środa, 18 maja 2016

Ogoniaste w ocaleniu

I przyszła kolejna środa, i jak to w środy bywa, chwalimy się co czytamy i co dziergamy z Maknetą. Ja natomiast muszę poczynić kompromitujące wyznanie. Otóż praktycznie nie czytam poezji. A jak powszechnie wiadomo, poezja wzniosła jest i prześliczna, a jej czytanie uszlachetnia ponoć bardziej niż czytanie prozy. No trudno, zawsze czytałam dla przyjemności, a nie w celach uszlachetniania się, więc cała prześliczność poetyczna pozostawała mi nie znana. Wstyd. Aż tu nagle kupiłam sobie "Ocalone w tłumaczeniu" Stanisława Barańczaka. Nawet już teraz nie wiem czemu, może okładka mnie ujęła -jest bardzo przyjemna w dotyku. Na książkę złożyło się kilka artykułów Barańczaka o tłumaczeniu poezji w ogóle, a Szekspira, Szymborskiej i innych w szczególności i mój egzemplarz  przez drobne 12 lat nabierał mocy na półce, aż wreszcie się doczekał.


Sięgnęłam z półki, przeczytałam i zrozumiałam, że poezji nie lubię ponieważ najzwyczajniej w świecie jej nie rozumiem. Nie wiem dlaczego raz jest długi, raz krótki, raz rymowany, raz biały, raz chropawy a raz gładki. A tu na wiersz trzeba spojrzeć jak Barańczak - on od razu wiedział, że poeta jest pogrążony w chaosie, więc dla kontrastu wiersz wsadził w ramki pełne symetrii, albo że poeta jest niezwykle pogrążony w chaosie, więc dla uwypuklenia wsadził wiersz  w ramki chaotyczne. Wiedział zawsze kiedy turtle oznacza żółwia, a kiedy turkawkę i dlaczego.
Czytanie wierszy z Barańczakiem to ogromna przyjemność, bo wreszcie wiadomo co autor wiersza miał na myśli (czasami nawet więcej). Ogromną przyjemnością jest również podglądanie jak ze słowem pracuje człowiek naprawdę wybitny.

Trochę krew się leje (nie powiem, bywa śmiesznie), ale krytyka innych tłumaczeń jest u Barańczaka zawsze rzeczowa i konkretna.
Pozostałam więc po lekturze w podziwie i w podzięce. Aż z tego wszystkiego przeczytałam dwa wiersze Leśmiana i początek Grażyny, więc, kto wie, może i dla mnie jest jakaś nadzieja?
W drutach natomiast bambus - wybrałam fason (quasi ogoniasty) , wybrałam pliskę górną (ściągacz francuski z ażurkiem zwykłym) i teraz obmyślam wzór na poły przednie. Druty nr trzy, dwieście oczek w rzędzie - coś długa przyszłość chyba przed nami.  

Dziękuję bardzo za przemiłe komentarze i za odwiedziny. Miłego dnia! :)

Tradycyjnie zakładka bardzo majowa w klimacie:


środa, 11 maja 2016

Cienkie kontakty

"Od początku przypadliśmy sobie do serca z mamą Maryny, nauczycielką muzyki, prawdziwą damą, a zarazem cudownym elfem, żyjącym w stosunkowo luźnym kontakcie z rzeczywistością, za to obcującym blisko ze sztuką Rzymu, rzeźbą grecką, poezją ukochanego Herberta, przede wszystkim jednak, ma się rozumieć, z muzyką."
Mój Znak, Jerzy Illg



 Bardzo się ucieszyłam, że poza mną są jeszcze takie osoby. Oczywiście nie mam tu na myśli cudownego elfa, ani zwłaszcza nauczycielki muzyki, ani też znawczyni sztuki greckiej. Chodzi mi o luźny kontakt z rzeczywistością. Nawet już nie mam ostatnio zbyt zbyt wielkich wyrzutów sumienia i kiedy niedawno pewien starszy wiekiem przechodzień nie uzyskawszy ode mnie odpowiedzi w sprawie bardzo ważnego wydarzenia w mieście (na bieżąco byłam akurat z Polską Piastów), krzyknął "To na jakim świecie pani żyje?!" - głupio mi było przez krótką chwilę.
Właśnie dla takich ludzi, którzy jakby unoszą się nad przyziemnością, a do tego są cudowni i utalentowani, a niektórzy są nawet laureatami nagrody Nobla warto przeczytać wspomnienia subiektywne redaktora naczelnego wydawnictwa Znak. Przeczytać i pobyć trochę w tym nadzwyczaj zdolnym towarzystwie.
"Nie tylko mieliśmy szczęście żyć w czasach Miłosza, Szymborskiej, Kołakowskiego, Turowicza, Tischnera, Brodskiego i Heaneya, ale w dodatku cieszyliśmy się ich przyjaźnią, piliśmy z nimi wódeczkę, toczyliśmy poważne rozmowy, a czasami żartowaliśmy i wygłupialiśmy się."
Mój Znak, Jerzy Illg

I takie bycie dobrze robi na zdrowie i samopoczucie, nawet jeżeli czasem tej wódeczki jest nad wyraz dużo, ale widać w służbie Sztuki i Kultury wódeczka trochę mniej szkodzi. I mimo, że towarzystwo jest nobliwe, to atmosfera zupełnie nie drętwa, co znacznie ułatwia i przyspiesza czytanie.

"- Popatrz-ze pon: jaki to piykny świat Pon Bóg stworzył - prowda?
- Ano prawda - przytaknął zagadnięty [przez górala z przydrożnych krzaków] profesor [Andrzej Szczeklik].
- Jakie to piykne kolory teraz jesieniom - ciągnął góral - cerwone, złote, barzo piykne - prowda?
- Prawda. - Trudno było przeczyć.
- I syćko to Pon Bóg stworzył, całom przyrode: i góry, i lasy, i niebo, i gadzine - prawda?
I tym razem trudno się było nie zgodzić.
- I te hole Pon Bóg stworzył, i te krówki, i te owiecki.
- Święta prawda - jeszcze raz przytaknął profesor.
- O jednym ino Pon Bóg nie pomyśloł.
- Tak? A o czym?
- No, ze cłek se z takom owieckom nie pogodo - prowde godom?
- To prawda.
- A cłek z cłekiem to się zawdy dogodo - prowda?
- Ano prawda - zgodził się Andrzej Szczeklik
- No toz napijmy się!"

I ja się z owieczką nie dogaduję, bo za ciepło, nie bardzo piję, bo za środek tygodnia, pozostaje mi dogadywanie się (dziś dzierganie i czytanie z Maknetą, więc mus) z bambusem i bawełną. Ma być cienkie i ma bardzo powiewać, żeby maskować moją bezelfość. Czy zapinane, czy nie, czy w serek, czy w łódkę, czy w ażurek czy na gładko - nie wiem jeszcze, na razie się głęboko namyślam.

PS. Znak zakładałam pocztówką prosto z Sztokholmu, bo taka Noblowska. :)



Dziękuję bardzo za odwiedziny i za miłe słowa w komentarzach, miłego dnia! :)

środa, 4 maja 2016

Wilki z testem


Wilki puszczańskie, czekoladka imieninowa, rękodzieło z lnu.
Jakoś tak się złożyło, że nie miałam w domu zwierząt na dłużej - jakiś chomik, który poobgryzał frędzle od dywanu i w jedną stronę jechał autobusem w gustownym wiklinowym koszyku, ale w drugą w obszernym słoju, jako że koszyk już się nie nadawał na środek transportu. Z chomikiem więzi się zadzierzgnąć nie da, przeciwnie niż z psami. Bo miałam też dwa psy, było to sto lat temu ale do dziś pamiętam ich spojrzenia, zabawy i radość z moich powrotów. No i jak jednemu obierałam ziarna słonecznika, a nawet moje dzieci wiedzą, że trudno przychodzi mi się dzielić słonecznikiem.
Może więc dlatego, że zwierząt w domu nie mam, książki o nich sprawiają mi tyle radości? Warunek dla takiej książki jest jeden - autor musi umieć opowiadać. Wtedy nie jest ważne czy opowiada o gęsiach, krabach czy o wilkach, bo o każdym zwierzęciu opowie fascynująco.

Adam Wajrak opowiadać umie, (w dodatku jest dowcipny - a dowcip jest ważny). A wilk nie dość że jest fascynujący, to jeszcze ma za sobą symbol i historię. Nawet baśń za sobą ma ogólnie znaną, bo kto nie zna Czerwonego Kapturka? Każdy zna.
"Wilki" to nie tylko ucieszna książka o skakaniu po kolorowych mchach, wożeniu psa rowerem i wołaniu do wilka "hej", ale to książka o pięknie natury i o tym, jak ważne jest, żeby wilki tak panicznie nie bały się ludzi, bo to o ludziach bardzo źle świadczy. I żeby ich było dużo w puszczy, bo im jest ich więcej, tym bardziej skupiają się na jeleniach i nie wchodzą w szkodę. W szkodę czyli w owce, mówiąc wprost.
I taką owcą gładko mogę przejść do dziergającej części postu (bo dziś czytamy i dziergamy z Maknetą).
Dzierga się len z przyzwoitymi osiągami:
W dni wolne udało mi się wyjechać w pobliskie plenery i przetestować granatowy bambus. Generalnie się sprawdził.
Można go rozpostrzeć na dole, można też na górze:


 można w nim iść tam
 można postać profilem oraz en face:
 można się popodziwiać i pootulać
 można nim powiewać:
 albo rozłożyć na płask:

Jednym słowem - jestem zadowolona.
Dane techniczne:
Nako Estiva granat (6955) - 50% bawełna 50% bambus
w dwie nitki - druty nr 4
ponad 600g

Pozdrawiam serdecznie, dziękuję za odwiedziny i przemiłe komentarze, miłego dnia! :)