wtorek, 24 marca 2020

Więcej myszy

"Oni tego nie chcą. WIĘCEJ MYSZY".
Walt Disney Potęga marzeń, Bob Thomas


I ja wielbiłam Myszkę Miki. Zachwycałam się Kaczorem Donaldem, który w zgrzebnych czasach PeeReLu oszałamiał kolorem i przebojowością. W zderzeniu z nim Bolek, Lolek czy Reksio, tracili na atrakcyjności i lekko szarzeli. Potem dopiero, po wielu latach, zobaczyłam naocznie, jaką krzywdę kolor wyrządził Kubusiowi, malując go na wściekle żółty i przerzucając z głębi Stumilowego Lasu na płycizny Hollywood. Jan Marcin Szancer nie potrzebował nawet wielu lat, żeby ocenzurować z Myszki polskie czasopisma przedwojenne, a Pamela Travis wsadziła Myszkę do kąta i kazała jej siedzieć, dopóki ta nie nabierze smaku.

Nie da się jednak ukryć, że Disney jest wszędzie. Disney, jego gładka kreska, radosne kolory, jego karuzele, zamki z wieżyczkami, jego myszy, jego Kubusie, filmy są wszędzie, na całym świecie, więc w wolnej chwili zadałam sobie pytanie - o co chodzi? I jak to wszystko się stało.
Tak właśnie kupiłam sobie e-book o Walcie Disneyu. Przeczytałam i zdziwiłam się. Zaraz od pierwszych stron polubiłam Walta. Bo można nie szanować go za brak intelektualnych głębi, za upraszczanie, za bezpośrednie odwoływanie się do emocji, ale kiedy się go spotkało twarzą w twarz (albo w e-book) nie sposób było go nie lubić. Są na świecie ludzie z charyzmą i Walt do nich z pewnością należał.

Dzieciństwo miał bardzo trudne. Czasy były ciężkie, ojciec surowy (gdybym była psychologiem, pokusiłabym się o tezę, że umiejętność Disneya tworzenia rzeczy, które bawią ludzi, wynikała z licznych prób podobania się własnemu ojcu), Walt pracował od najmłodszych lat - rozwoził gazety, roznosił napoje w pociągu, stróżował, był kierowcą ciężarówki w powojennej Francji. I od najmłodszych lat aż po lata dojrzałe brakowało mu pieniędzy. Brakowało mu pieniędzy przede wszystkim na realizację swoich marzeń. A właściwie jednego marzenia - bawić ludzi. Kto by pomyślał, że jest ono tak kosztowne. No ale jeśli robiło się najnowocześniejszą Królewnę Śnieżkę (swoją drogą nie przypuszczałam, że kręcono ją na kilku planach), kolorowało filmy jeszcze przed kolorową telewizją, budowało największy park rozrywki na świecie, to trudno się dziwić.
Z biografii nie dowiedziałam się, dlaczego miliony roznosicieli gazet pozostaje roznosicielami, a jeden zostaje Waltem Disneyem, ale zobaczyłam ten proces stawania się na własne oczy i to w pełni mnie usatysfakcjonowało.
Tymczasem siedzę z moimi Bubulinami w jednym pokoju, w drugim mam home office.




W ramach różnych pocieszeń i osłon przed wirusowymi wieściami, kupiłam kilka całkiem nowych e-booków, w tym jeden o plagach i zarazach, obejrzałam dwa filmiki Intensywnie Kreatywnej i robię z nią (powiedzmy, bo ja dopiero zaczynam, a ona już blokuje) chustę w porannych promieniach.
Na chustę wybrałam Alpakę, z której dawno nie robiłam, bo mnie okropnie gryzie. Ma jednak urokliwe (o ile nie przylegają do grzbietu i szyi) włoski i jednak żadna niegryząca włóczka, nie wykluczając merino, jedwabiu i bawełny, nie ma takiego uroku w robieniu, jak ta gryząca z włoskami.
Kiedy już się nią nacieszę, drugą zrobię do noszenia, gładką i bez włosków. Kiedy zaczynałam, za zamkniętym oknem była wiosna i przeszło mi przez myśl, że głupio robić na wiosnę grubą chustę wełnianą, no ale teraz jest minus pięć, co i tak nie poprawia sytuacji, bo trzeba siedzieć w domu.
Oglądam też sobie różne Netflixy z malowniczych wiosek angielskich, komedie romantyczna (najchętniej te z księgarnią w tle) i myślę sobie, jak niewiele trzeba, żeby przewrócić cały świat do góry nogami. A jeszcze niedawno moim głównym zmartwieniem był bałagan remontowy.

Kilka obrazków poremontowych, ale jeszcze przeddekoracyjnych.


Mój składzik włóczkowy:


Jak widać, nastąpiło coś, czego się w ogóle nie spodziewałam - brakło mi książek i do czasu likwidacji półek w salonie i odzyskania książek stamtąd,  wolne miejsca pozasłaniałam pudełkami ozdobnymi.


Myślę sobie o Walcie Disneyu, który zawsze był dobrej myśli, kiedy brakowało mu sto dolarów, pożyczał sto dolarów, kiedy brakowało mu pięciu milionów, robił wszystko, żeby pożyczyć pięć milionów. Przyjmował to, co przychodziło i działał adekwatnie do sytuacji.
Piekę więc ciasto marchewkowe i staram się nie martwić, bo zawsze może być gorzej. Albo lepiej, czego Wam i sobie życzę ze szczerego serca. I wierzę naprawdę. Będzie lepiej.
Dziękuję za odwiedziny i przemiłe komentarze. Dobrego dnia! :)

niedziela, 8 marca 2020

Gapić się w niebo

"Leżała na wznak i gapiła się w niebo. Ostre źdźbła kłuły jej ramiona. Chciała, żeby sklepienie niebieskie spadło na nią, takie miękkie jak czyste prześcieradło, którym w soboty Kate Clancy zaściełała wysokie drewniane łóżko. Wenus już wzeszła. Po jednej stronie nieboskłonu widziała Krzyż Południa, siedem gwiazd z konstelacji Plejad. Johnny, chłopak stajenny, powiedział jej, że te gwiazdy były kiedyś siedmioma siostrami Atlasa. Lyndon czuła, że mogłaby poszybować ku błękitnej czaszy w górze. Mama ostrzegała ją, że jeśli nie będzie uważała, jej włosy zahaczą o gwiazdy. Chciała w to wierzyć, ale jej mama czasami wymyślała niestworzone historie. Lyndon nigdy nikomu się nie zwierzyła, że słyszy śpiew gwiazd. Najbardziej kochała Plejady."
To ona napisała Mary Poppins. Życie P.L. Travers; Valerie Lawson

Zaraz po pracy mogę się bezkarnie gapić w niebo. Nic nie malujemy, nie gładzimy, nie składamy mebli, nie przycinamy po nocach wykładziny. Jest dziwnie cicho, kiedy nie szurają szpachelki ani pędzle, a książki stoją w porządku na półkach. Mogłabym gapić się w niebo, ale w mieście, nawet takim małym, nieba za bardzo nie widać. Patrzę więc na pomalowane ściany i trochę czytam.
Prosto z książek o Mary Poppins trafiłam na biografię jej autorki. P.L. Travers mówiła, że życie kobiety dzieli się na trzy etapy: „nimfy, matki, matrony”. I chociaż każdy etap może mieć swoje powaby i piękna, to jednak w przypadku Pameli, najpiękniej było na początku, a potem już było coraz smutniej, dziwniej i ciemniej.

Wędrowałam z nią długo poprzez australijskie miniaturowe parki, zmyślone "grimy", gwiazdy, banki, teatry i tańce.
"Lyndon była skazana na to, by kochać, a nie być kochaną. Wiedziała, że osoby kochane mogą „siedzieć na kolanach czasu”, podczas gdy te, które kochają, muszą patrzeć, modlić się i same mielić swoje ziarno".
I potem z nią wędrowałam aż do Anglii, gdzie wykrystalizowała Mary Poppins i do Ameryki, gdzie wykrystalizowała się z P.L.Travers matrona.
"Bujany fotel „bardzo wiele dla mnie znaczy. Siedzenie w bujanym fotelu to jak siedzenie na koniu na karuzeli, nawet jako dziecko czułam, że dokądś jadę, a kiedy muzyka cichła i musiałam zsiąść, czułam ten sam żal jak wtedy, kiedy zachodziło słońce. Bujając się, mogę dotrzeć niemal wszędzie”
"Stara kobieta w bujanym fotelu... jest jak tykający zegar ziemi."

Na koniec nawet ten fotel jej nie mógł pocieszyć.
"Travers powiedziała kiedyś, że u podstawy wszystkich wesołych książek tkwi smutek. Musiała mieć na myśli swój własny. Bo życie Pameli Travers obfitowało w smutne chwile. Wiedziała, że „czara smutku jest zawsze pełna. Dla dorosłego to dzban, dla dziecka naparstek, ale zawsze jest pełen”
Valerie Lawson napisała, że "Jej [Pameli] życie okazało się znacznie bogatsze, niż przypuszczałam. Moje życie wzbogaciło się dzięki napisaniu tej książki."
No i moje chyba też. Lubiła bajki, siebie nie dała lubić.

Poza niegapieniem się w niebo i czytaniem, wreszcie znalazłam druty. I zaczęty w czerwcu sweter. Sweter jest na etapie skończonego korpusu i niezaczętych rękawów. W notatkach powinnam mieć zapisany numer drutów i rozmiar swetra. Szybko się okazało, jak nieopatrznie i niefrasobliwie nie zrobiłam żadnych notatek. Muszę więc robić na oko, co mnie tak przygnębiło, że zabrałam się do zrobienia małych ściereczek.


Przygnębiły mnie też nieco rozmiary moich włóczkowych zapasów, które zajęły całą nową szafę i jej okolicę, ale tu nie mam innego wyjścia, tylko po prostu produkować. I produkować. I produkować.
Poza tym zainteresowałam się bentowaniem, w związku z czym moje poranne wyjścia do pracy poprzedzone są godzinami krojenia i gotowania,


Gdzie się podziały dawne kanapki, aż chciałoby sie zanucić. Owinięte były w papier śniadaniowy z rolki, posmarowane były masłem i przełożone serem albo kiełbasą szynkową.
Nowe czasy, nowe mody i nowe lunchboxy. :))



Dziękuję bardzo za odwiedziny i przemiłe komentarze, dobrego dnia! :)