poniedziałek, 3 lipca 2023

Burzliwe piramidy

 


"Pisarze ledwo nadążali z robotą - trzeba było udokumentować, opisać i zapisać mnóstwo rzeczy i spraw oraz skopiować i zarchiwizować to wszystko."

Egipt w czasach piramid, Guillemette Andreu

Zupełnie jak ja, chociaż ani nie jestem pisarzem, ani nie siedzę w cieniu piramid, ale też archiwizuję wszystko albo znaczną większość. Nie czułam więc przesadnej przepaści geograficznej czy antropologicznej, kiedy czytałam tę przyjemną i wciągającą książkę, w której niestety, poza okładką, nie było żadnych obrazków i znowu musiałam zaglądać do wszystkomającego Internetu, żeby zobaczyć na przykład pisarza lub innych. Egipcjanie wrzucali do Nilu ichniejsze Marzanny i wianki, artyści utrwalali przemijającą rzeczywistość rzeźbiąc i malując, co dziś znacznie łatwiej osiągnęliby robiąc miliony zdjęć. Moje książki na przykład są uwiecznione we wszystkich nieomal swoich konfiguracjach i ustawieniach. Do książki raczej już nie będę wracać (chociaż wiadomo, że z takimi deklaracjami nigdy nic nie wiadomo). Jeden tylko szczegół mnie zdziwił, nie dotyczył on na szczęście Egiptu, otóż autorka uznała, że Szeherezada "wymyśla różne niezwykłe historie, by rozerwać sfrustrowanego sułtana". Wydaje mi się, że głównym celem Szeherezady było przeżyć, bo rozrywki sułtana zupełnie nie polegały na słuchaniu opowieści. To drobiazg, ale trochę nadszarpnął moją wiarę w panią Andreu.

Chyba, że się mylę, co też nie jest wykluczone. Egipt piramid przeminął, zupełnie tak samo jak mój wywczas (bo przecież nie urlop, kiedy po raz pierwszy po powrocie z letnich wyjazdów, siedzę w domu ze swoimi książkami i włóczkami, zamiast pracować dzielnie w firmie jakiejś). Nie wiem czy to z tego powodu, czy z jakiegoś innego (globalnego ocieplenia może), pogoda w tym roku nas nie rozpieszczała, jeżeli w Polsce była jedna jedyna burza, to właśnie w Wierchomli.

Dostawałam różne ostrzeżenia na zmianę, od burz z piorunami poprzez upały, powodzie i lawiny (sic!), aż trochę się bałam, że drogi nam zaleje i zmyje i zostanę już na wywczasowym tarasie na zawsze. Na szczęście nie zmyło ani nie zalało, na wszelki wypadek siedziałam na ulubionym fotelu i nie oddalałam się od domu - na zdjęciu poniżej mam na sobie trzy z moich wełnianych (!!!) robótek.


po burzach zawsze za to była tęcza, owce i lody




Ponieważ turystycznie nie udzielałam się w ogóle (nie bez ukrytego w głębiach zadowolenia), główną atrakcją poza czytaniem i robieniem na drutach były zakupy (o Roku bez Zakupów jeszcze będzie, do jego końca został tylko miesiąc) w licznych punktach z pamiątkami regionu beskidzkiego oraz w powstałym niedawno w Piwnicznej Centrum Chińskim. Co w sumie, biorąc pod uwagę kraj produkcji wszystkich pamiątek na świecie, wychodzi prawie na jedno; w Centrum może oferta jest bardziej synkretyczna. Kupiłam sobie do swoich licznych zeszytów naklejki i litery do drutów albo biżuterii


Pan z wąsem przypominał mi bardzo Marcela Prousta i to pomimo angielskiej wieży z zegarem. W kwestii markerów natomiast zainspirowana Internetem zrobiłam sobie licznik rzędów, który wisi na drucie i nie wymaga notowania ani przekręcania a tylko przekładania z kółka na kółko. 



Na drutach wisi poza licznikiem robótka, które ma być docelowo kardiganem Corran, robię go z bardzo przyjemnej włóczki Line Sadnes Garn, przy szyi mnie lekko podgryza, ale mnie len prawie zawsze podgryza, a w Line jest poza bawełną i wiskozą trochę lnu właśnie. Kardigan ma być długi, z długimi rękawami i dekoltem V, na razie przyrasta bardzo szybko, ale jest wyjątkowo niefotogeniczny na etapie WIP (czyli pracy w toku).


Na żywo ładniejszy trochę, w kolorze szałwiowym.

Za oknem piękna pogoda (no pewnie, skoro już jestem w mieście), na targu piękne warzywa i owoce, na półkach książki, można się delektować latem, czego sobie i Wam życzę.
Dziękuję bardzo za odwiedziny i przemiłe komentarze, dobrego dnia!

PS. A książkę zakładałam delikatną zakładką z hieroglifami (pewnie wyprodukowaną w Chinach, ale co tam, wygląda jak z Egiptu prosto)


PS PS Na lipiec wylosowałam (w moim LOTTO nieczytanych) między innymi Fausta, no cóż, czekał, czekał, aż się doczekał. Trzeba przetrwać tę romantyczną dawkę. :D

18 komentarzy:

  1. Ja tylko zostawię uśmiech, bo zawsze się uśmiecham, gdy Ciebie czytam, a przecież uśmiechy zawsze wracają, prawda? :) :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że po burzy zawsze tęcza przychodzi☺️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Zresztą, jak nie przyjdzie sama, to trzeba poszukać jakiejś zastępczej. :D

      Usuń
  3. Masz rację, Sheherezada miała cel konkretny w tym wymyślaniu opowieści - próbowała przedłużyć swój żywot! Czyli niby prawda z tym zabawianiem sułtana, ale nie cała prawda.
    Taki nie za ciepły ten urlop miałaś, jak popatrzeć na odzież... >0< Dobrze, że byłaś odpowiednio wyposażona i było się w co zawijać i okutać! Zawsze to przyjemniej w robotę rąk własnych niż w masową produkcję sklepową. ^^*~~ Mam nadzieję, że lato jeszcze będzie, w Warszawie też jakoś zimnawo, niby słońce ale jak wicher zawieje!.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, zabawianie nie na tym polegało, dobrze, że Szeherezada tak świetnie opowiadała, że się sułtan zainteresował. W ogóle, jak tak pomyśleć, to kończenie odcinka serialu w najciekawszym momencie wcale nie jest takie nowe. :D
      I śmieszne trochę też, że do pisma i do opowieści już tak ogólnie przypisuje się wyższe wartości, tymczasem pismo powstało raczej po to, żeby wspomóc zapisywanie i rozliczenia. Przykre, ale co zrobić.
      Przed wyjazdem spojrzałam na prognozę i dorzuciłam wełniany sweter i mitenki z alpaki (te trochę żartem, ale pierwszej nocy to nawet w nich spałam). Skarpetki wełniane nosiłam przez trzy tygodnie pobytu. Przez tydzień za to był upał. Jeden chyba z najgorszych w czerwcu obszarów w Polsce. Ale, widok miałam cudny - te góry nawet w deszcz są ładne i dużo do dziergania i czytania. :)
      Zapowiadają słabe lato, ale zobaczymy.

      Usuń
  4. Bardzo mnie ta książka zaciekawiła, bo starożytny Egipt zawsze mnie fascynował, więc mimo tej dziwnej uwagi o Szecherezadzie chyba jej poszukam. Mam nadzieję, że więcej głupstw tam nie ma. A Fausta czytałam całkiem niedawno, w konsekwencji wcześniejszego czytania Mistrza i Małgorzaty. Obie te pozycje "przerobiłam" po raz pierwszy w czasach licealnych i jakoś nie wzbudziły mojego zachwytu, tym razem z innym podejściem i w innym tłumaczeniu okazało się jedno i drugie fajną lekturą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nie, bo większość znakomita książki opiera się raczej na konkretach a nie domysłach własnych autorki. Ale jeżeli Egipt, to polecam Ci listy Egipcjan zebrane przez Annę Swiderkówną w "Kiedy piaski egipskie przemówiły po grecku". To już czyta się trochę trudniej (nie wszystkie są porywające), ale te szczegóły - cudne!
      Mój problem jest taki, że nie lubię romantyzmu - ten język mnie drażni. No ale los to los. :)

      Usuń
    2. Mam podobny problem, ale tym razem starałam się nie zwracać uwagi na język i sam fakt, że jest to dramat, sztuka teatralna rozpisana na role, a nie powieść z tak zwanymi opisami przyrody i charakterystykami postaci. Pomógł mi trochę komentarz/posłowie tłumacza, który zwrócił uwagę na fakt, że Faust jest dla nas trudno przyswajalny, ponieważ zawiera mnóstwo odniesień i aluzji do kultury niemieckiej, w obszarze raczej Polakom nieznanym. Jak się oderwałam od nawyku intelektualnego rozkminiania treści i tego, co autor miał na myśli, wyobraziłam to sobie jako przedstawienie teatralne, to nawet się wciągnęłam i w niektórych momentach szczerze ubawiłam.

      Usuń
    3. Wstyd trochę się przyznać, ale ja nie lubię teatru. Nie wiem czemu tak mam, jakiś defekt, czy trauma, nie wiem. Zawsze więc wyobrażam sobie dramat jako powieść. :D

      Usuń
  5. A jednak prawidłowo rozwiązałam Twój quiz i odnalazłam na zdjęciu wszystkie trzy wykorzystywane i własnoręcznie udziergane "ogrzewacze". Jak dobrze, że pomyślałaś o mitenkach, bo inaczej musiałabyś ciągle trzymać w rękach kubek z gorącą herbatą, a co wówczas z robótką. Też bardzo często po przeczytaniu książek poznaję opisywane miejsca,czy też ludzi ze zdjęć w internecie. Po Twoim losowaniu zastanawiam się, czy też nie zwrócić się ponownie do "Fausta", bo kiedyś w szkole czytało się, aby uniknąć przykrych scen z polonistką. Życzę Ci dobrej pogody letniej, dobrego czasu spędzania. Uściski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam te mitenki! Mają już sześć lat, zrobione z alpaki Dropsa i są ciepłe, a dzianina jest zwarta ale lejąca, rzadko mi się udaje taki efekt.
      Ja chyba Fausta nie czytałam, polski w klasie matematycznej był na bardzo niskim poziomie. Nie lubię romantyzmu (ale wspomnienia Goethego z Włoch bardzo mi się podobały) , ale Faust ma takie treści, że chyba warto się pomęczyć. Może mi się spodoba teraz? Bo kilka lat temu próbowałam i nie wyszło. Dziękuję i pozdrawiam serdecznie ❤️

      Usuń
  6. Miałam kiedyś okres fascynacji Egiptem, przeczytałam kilka książek.
    Jak widać własnoręcznie wykonane dzianiny są bardzo przydatne. Chociaż ja bym nie pomyślała latem o mitenkach. Brawo dla Ciebie.
    Corran jest na mojej liście, ale trochę mnie odstręcza praca od dołu. Nie lubię tego sposobu.Zdecydowanie lepiej robi mi się od góry. Ale jak się chce mieć ładny cardigan, to trzeba cierpieć:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie wierzyłam, że ten wszelki wypadek się zdarzy. 😅
      Od dołu robiłam sweter raz, strasznie się męczyłam przy łączeniu rękawów z korpusem, ale to chyba najlepiej dopasowany sweter jaki mam. Trochę mam tremę, bo jutro zacznę pach, ale po siedmiu latach chyba jest lepiej ze mną, a po drugie - nie czytałam jeszcze, ale chyba podział jest klasyczny z zostawianiem oczek na rękawy. Dam znać jak poszło. Mnie bardziej martwi plisa, nie lubię dobierać oczek na plisę. No, najwyżej schudnę i zostawię bez plisy :)))))

      Usuń
  7. Nie ważne jaka pogoda, ważne w jakim się jest towarzystwie. Hehe, nie tylko książkowym towarzystwie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książkowo to ja z Herbertem spędzałam czas. Dalej spędzam, bo biografia prawie dwa tysiące stron. 😅

      Usuń

Dziękuję za komentarz