niedziela, 23 stycznia 2022

Stada owiec i kolory z kopytami

 

"Są osoby, na których odzież leży zawsze jak ulana, szalik nigdy nie wylezie im z kołnierzyka bluzki, zamek od spódnicy nie pęknie w chwili najmniej odpowiedniej, a guziki nie oderwą się od płaszcza nawet w czasie huraganu. Ida nie należała do tych szczęśliwców. Cokolwiek wciągnęła na grzbiet - zawsze wyglądała wyjątkowo niedbale, a jej stroje miały tajemnicze i nieodparte tendencje do zwisania, wleczenia się lub powiewania."

Ida sierpniowa, Małgorzata Musierowicz

Zabawne, bo ja też należę do tych mniej szczęśliwych w kwestiach odzieżowych - całkiem niedawno pytałam koleżankę z pracy, w co byłam ubrana dzień wcześniej, a ona zamyśliła się głęboko i przyznała, że nie wie, ale na pewno byłam w coś zawinięta. No tak, zawijanie i omotowywanie się jest moimi ulubionymi metodami stylizacji. No trudno. Nie każdy może być Coco Chanel i Diorem. W każdym razie na tapecie jest czwarty tom Jeżycjady, a jak Jeżycjada, to wiadomo - pocieszanie się. 

Czytam sobie powoli (i pewnie tak będzie przez jakiś czas, póki nie wybiorę się po nowe okulary) i widzę, jak Musierowicz szukała drogi przez pierwsze trzy tomy i w Idzie skutecznie zadomowiła się w lekko zakurzonym, zaksiążkowanym mieszkaniu Borejków. Pocieszam się tymi książkami piętrzącymi się wszędzie, pocieszam się domowymi ptysiami i gorącą herbatą (Popularną). Akcja toczy się w roku 1979, w deszczowym sierpniu, a sierpnie w tamtych latach trwały całymi eonami, nie to co sierpnie dzisiejsze, które mijają nie wiadomo kiedy - dopiero jest czerwiec, a za chwilę ubieramy świąteczną choinkę. Czytam sobie powoli i przypominam nostalgiczne kolejki, ser żółty i paprykarz szczeciński. Zarazy też były wtedy jakieś lepsze, zwykłe katary od spania w przemoczonym namiocie.

Jeżycjady mam jeszcze jakieś prawie dwadzieścia tomów, więc mam czym się pocieszać przez długą zimę (bo, nie wiedzieć czemu, chociaż sierpnie i maje są krótkie teraz, to zimy i śniegi jakoś niezmiennie długie i ciemnawe). W pozostałych wolnych chwilach robię na drutach, co zresztą też jest pocieszające.  

Skończyłam sweter z alpaki od Filcolany. Przyznam, że chyba nie zrobiłam nigdy tak cudownie lejącej się dzianiny, ubieranie trwa dłużej, bo zawsze muszę się chwilkę pozachwycać.  Alpaka gryzie mnie co prawda nieco, ale ja już tak mam i mieć inaczej nie będę - wszystko prawie mnie gryzie. 



Razem ze swetrem widoczne są jedne z moich wełnianych skarpetek - chodzę w nich do pracy i o dziwo dają radę, a jeszcze niedawno myślałam, że ręcznie robione wełniane skarpetki nadają się tylko do siedzenia w fotelu. 


Zaczęłam też sweter z moich ogromnych zapasów merino pozostałej po kwietnym kocu - myślałam jakiś czas nad kolorami, aż przypomniał mi się sposób dobierania kolorów, który polega nad tym, żeby nie myśleć, tylko poradzić się mistrzów. Do porady wybrałam sobie van Gogha i jego kawiarnię. Od razu kolory ruszyły z kopyta, jednak co mistrz, to mistrz.


Sam sweter natomiast utknął tuż po oddzieleniu rękawów. Zapewne nikt pewnie w to nie uwierzy, sama nie mogę uwierzyć - kontynuowanie dziergania wymagałoby dokupienia włóczki (tak, mam całe wielkie pudło merino i nie mam wystarczającej ilości granatowej). Postanowiłam sobie, że w żadnym wypadku nie dokupię, sweter siedzi w pudle i czeka na rozwój wypadków. 

Tymczasem narobiłam dwa stadka owieczek dla wnuczki i wnuczka. Potrzebują jedynie pomponów, bo najfajniejsze owieczki są z pomponami właśnie.



Zaczęłam też nowy sweterek, zapowiada się bardzo milutko i wygodnie:


 Ale o nim będzie już w następnym odcinku, który nastąpi, mam nadzieję, wkrótce. Kiedy dziś włączałam komputer, przypomniał mi się tekst piosenki, znanej powszechnie poetki, której to dzieckiem będąc malutkim, słuchałam z płyt winylowych u babci:

"Powiedziałam, że się chcę poprawić, nie chciałam. Tłumaczyłam, że nie zapominam, no, nie wiem... Raz już była przecież taka zima bez ciebie. Przysięgałam: "Jesteś całym światem" - niemądrze. Obiecałam: "Wrócę tu przed latem" - a skądże...

Bardzo chcę się poprawić i bywać tu regularnie, tylko te grudnie tak szybko mijają, bo zimy, wiadomo, powoli. Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!

Dziękuję bardzo za wizyty i przemiłe komentarze, dobrego dnia!