niedziela, 30 września 2018

Leżenie na mchu


"Nigdy, nigdy nie znudzą mi się te pachnące w słońcu sosny, to leżenie na mchu i patrzenie na niebo z przepięknymi, białymi, letnimi obłokami. A te wieczory, ta najrozkoszniejsza pora, kiedy (zwłaszcza po upalnym dniu) nagle przychodzi takie dziwne uspokojenie, bydło wraca z łąk, pachnie mlekiem, podlewają kwiaty, niebo różowieje i jest jakieś coraz bardziej wysokie...
Naprawdę wtedy czuję się jak dziecko, napełniona jakąś błogą, rozpierającą, nie uzasadnioną radością. A potem te noce zapadające powoli, gwiazdy zapalające się, wiatr ustaje zupełnie, osiki nawet nie drżą, słowiki zanoszą się od śpiewu, a z daleka żaby, psy poszczekują, całe to nieskończenie banalne, a zawsze tak samo piękne, tak nieskończenie piękne scenarium, to widowisko dane nam ku największej naszej radości (les joies gratuites, jak mówiłysmy z Casellą), które nigdy nie przestanie nas zachwycać."
Dzienniki, Anna Iwaszkiewicz

Poza ślicznymi passusami o przyrodzie, uroku lata i srogości zimy, w Dziennikach było również dużo o muzyce, (Iwaszkiewiczowie przyjaźnili się z Karolem Szymanowskim, a Anna grała na fortepianie), dużo o literaturze, w tym bardzo pięknie o Prouście, trochę o literatach, trochę o podróżach, budzącym się faszyzmie. Dużo refleksji i spostrzeżeń różnej natury.
Wszystko podane w formie bardzo eleganckiej, subtelnej i kulturalnej. Język niewymuszony, zgrabny, różnorodny i tak naturalnie poprawny.
Czytając czułam się tak przyjemnie, jakbym osobiście siedziała w dobrym towarzystwie, na werandzie, świeże kwiaty w wazonie, lekkie wino w kieliszkach, no i te słowiki w zaroślach.
Jedyny zgrzyt to właśnie ekskluzywność dobrego towarzystwa i bardzo przykre sądy o ludziach prostych, którzy dla autorki byli po prostu ludźmi prymitywnymi. Co zresztą wywołuje pytanie o ekskluzywność sztuki w ogóle. I z czym to się wiąże.

A ja niespodziewanie długo siedziałam w rzeczywistości, tak długo, aż lato się skończyło, słowiki poleciały do lasów deszczowych, a noce teraz zapadać będą coraz częściej.
Rzeczywistości miałam różne i przeważnie przyjemne. Na samym jej początku spotykałam się z ludźmi zaczytanymi, czyli byłam na biblionetkowym zlocie. Zlot polega na tym, że trzy dni przemieszcza się albo pozostaje przy stołach i ogniskach w mniejszych i większych grupach i nieustająco rozmawia się o książkach, albo o sklepach z książkami, albo o półkach na książki, albo o fabułach w książkach. Jednym słowem o nałogu czytania i jak się z niego nie leczyć, bo jest taki przyjemny.
Na zlocie lansowałam swój niedawny urobek rękodzielniczy i powiem nieskromnie, że bardzo był podziwiany. 


Warto zwrócić uwagę również na okoliczne koszulki - dwie bardzo książkowe i jedna bardzo podróżnicza.

Po zlocie miałam urlop i wtedy już w ogóle nie rozmawiałam o książkach, ale czytałam i robiłam na drutach różne rzeczy jedwabne i merynosowe.
Piłam też herbatki w malowniczych knajpkach, chodziłam na wystawy, targi ekologiczne, zwiedzałam wirydarze, jadłam domowe chleby i miody oraz wdychałam świeże powietrze jeleniogórskich lasów bukowych.








 Język polski jest tak prześliczny:


a wyznawcy trendów eko mają ciężko, bo muszą jeść omszałe torty i myć zęby trawiastymi proszkami.


Po urlopie wróciłam w domowe pielesze, zapadłam na nieżyty górnych dróg, zwane powszechnie katarem i kaszlem, leżałam więc otoczona chustkami, syropami, dużymi ilościami witamin oraz herbat gorących.
Przeważnie kichałam, ale trochę też myślałam o porządkach i nieporządkach. Co prawda, Anna Iwaszkiewicz pisała, że "pojęcie nieporządku jest właściwie fikcyjne, widzimy zawsze jakiś porządek, tylko czasami inny niż ten, którego się spodziewamy", jednak nie udało mi się tej teorii wcielić w życie, bo kiedy patrzyłam na niedokończone od roku mitenki, jakoś nie pocieszał mnie fakt, że one są skończone, ale w innym stopniu, niż się spodziewam.

Nie można bez końca leżeć na mchu, przemogłam słabości, zawzięłam się, kończę pozaczynane robótki i ogólnie wprowadzam porządki. W dzisiejszym odcinku szare, alpakowe, jedwabiste w dotyku mitenki w sam raz na październikowe stukanie w służbową klawiaturę:




Sesja była bardzo niespodziewana, ale nitki już są pochowane.
Jestem tak zadowolona z siebie i ze swoich zdecydowanych poczynań, że w nagrodę kupiłam sobie kilogram wełny miłej w dotyku i niegryzącej.
Czekam więc na paczkę, tymczasem nowa robótka pięknie komponuje się kolorystycznie z moim nowym nabytkiem ceramicznym. Jak widać, trudno wrócić z podróży bez świeżo nabytych skorup dużej piękności. Tak samo trudno siedzieć w porządkach zupełnie bez paczki.

Dzienniki zakładałam śliczną niemiecką zakładką:


Proust, stosik książkowy i filiżanka dobrej herbaty - idealny zestaw październikowy, czego sobie i Wam życzę.

Dziękuję za wizyty i za przemiłe komentarze (lecę jeszcze odpowiedzieć na nieodpowiedziane, przepraszam, że tak długo). Dobrego dnia! :)

19 komentarzy:

  1. Co mi przypomina, że najwyższy czas zakupić kilka słoików miodów na jesienne i zimowe miodospożywanie na chlebku z masełkiem albo łyżką prosto ze słoika! *^V^*
    Nic dziwnego, że urobek był podziwiany, bo prezentuje się niesamowicie - jak porcelanowa koronka! A koszulki świetne. ^^*~~
    A wiesz, że ja nie mogę nosić mitenek?... Próbowałam, ale palce mi strasznie marzną, jakby nawet podwójnie, w kontraście do ubranych w mitenkę dłoni. Wiem, to jakoś siedzi w mojej głowie, no bo nie ma racjonalnego wytłumaczenia na taką reakcję organizmu, ale tak mam i co poradzę, a więc albo całe rękawiczki albo gołe ręce. *^o^*
    Kilogram wełny, szczególnie niegryzącej, to zawsze świetna nagroda!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wstyd się przyznać, ale ja dopiero teraz kupiłam prawdziwy miód od prawdziwego pszczelarza. Do tej pory kupowałam w Tesco.
      Dziękuję!
      Na zewnątrz też nigdy w sumie nie noszę - używam ocieplaczy (na rękawiczki i to jest dla mnie super odkrycie. Nie każdy sweter tak przylega i nie każda kurtka ma takie uszczelnienie. Świetna sprawa.
      Mitenki noszę w pracy, bo mamy jak na moje ciepłolubstwo, dosyć chłodno w pracy. I na temperatury około dwudziestu stopni są świetne. Wełna i alpaka poza tym dobrze robi nadgarstkom.

      Już do mnie jedzie! :D

      Usuń
  2. Jak miło przeczytać Pani nowy wpis.Szczerze mówiąc byłam zaniepokojona tak długim Pani niepisaniem.Co do mitenek ,mam tak samo jak Brahdelt,niestety.Pozdrawiam serdecznie.Asia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, Asiu. Pisz do mnie po imieniu, bardzo proszę. Pozdrawiam serdecznie!
      Mitenek, jak wspominałam właśnie, używam praktycznie wewnątrz, czyli jak mówi się teraz, indorowo używam ;)

      Usuń
  3. O, jakie piękne widoki, o filiżance nie mówiąc :-) Biblionetkowego spotkania zazdroszczę, a książkowe koszulki od razu przykuły moją uwagę - pewnie dlatego, że dwie. Jestem ciekawa na jaką włóczkę czekasz - odkąd odkryłam obręcze, zaczęłam się tym tematem bardziej interesować i wreszcie pojęłam różnicę pomiędzy włóczką a wełną.

    Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Filiżanki śliczne, jakby mieli sklepik, to już bym ją miała w domu. :)
      O tak, coroczny zlot to prawdziwe święto. Zamówiłam sobie merino Dropsa - byla w promocji. Mam nadzieję szybko przerobić ją na sweter.
      Wełna jest całkiem jak żywa, tego nie ma w sztucznych włóczkach, chociaż niektóre śliczne są. :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Jak dobrze, że już podniosłaś się z tego "mchu" i jesteś znowu z nami. Nawet nie mogę opisać, jak ciekawi mnie przebieg takiego zlotu. Może trochę nas wprowadzisz w tematy, które najbardziej nurtuja teraźniejszego czytelnika. Jestem bardzo ciekawa, czym żyje czytająca młodzież. A kilogram wełny, już nawet chyba sama myśl, że jest w drodze do Ciebie ogrzewa. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę to trwało - najgorzej zrobić przerwę. :)
      A wiesz, że na przyszły rok zlot będzie najprawdopodobniej w Supraślu? W Twoim kierunku nieco. a;e byłoby fajnie gdybyś wpadła. :)
      To trudno tak opisać w kilku słowach - zawsze jest bardzo energetycznie, dużo śmiechu i dużo różnych historii. Oczywiście o książkach, ale i o słowach, o języku, bo jednak nie wszyscy czytają to samo. Zawsze jest ognisko, zawsze też gramy w Dixita - kojarzymy na podstawie obrazków tytuły książek. A w tym roku z dwiema koleżankami utworzyłyśmy nawet podgrupę robótkową. W ogóle to zapraszam do Biblionetki:
      https://www.biblionetka.pl/art.aspx?id=1061948
      Wątek spotkaniowy i linki do zdjęć. No i poza zlotami Biblionetka to fajne miejsce, co prawda mniej sie teraz udzielam, ale poznałam tam mnóstwo przyjaciół. :)
      Młodzież w Biblionetce jest pewnie mało reprezentatywna, bo zyje czytaniem. :)
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  5. Przesliczne. Podziwiam, ja zawsze koncze z za duzymi albo za malymi, co biorac pod uwage ich przymierzalnosc jest po prostu zlosliwoscia matematyki niedeterministycznej. Przymierze, wydaja sie OK, zamkne oczka, pochowam nitki i robia sie za male i za krotkie (albo za dlugie i niewygodne).

    Ach marzy mi sie taki wieczor pazdziernikowy. Zobaczymy co los przyniesie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od zawsze uważam, że w robótkac matematyka sie nie sprawdza. :D
      Drugą prulam - te same druty, ta sama włóczka, ta sama ilość oczek a pięć centymetrów szersza. Wydziergałam z dziesięć centymetrów zanim się pogodziłam z bolesną prawdą. Teraz są idealnie (prawie) równe.
      Oby przyniósł niejeden. :)

      Usuń
  6. Czyli żyjesz i na dodatek masz się dobrze, czyli bardzo dobrze:))) Ja na razie kupuję i kupuję i czekam na czas, gdy wszystko odleci i będę mógł konsumować owe zakupy:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zaczaiłam się tylko, jak to w czajczym życiu bywa.
      Musisz uważać, bo jeżeli to serki, to nie doczekają odlotów, chyba że długodojrzewające są. :D
      I w ogóle, to zawsze coś zostaje przecież - nie wszystko leci sobie na zimę?

      Usuń
  7. Lubię do Ciebie wpadać i lubię czytać co czytasz :) - po prostu :))).
    Miłego czytania i dziergania przy dobrej herbacie :).
    Barbara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się bardzo. :D
      Wszystkiego dobrego, pozdrawiam!

      Usuń
  8. Juz tesknilam za Toba i Twoimi wpisami, zazdroszcze takiego spotkania z innymi ksiazkowymi nalogowcami:) Piekne Twoje udzierki i cytat taki, ze sama poczulam te klimaty i zapachy:) Usciski sle:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka świadomość jest bardzo motywująca. Że ktoś czeka. Ja mam jeszcze to szczęście, że w grupie łódzkiej spotykamy się bardzo regularnie. Pozdrawiam serdecznie! :)

      Usuń
  9. To jesteś wytłumaczona z tak długiej nieobecności. Dużo się u ciebie działo i dobrze się działo. Takich spotkań jak biblionetkowe czy drutozlotowe to zazdroszczę. Fantastycznie jest spotkać ludzi zakręconych w tym samym temacie. Tutaj mam koleżankę z Singapuru, którą zaraziłam pasją robótek ręcznych. Jej bardziej przypadło do gustu szydełko, ale i tak spędzamy mnóstwo fantastycznego czasu na rozmowach i dzierganiu.
    Pozdrawiam bardzo ciepło:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest świetne. Można się wreszcie wygadać, bo w normalnym środowisku nikt nie wytrzymuje gadania przez osiem godzin o włóczkach i książkach non stop. :D
      To też masz fajnie. I w dodatku Singapur jakby jest wartością dodaną. :))
      Pozdrawiam!

      Usuń
  10. Pozdrawiam, melduje, ze post przeczytalam razem z komentarzami, pisac za duzo nie moge, bo ciemno, milego tygodnia zycze :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz