środa, 30 września 2015

Nimfy w pośpiechu

"Mniejszym bogom ziemi towarzyszą nimfy, na ogół życzliwe duchy natury, przedstawiane jako piękne i miłe dziewczęta, które zamieszkują zarośla, źródła, ruczaje, cieniste lasy i pływające wyspy, czyli miejsca, gdzie przyroda jest bujna i środowisko przyjazne. Zazwyczaj spędzają życie na tkaniu i przędzeniu"
Mity Bogowie i herosi w sztuce, Lucia Impelluso

Dziergam czapkę dla dziecka. Już zapomniałam, jak bardzo wolno dzierga się dwustronny żakard z cienkiej nitki, za progiem mrozy, a ja ciągle w mankiecie. Może byłabym dalej, gdybym nie zaczynała trzy razy. Pierwszy początek miał pomieszane kolory, drugi miał pomieszane strony (udało mi się zamknąć okrążenie we wstęgę Mobiusa), trzeci miał liczbę oczek, której zupełnie nie mogłam wpasować we wzorek. Czy ja naprawdę robię ten fason czapki po raz drugi?
- Znowu prujesz? Nie skupiasz się. Przecież widzę, że się nie skupiasz, oglądasz serial. Trzeci raz prujesz, mamo, ta włóczka będzie strasznie wymęczona!
No proszę, facet, a jak się zna na włóczce, mruczę pod nosem, wyłączam serial, obcinam sprutą nitkę, siadam przy oknie i po kilku godzinach skupienia i koncentracji mam wreszcie początek czapki.
Prawie wcale nie czytam, dziergam dniami i nocami i tylko dzisiaj mam przepustkę, bo dzisiaj środa, dzierganie i czytanie z Maknetą.


Bogiem a prawdą, książkę przeczytałam jeszcze latem, bo wtedy jeszcze mogłam sobie wolno czytać kolejne mity i patrzeć sobie bez stresu na kolejne obrazki. Teraz mniej mogę bez stresu, bo wiadomo, dziergam czapkę.

Mitów w "Mitach" jest bardzo, bardzo dużo i tyle samo jest reprodukcji różnych bardziej lub mniej słynnych dzieł sztuki, przy czym sam mit jest napisany z lewej u góry, obrazek jest z prawej, a z lewej u dołu jest opis obrazka. I to jest bardzo przyjemny układ - historia jest zwięzła i kluczowa a opis pomaga mniej spostrzegawczym (takim jak ja chociażby) dostrzec różne szczegóły, na przykład malutką Helenę trojańską, która właśnie się wykluła z jaja (na obrazku powyżej Helena jest niestety przykryta czapką).
Trochę więc czytam, a trochę patrzę na Danae w złotym deszczu, na Apolla w stroju renesansowym (zielona tunika i czerwone rajstopki), na Dafne z pękiem gałęzi zamiast głowy, na Skyllę, kiedy była jeszcze piękną dziewczyną i nosiła kolczyki w uszach i na Hektora w hełmie strasznym na głowie. Oczywiście Askanios, syn Eneasza, myli mi się z Anchizesem, jego ojcem, ale to nic nie szkodzi.
Penelopa tka całun na czerwonofigurowym skyfosie z V wieku p.n.e., stareńka Eurykleja myje nogi Odyseusza (właśnie go rozpoznała i gąbka jej upadła na posadzkę z wrażenia).
Zakładam rumiankiem, który nie ma żadnego związku z mitologią, ale tak śliczne wygląda obok rosnącej magicznie winorośli, śpiącego Dionizosa i pluskających wesoło delfinów.


"Jestem nimfą świętego źródła, nie zakłócajcie mojego snu, odpoczywam."

(A właściwie nie tyle odpoczywam, co w pośpiechu dziergam czapkę, później sobie poodpoczywam jako ta nimfa w ruczaju.)

Dziękuję bardzo serdecznie za odwiedziny i przemiłe komentarze, miłego dnia!

środa, 23 września 2015

Masowanie żakardem

"Zamień suknie, których nigdy nie nosisz, na szal z wysokogatunkowej wełny"
Sztuka prostoty, Dominique Loreau

Prostota w książce, wysokogatunkowy żakard w czapce, czyli wspólnie uprawiamy hobby z Maknetą.


Dominique Loreau jest Francuzką, która od dwudziestu lat mieszka w Japonii i zachwyca się japońskim stylem życia. Na co dzień nie przepadam za tego typu poradnikami, tym razem potrzebowałam motywacji, a Sztuka prostoty jest wciągająca, szczera i nie zawiera zbyt wielu komunałów.
Z natury i z upodobania jestem chomikiem. Nie lubię wyrzucać rzeczy, a że często ulegam nieodpartym pokusom i mam niezbyt duże mieszkanie, więc co jakiś czas staję się chomikiem przytłoczonym. Chomik przytłoczony jest ociężały, przygnębiony, mało energiczny, ma straszny bałagan w kosmosie i najlepsze co może wtedy zrobić, to poczytać sobie o prostocie, rytuałach i duchowych medytacjach przy myciu podłogi.

W sobotę zapakowałam i wyniosłam na śmietnik sześć worków ze starymi sukienkami (nie gromadź, wyrzuć niepotrzebne, wyrzuć, oddaj, wyrzuć) i tylko jedną przyniosłam z powrotem. Porobiłam porządki we wszystkich szafach układając ręczniki i pościel w równe stosiki (Jesteśmy bezradni wobec dżumy, śmierci i wszystkich koszmarów, które osaczają nas we śnie. Ale szafy, w których panuje wzorowy porządek, są dowodem, że możemy uporządkować przynajmniej nasz mały kącik we wszechświecie).
Pozamiatałam, pomyłam, poczyściłam dom (Czyszczenie, zamiatanie, mycie, gotowanie utrzymuje ludzi w formie i czyni ich odpowiedzialnymi za własne życie. Osoba, która krząta się wystarczająco dużo, by zaspokoić potrzeby dnia codziennego, nie dozna wylewu krwi do mózgu, otępienia ani apatii. Jej myśli są jak przepływające po niebie chmury. )

Usiadłam w fotelu z kawą w porcelanowej filiżance (Opowiadaj się za najprostszymi rzeczami wysokiej jakości, które dobrze się starzeją)  i myślałam, żeby może pobiegać w poszukiwaniu energii (Nie uprawiaj sportu czy jogi wyłącznie po to, by stracić na wadze. Rób to dla przyjemności, jak dziecko biegające po plaży.) albo może posłuchać wody w strumyku, albo pomasować się szczotką z sierści dzika, (Masowanie szczotką przywraca organizmowi energię, a tobie entuzjazm. Praktyka ta wzmacnia działanie systemu odpornościowego.), albo wyjechać w jakieś miłe miejsce (Zawsze zabieraj szczotkę ze sobą w podróż).
- Mamo, czy ty mi robisz czapkę? Bo nie wygląda, jakbyś robiła. Robi się zimno, czy robisz mi czapkę?

Zbieram swoje myśli o szczotce, o plaży, o strumykach, zbieram chyboczące na rozbiegowym rządku druty skarpetkowe i robię dziecku czapkę. Żakard dwustronny, taki sam jak w zeszłym roku, też biały ale z ciemniejszym niebieskim. Lubię żakardy i lubię jak w nich przeplatają się kolory, a każde oczko ląduje na swoim miejscu w kosmosie. Ale zanim na dobre pogrążę się w robótce, idę zobaczyć czym Wy zapewniacie ład w kosmosie, bo przecież dziś rytualna środa, a:   

"Rytuał sprawia, że dzień różni się od innych dni, a godzina od pozostałych godzin"
Antoine de Saint-Exupéry

Dziękuję za komentarze, odwiedziny i życzę miłego dnia! :)

wtorek, 15 września 2015

Półpięty ozdobne

Szyndzielnia cicho wynosi się ze swoimi drzewami nad horyzont, ciemna chmura siedzi na jej wierzchołku, jest ciepło, nie pada, a ja znowu jestem w górach. Na sobie mam ubranie galowe, wokół mnie piętrzą się różne kable, złącza, wiertarki i wyłączniki służbowe. Nieco dziwne, bo jako mała dziewczynka byłam przekonana, że zawodowo będę powiązana nie tyle z prądem, co z imiesłowem przysłownym uprzednim, albowiem to gramatyka była przedmiotem moich uwielbień i ekscytacji.


Kiedy więc kable z wiertarkami robią sobie ciszę nocną, siedzę w uroczym pensjonacie, dziergam i czytam (bo to środa z Maknetą) "Gramatykę na wesoło" profesora Goździka, jedną z moich ulubionych książek dzieciństwa.
I wszystkie ekscytacje przeżywam na nowo, albowiem, nie da się ukryć, nic nie pamiętam. Jeszcze raz okazuje się więc, że słoneczko powinno się posługiwać formą "byłom i śpiewałom", że można mówić dwu, dwom i dwóm, że dawniej mieliśmy ręki, że "si" wcale nie jest od śpiewania, ale od bliskości, co widać w słowie "latoś" oraz że półpięta to cztery i pół zupełnie nie pięty.

Dzisiaj, kiedy w internecie, w radiu i w telewizji zalewa nas mówiona bylejakość, tak dobrze jest poczytać kogoś kto język polski kochał, znał i umiał to przekazać ciekawie i dowcipnie.
Nawet jeżeli sami nie mamy już chęci na takie lektury, to warto podsunąć tę książkę dzieciom, bo mimo pewnej dezaktualizacji wykłada przedmiot jasno i klarownie. Nie czuję nawet wielkiego żalu o wytknięcie palcami dwóch inżynierów za formę "technikumy".

Poszewek mam już półtrzecia czyli dwie i pół, co mnie bardzo cieszy, albowiem wyglądają bardzo prześlicznie i ozdobnie z tymi zakręconymi warkoczami i prześwitują znacznie mniej niż to widać na zdjęciu. Ale następne jednak będę robić na mniejszych drutach.
Dziękuję bardzo za Wasze wizyty i przemiłe komentarze, idę dalej targować i życzę Wam miłego dnia!


środa, 9 września 2015

Maraton bez guzików

"Biegnąc, nic nie robię, tylko biegnę”
O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu, Haruki Murakami


 Trochę się z tym nie zgadzam, bo uważam że, czasem warto robić dwie rzeczy jednocześnie, zwłaszcza gdy są to rzeczy przyjemne, tym bardziej że są pary, które się wzajemnie uzupełniają, dopełniają i podnoszą swoje smaki. Takie na przykład czytanie i jedzenie. Albo słuchanie muzyki i dobre jedzenie. Oglądanie filmów i chrupkie jedzenie (generalnie jedzenie do wielu przyjemności pasuje – może poza robieniem na drutach jednak). Leżenie na plaży i słuchanie szumu morza, leżenie na łące i słuchanie szumu traw, robienie na drutach i słuchanie książek (albo czytanie, ale to tylko bardzo zaawansowane dziewiarki). Lekko parafrazując Murakamiego, mogę zatem powiedzieć, że dziergając, nic nie robię, tylko czytam. I całe szczęście, bo akurat jest środa z Maknetą.

Dziergam poszewki, tego się spodziewałam i to miałam w planie (są niczym ultramaraton bez guzików i szwów, i bez mety), natomiast Murakami zaskoczył mnie w autobusie, usłyszałam, że pisał o bieganiu i ogarnęła mnie przemożna chęć przeczytania tego co napisał, chociaż autor nie jest moim ulubionym autorem. Okazało się szybko, że ta książka nie jest typową dla niego książką, bo jest niejako zapiskami z bieżni i oszałamiająco szybko jestem niemal w połowie.
Jak na razie się nie zawiodłam. Jest o zmaganiu się człowieka z własnym ciałem, o pokonywaniu barier, o biegu w upalnej Grecji, o biegu w przewiewnych Hawajach, o tym jak zostać pisarzem (trzeba sprzedać bar i mieć talent, ale przede wszystkim umieć się dokopać do źródła). Nie podoba mi się nieco chaotycznie podany materiał – najpierw Haruki jest stary i biega, potem jest trochę młodszy i nie chce mu się biegać, potem jest młody i zaczyna biegać, trochę się też pewne rzeczy powtarzają, ale w sumie nie przeszkadza mi to strasznie – cały czas jest o bieganiu, a bieganie bardzo lubię, zwłaszcza od momentu, kiedy się dowiedziałam, że to od biegania zaczęło się nasze myślenie.

Może nawet zacznę biegać? Kto wie. Potrzebne tylko są dobre buty i dobra droga. No, z drogą może być kłopot. Ale kto wie.

Zamieszczam też przy okazji ankietę, bardzo przyjemną, zachęcam do jej wypełniania. Jeżeli miałabym kogoś wywołać, to może Maknetę, Wiolę i Monotemę, ale generalnie jestem wszystkich Was ciekawa. Bo ja o czytaniu też uwielbiam czytać. :)

1. Czy masz ulubione miejsce do czytania w domu?
Mój fotel. Mam z jednej jego strony lampkę i herbatę, z drugiej notesik na cytaty, karteczki samoprzylepne i ołówki. Pod plecami poduszki, pod stopami pufę. To jest dobre miejsce, ale najlepsze przed świtem albo nocą (kiedy rodzina śpi).

2. Zakładka czy świstek papieru?
Kiedyś to był świstek – bilet tramwajowy najczęściej. Nie lubiłam tych peerelowskich zakładek z kliszy filmowej i obdzierganych kordonkiem, które produkowało się na lekcjach techniki. Ale potem dostałam zakładkę z Anglii, potem jakąś kupiłam w Empiku (kiedy się pojawił) i jakoś bardzo szybko okazało się, że zbieram. Teraz mam całe pudło zakładek i dobieram je do książki kolorystycznie, tematycznie i zgodnie z porą roku. Nie mogę latem czytać książki założonej choinką z Mikołajem – takie odchylenie. Mam swoje ulubione zakładki oczywiście. Lubię cienkie z chwościkiem (ale chwościk nie jest niezbędny). Też dwie przyjemności - można patrzeć i majtać.

3. Umiesz przerwać lekturę w dowolnym miejscu, czy musisz doczytać do końca strony/rozdziału itd?
 Kiedyś nie umiałam, ale to wynikało z wciągnięcia mnie w akcję a nie z podziału na rozdziały. Śmieci czekały na wyniesienie, lekcje na odrobienie, ziemniaki na obranie, dziecko na odebranie (zdążyłam jednak do przedszkola przed zamknięciem). Teraz odkładam książkę, bo rozkład autobusów jest nieubłagany, zdarzyło mi się jednak zabrać książkę do autobusu (a z papierowymi teraz nie jeżdżę tylko z audiobookami), kiedy bohater był w strasznej opresji a do końca zostało kilka stron.Natomiast jeżeli chodzi o podział książki, to mogę przerwać nawet w pół zdania (no, prawie w pół).

4. Czy jesz lub pijesz przy czytaniu?
Kiedyś (jednak moje zwyczaje czytelnicze uległy zmianie, jak to widzę jasno) uwielbiałam jeść przy czytaniu (aż dziw, że w miarę trzymałam linię) i czytać przy jedzeniu. Najchętniej jabłka, ale pamiętam landrynki i dżem łyżką ze słoika (kto wtedy słyszał o szkodliwości cukru?). Używałam też jedzenia jako pretekstu, żeby zrobić sobie przerwę w nauce. Uwielbiałam też czytać książki podróżnicze (zwłaszcza te spod bieguna) zaopatrzona w kanapki i gorącą herbatę.Przy czym albo znosiłam dobra spożywcze do pokoju, albo przenosiłam się z książką do kuchni. Aż dziwne (a może nie dziwnie tylko dietetycznie), że to minęło i teraz czytam jedynie do śniadania, albo do świątecznego ciasta, migdałów, daktyli i innych bakalii. W pozostałych sytuacjach – tylko piję herbatę.

5. Wielozadaniowość. Muzyka, telewizja w trakcie lektury?
Nigdy. Bardzo nie lubię czytać w hałasie. Muzyka albo mi przeszkadza, albo jej nie słyszę.

6. Jedna książka naraz czy kilka?
Kiedyś tylko i wyłącznie jedna. Nie potrafię wracać do przerwanej lektury wcześniej niż po latach. Teraz też tylko jedna, ale w swojej kategorii – czyli w papierze jedna i w audiobooku jedna.

7. Czytasz w domu, czy wszędzie?
Wszędzie. To znaczy w kinie nie i w gościach też nie. W tramwaju, w poczekalni, w kolejce, w lesie. Zawsze (praktycznie zawsze) mam przy sobie książkę.

8. Czytasz głośno, czy po cichu?Po cichu, ale zdarza mi się trudne fragmenty czytać na głos.

9. Zerkasz w nieprzeczytane części książki? Przeskakujesz strony?
Nigdy. Zaglądam do stopki redakcyjnej na końcu, oglądam okładki z przodu i z tyłu – natomiast nigdy nie zerkam w tekst.

10. Łamiesz grzbiet książki, czy wolisz, żeby pozostał jak nowy?
Wolałabym, żeby pozostał jak nowy, ale stawiam jednak wyżej własną wygodę – jeżeli nie da się inaczej, łamię. Chyba że książka jest cudza, to wtedy męczę się przy niepełnym otwarciu.

11. Piszesz w książkach?
Nigdy. Albo wypisuję, albo zaznaczam karteczkami. Nie mogłabym ołówkiem, o długopisie nawet nie myślę.

Dziękuję za przemiłe komentarze i za odwiedziny!
Biegnę zobaczyć co u Was, miłego dnia. :)

środa, 2 września 2015

Wymoszczone szezlongi

"Paulina wpół leżała na wymoszczonym poduszkami szezlongu."
Zbrodnia w błękicie, Katarzyna Kwiatkowska

Jedna poduszka wydziergana, jeszcze niecałe dwie i też będę mogła wpół na nich leżeć:


Ale po kolei.
Wielki wóz wisi nad gankiem, za płotem pole, sady, pasieki, brzozowe laski i malownicze domki z czerwonymi dachami. Za drugim płotem lasy i lasy. Dojrzewają brzoskwinie, wysychają porzeczki, śliwki nabierają słodyczy, kury dziobią co bądź, od czego jajecznica jest żółta i pachnąca, wędliny się wędzą w prawdziwym dymie, ser się wyciska z prawdziwego mleka. Jednym słowem - drugi urlop tego roku. W mój drugi urlop prowadzę życie aktywne i zorganizowane. Skoro świt zakładam obuwie sportowe z równie sportowym ubraniem i idę w pole. Gdybym żyła sześćset lat temu, miałabym pług albo sierp może i uprawiałabym różne jadalne uprawy. Teraz mam kijki i uprawiam sporty odchudzające i terapeutyczne.




Potem idę na śniadanie (urlop z reguły jest fajny, ale urlop, na którym nie trzeba gotować jest jeszcze fajniejszy). Po śniadaniu siadam sobie na huśtawce, albo na krzesełku, albo na ławie, albo na kocu. Dziergam i czytam (wiadomo - środa z Maknetą). Dziergam kolejną poszewkę, tym razem większą i ciemniejszą. Mniejsza, camelowa, już skończona i ma dwie dziurki, które zrobiłam w jednym rządku nowo nauczonym sposobem.


Robię z czterdziestki Arelanu, jest trochę surowa i gryząca, no ale na zimowe poduszki może być. Poza gryzieniem jest równa i grzecznie się dzierga.Tymczasem "Zbrodnia w błękicie", czyli kryminał retro. Akcja dzieje się (ale nie na drutach w ogóle) we dworku, w roku tysiąc dziewięćsetnym. Dworek jest całkiem zasypany śniegiem, a w nim zasypany właściciel, goście, służba i konie (konie nie są za bardzo ważne, przynajmniej do miejsca gdzie dotarłam, czyli do połowy) oraz bardzo dobre jedzenie, zupełnie jak w moim urlopie. Zaraz po zasypaniu następuje tytułowa zbrodnia. Na szczęście (jakżeby inaczej) wśród gości jest detektyw amator z kamerdynerem, więc jestem przekonana, że znajdzie mordercę i już jestem niezwykle ciekawa kto to. Zbrodnię w błękicie czyta się dobrze (aczkolwiek niezbyt szybko - jest to jednak gęsty tekst i opasłe tomisko). Mamy tło retro (z kredensami i babeczkami), surową i oschłą ochmistrzynię czyli klucznicę, niepoprawną kokietkę, romantyczną panienkę, oderwaną od rzeczywistości panią domu i jędzowatą księżnę. Intryga, tło, postacie, poprawny (acz nie rzucający na kolana) styl to plusy niewątpliwe, minusy też są. Przede wszystkim ofiara - wybór autorki mnie zaskoczył, bo między innymi powoduje to pewne niekonsekwencje w zachowaniu pozostałych przy życiu. Po drugie mało smakowitych szczegółów przy dość dużej objętości książki. Obraz tła, ubrań, nawet jedzenia, jest poniekąd nieostry. No, ale nie każdy może być Homerem, bo tylko on w jednym zwięzłym porównaniu umiał powiedzieć o wojnie, upale, mleku, muchach i pasterzach na łące, i nie można mieć o to pretensji. Po trzecie - chyba dla kobiet. Ja niby nie lubię podziału na literaturą męską i kobiecą, ale pan domu rozprawiający o przetworach i pieczeniu chleba? Oderwana od rzeczywistości żona trochę go tłumaczy. No ale chyba dla kobiet. W swojej klasie bardzo przyzwoita książka.

W chwilach wolnych od dziergania i czytania, zwiedzałam ruiny stałe, które były kiedyś paradnym zamkiem.











Zamek Krzyżtopór budowano długo, konie tu jadły z marmurowych żłobów i przeglądały się z kryształowych zwierciadłach, po sufitach pływały egzotyczne rybki, w licznych wnękach wisiały portrety przodków, a na dziedzińcu odbywały się przedstawienia i inne rozrywki. Trwało to lat jedenaście, po czym przyszli Szwedzi i pałac popadł w ruinę. Teraz na dawnych posadzkach przysiadają gołębie, w oknach rosną krzewinki a nad dziedzińcem przelatują samoloty.


 "Przemija bowiem postać tego świata"

Dzierga się też czarny sweterek, ma chyba milion oczek i strasznie wolno przybywa:

Zostałam wezwana przez Małgosię do bardzo sympatycznej ankiety , ale wypełnię ją już po urlopie. Na razie myślę sobie o niej z przyjemnością, bo to przyjemna ankieta jest.
Dziękuję za odwiedziny, komentarze i życzę miłego dnia! :)