"Od początku przypadliśmy sobie do serca z mamą Maryny, nauczycielką muzyki, prawdziwą damą, a zarazem cudownym elfem, żyjącym w stosunkowo luźnym kontakcie z rzeczywistością, za to obcującym blisko ze sztuką Rzymu, rzeźbą grecką, poezją ukochanego Herberta, przede wszystkim jednak, ma się rozumieć, z muzyką."
Mój Znak, Jerzy Illg
Bardzo się ucieszyłam, że poza mną są jeszcze takie osoby. Oczywiście nie mam tu na myśli cudownego elfa, ani zwłaszcza nauczycielki muzyki, ani też znawczyni sztuki greckiej. Chodzi mi o luźny kontakt z rzeczywistością. Nawet już nie mam ostatnio zbyt zbyt wielkich wyrzutów sumienia i kiedy niedawno pewien starszy wiekiem przechodzień nie uzyskawszy ode mnie odpowiedzi w sprawie bardzo ważnego wydarzenia w mieście (na bieżąco byłam akurat z Polską Piastów), krzyknął "To na jakim świecie pani żyje?!" - głupio mi było przez krótką chwilę.
Właśnie dla takich ludzi, którzy jakby unoszą się nad przyziemnością, a do tego są cudowni i utalentowani, a niektórzy są nawet laureatami nagrody Nobla warto przeczytać wspomnienia subiektywne redaktora naczelnego wydawnictwa Znak. Przeczytać i pobyć trochę w tym nadzwyczaj zdolnym towarzystwie.
"Nie tylko mieliśmy szczęście żyć w czasach Miłosza, Szymborskiej, Kołakowskiego, Turowicza, Tischnera, Brodskiego i Heaneya, ale w dodatku cieszyliśmy się ich przyjaźnią, piliśmy z nimi wódeczkę, toczyliśmy poważne rozmowy, a czasami żartowaliśmy i wygłupialiśmy się."
Mój Znak, Jerzy Illg
I takie bycie dobrze robi na zdrowie i samopoczucie, nawet jeżeli czasem tej wódeczki jest nad wyraz dużo, ale widać w służbie Sztuki i Kultury wódeczka trochę mniej szkodzi. I mimo, że towarzystwo jest nobliwe, to atmosfera zupełnie nie drętwa, co znacznie ułatwia i przyspiesza czytanie.
"- Popatrz-ze pon: jaki to piykny świat Pon Bóg stworzył - prowda?
- Ano prawda - przytaknął zagadnięty [przez górala z przydrożnych krzaków] profesor [Andrzej Szczeklik].
- Jakie to piykne kolory teraz jesieniom - ciągnął góral - cerwone, złote, barzo piykne - prowda?
- Prawda. - Trudno było przeczyć.
- I syćko to Pon Bóg stworzył, całom przyrode: i góry, i lasy, i niebo, i gadzine - prawda?
I tym razem trudno się było nie zgodzić.
- I te hole Pon Bóg stworzył, i te krówki, i te owiecki.
- Święta prawda - jeszcze raz przytaknął profesor.
- O jednym ino Pon Bóg nie pomyśloł.
- Tak? A o czym?
- No, ze cłek se z takom owieckom nie pogodo - prowde godom?
- To prawda.
- A cłek z cłekiem to się zawdy dogodo - prowda?
- Ano prawda - zgodził się Andrzej Szczeklik
- No toz napijmy się!"
I ja się z owieczką nie dogaduję, bo za ciepło, nie bardzo piję, bo za środek tygodnia, pozostaje mi dogadywanie się (dziś
dzierganie i czytanie z Maknetą, więc mus) z bambusem i bawełną. Ma być cienkie i ma bardzo powiewać, żeby maskować moją bezelfość. Czy zapinane, czy nie, czy w serek, czy w łódkę, czy w ażurek czy na gładko - nie wiem jeszcze, na razie się głęboko namyślam.
PS. Znak zakładałam pocztówką prosto z Sztokholmu, bo taka Noblowska. :)
Dziękuję bardzo za odwiedziny i za miłe słowa w komentarzach, miłego dnia! :)