powiedzieć - o, w tym roku czytałam dużo pożyczonych i słuchałam dużo audiobooków, a w tamtym znowu czytałam dużo pożyczek.

 








Wśród tych szalonych poczynań nastał wrzesień i Zlot Biblionetkowy w Ciechocinku (co było lokalizacją dla emerytki bardzo stosowną). Zlot jak każdy był bardzo udany, ożywczy i radosny, Ciechocinek ukwiecony i słoneczny, ognisko trzaskające, wino czerwone, domowe nalewki za to najprzeróżniejsze. Prawie udało mi się nie przywieźć żadnej książki, ostatecznie przywiozłam jedną, co można uznać za wynik przyzwoity. 





Na zlot zabrałam druty i prostą robótkę. Okazało się jednak, że prosta robótka poza oczywistą zaletą, że jest prosta, bo nie trzeba liczyć oczek, patrzeć w schemat czy zapisywać przerobionych rzędów, ma również wadę, a mianowicie taką, że nie jest atrakcyjna. I tu już nawet nie chodzi o mnie (w każdym razie nie w dużej mierze o mnie, bo wiadomo, że na ogół wygląda się lepiej z wykwintną robótką niż z niewykwintną), ale o kogoś kto podchodzi i pyta co robię. Na pewno znacznie przyjemniej byłoby mu dowiedzieć się, że robię na szydełku (okazuje się, że różnica między drutami a szydełkiem w świecie niedziergającym jest praktycznie niemożliwa do wychwycenia, często więc moje druty nazywane były szydełkiem, a próba wyjaśnienia szybko wywoływała popłoch i pomieszanie) arras wawelski a co najmniej ciechociński. A ja tu siedzę i dziergam ścierki kuchenne. Po prostu sama byłam rozczarowana swoją prozaicznością. Do tego stopnia, że w drodze powrotnej postanowiłam spruć w połowie gotową ściereczkę i zrobić jednak sweter, tym bardziej, że bawełna na ściereczki to nie resztki a całkiem spore pudło całych motków (jak to możliwe?) i trochę głupio. Ściereczki będę robić, jak już zostaną z niej resztki. 

 W Ciechocinku dało się mi zrobić zdjęcie niedawno ukończonego Corran cardigan



Bardzo jestem z niego zadowolona - lekki i przyjemny. I nawet plisę udało mi się nabrać za pierwszym razem i nie pruć. Z tyłu nie widać ściągacza, bo mąż nie wiedział, że ściągacz jest ważny, ale ściągacz z tyłu też jest.
350 gramów Line firmy Sandnes Garn - jest w niej len, więc mam nadzieję, że się będzie dobrze nosić
Druty nr 5 (do ściągaczy nr 4)

I tym sposobem zbliżamy się do jesieni, grzybów oraz innych jadalnych dóbr natury, jesiennego słońca, mgiełek i kolorów, czego sobie i Wam życzę. Dziękuję bardzo za odwiedziny i przemiłe komentarze, dobrego dnia!