"Nabieranie oczek.
1. Nabieranie na drut określonej liczby oczek, które będą stanowiły pierwszy rządek robótki. (...)
2. Początek."
Irlandzki sweter, Nicole R. Dickson
Wszystkie początki obiecują dużo. Dlatego, będąc w szkole małą dziewczynką, tak lubiłam nowe zeszyty. Nowe zeszyty obiecywały, że będą bez kleksów, bez zagniecionych rogów, bez błędów. Równe rządki równych znaczków. A potem? Potem nie wiadomo nigdy dopóki się nie zacznie i nie skończy.
Czytam i dziergam, bo to środa u Maknety dziś.
Swetra z czekolady Ella dopiero początek, więc cały jest w obietnicach i nic nie wiadomo. Oczka zapowiadają się równo, czekoladowo na zmianę - raz gorzka, raz nadziewana (chyba śliwkami), raz jakby cynamonowa. Z taką czekoladą miło byłoby w jesienny czas. Swetra irlandzkiego już prawie koniec, więc obietnice zweryfikowane. Weryfikacja w przypadku książki jest zawsze trudniejsza niż w przypadku swetra, bo sweter jako istota niezbyt głęboka, bez dodatkowych poziomów, z dwiema tylko stronami ocenie poddaje się łatwo. Ale co sprawia, że w książce przepadamy z zachwytem albo siedzimy na pięknym brzegu z powątpiewaniem? Może ktoś wie, ja nie wiem.
Może więc podejdę po inżyniersku do tematu, czyli w punktach. Tytuł (dla mnie, czyli dla osoby zakręconej włóczkowo) nie do odparcia. Nie dość że sweter, to jeszcze irlandzki. Okładka bardzo malownicza, co zawsze jest miłym dodatkiem. No i każdy rozdział zaczyna się opisem splotu i jego znaczeniem. Są bąbelki i romby (rombów jest dużo), i są mchy, i koszyki. Okolica też, jak na Irlandię przystało, jest malownicza, z oceanem dokoła. Jest wciągająca historia, a wciągająca historia w książce to duży plus. Przy czym nie przeszkadza mi zupełnie to, że historia przewidywalna w każdym punkcie, bo tak naprawdę wszystkie historie da się sprowadzić do kilku scenariuszy i nie przewidywalność ujmuje im wartości.
Szkoda mi natomiast, że ta historia jest źle opowiedziana. Historia dobrze opowiedziana snuje się swobodnie i naturalnie, jej bohaterowie mówią i śmieją się jakby siedzieli tuż obok nas i wierzymy we wszystko co im się przytrafiło i co im się jeszcze przytrafi.
W "Irlandzkim swetrze" w nic nie wierzę, wszystko przesłania mi pani autorka, która siedzi przy herbacie i najwyraźniej w świecie się męczy dodając jednemu dwa traumatyczne przeżycia (jakby jedno było nie dość), drugiemu cudowną przemianę w pszczołach, trzeciemu czerwoną brodę i migotliwe niebieskie oczy. Oczy zawsze tu mamy migotliwe, niebo lawendowe, wyjące mewy i tabuny rowerzystów. W tym umęczeniu w ogóle przepadła Irlandia, zostały jej się tylko kamienne murki i trochę wielkich fal i przepadły (czego mi najbardziej szkoda) jej wszystkie owce. Wełna bierze się tu znikąd, a dokładniej z ciężkich worków. Może dlatego nie wiemy jaki ma zapach, jaka jest w dotyku ani jaka jest w kolorze.
Ale tak sobie pomyślałam, że nawet jeśli mój własnoręcznie wydziergany sweter w trudzie i w umęczeniu odbiega w wykonaniu od tych obietnic, które mi dawał w pierwszym rządku, to zawsze pozostaje we mnie jego wizja idealna. Wizja niegryząca, z pochowanymi magicznie nitkami, z rękawami w sam raz i długością akurat. Ta wizja osładza mi wszelkie jego niedostatki i pozwala nosić go z przyjemnością.
I dlatego też myślę sobie, jakby to było pięknie, gdyby "Irlandzki sweter" napisał ktoś inny. Za kamiennymi murkami pasłyby się w ciszy i w mokrej mgle owce, wełna miałaby ostry zapach i byłaby szorstka w dotyku. Kołowrotek furkotałby cicho, a stare swetry czekałyby na strychu aby opowiadać swoje historie młodej archeolog.
Jeżeli to wszystko sobie wyobrazimy, to lektura będzie całkiem przyjemna, albowiem "Irlandzki sweter" ma duży potencjał. Gdzieś on się tylko zagubił w realizacji.
Dziękuję bardzo za odwiedziny, przemiłe komentarze i życzę miłego dnia! :)
A tak zachęcająco się ta książka zapowiadała... No cóż... Może Pani Autorka nie dzierga? Albo robi tylko z akrylu...
OdpowiedzUsuńPrzyznaje, że dzierga. I fajne są te opisy ściegów, aż szkoda, że nie ma zdjęć. No ale pisać za bardzo nie umie, jeszcze mam wrażenie, że tłumacz (a nawet dwóch) niezbyt się przysłużyli. Ale ja całkiem tej książki nie skreślam, rzadko kiedy doceniam intencje napisania dobrej książki, bo w końcu nie intencje czytamy, ale tutaj te intencje naprawdę przebijają. Trzeba się tylko otrząsnąć z tego stylu i przebić przez papierowe postacie. No i wyobrazić sobie wyspę. I zgadnąć na jakich drutach tam dziergają. Jak można tego nie napisać? :)
UsuńOwieczka w swetrze wygląda pięknie.
OdpowiedzUsuńTak to już jest z niektórymi książkami, że nie spełniają naszych oczekiwań :(
Pozdrawiam
Tak, muszę przyznać, że jest ogromnie fotogeniczna, w życiu bym nie przypuściła. ;)
UsuńPozdrawiam!
Czytałam wiele zachwytów nad książką, ale raczej tobie uwierzę i nie sięgnę po książkę. Szkoda czasu, tyle pięknych stron jest do przeczytania. Owca w swetrze bardzo mnie rozbawiła, świetnie jej w tym kolorze:)
OdpowiedzUsuńNo ale to wiesz, bardzo indywidualne jest. :)
UsuńOwcy we wszystkim ładnie, aż jej czasem zazdroszczę. :D
Nic dodać, nic ująć:) Pięknie opisałaś tę książkę.
OdpowiedzUsuńMimo tak licznych dobrych opinii mnie też nie przypadła do gustu, fakt ten sweter mógłby u dziergać ktoś inny.
Za to smakowity obraz, który jawi się na Twoim swetrze zapowiada się obiecująco:))
Pozdrawiam:))
Dziękuję, pozdrawiam. :)
UsuńBardzo dobrze rozumiem Ciebie, bo śledząc na blogu Twoją półke literacką widzę, że sięgasz najczęściej po bardzo ambitną literaturę. I dlatego od autorki potrzebowałaś określonego poziomu, a tu jak często bywa, dobry temat przerasta mozliwości autora. Też tak czasami trafiam i męczę sie przy książce.
OdpowiedzUsuńAle- za to Twój czekoladowy będzie taki jakim go wymarzyłaś. Pozdrawiam.
Ale ja też lubię popularną literaturę, chociaż zaobserwowałam, że z wiekiem odchodzę od beletrystyki. Bajki za to lubię niezmiennie. No ale warunek mam jeden - musi być opowiedziana, bo ja uwielbiam dobrych opowiadaczy. :)
UsuńDziękuję i pozdrawiam serdecznie.
Ależ Ty potrafisz pisać o książkach. Od razu wiadomo, że jesteś pasjonatką czytania.
OdpowiedzUsuńA ten mech i koszyk to się pojawia w kontekście ściegu czy opisu przyrody? Bo moss stitch to ścieg ryżowy jest, a basketweave czyli ten koszyk to po prostu plecionka z kwadracików, o, tak wygląda:
OdpowiedzUsuńhttps://www.google.ie/search?q=basketweave+stitch&safe=off&espv=2&biw=1265&bih=618&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ved=0ahUKEwj4zvDG8MHOAhUpLsAKHetfDHUQsAQIIQ
To skłania mnie do wniosku, że tłumacze raczej nie dziergają i położyli tę książkę. "Bo to panie takie czytadło o dzierganiu, nikt nie zwróci uwagi..."
Potwierdzałoby to porównanie z angielską wersją na Amazonie: wygląda na to, że wszystko co choć odrobinę trąciło techniką dziewiarską było po prostu pomijane (definicja narzucania oczek otwierająca rozdział w oryginale zawiera listę technik używanych w tym celu, od razu widać że jest to fragment jakiegoś podręcznika, to chyba jakas fikcyjna książka, wymyślona na potrzeby tej opowieści). Owszem technika pisarska prymitywna - trochę jak u dwunastolatki opowiadającej od zdania do zdania żeby było łatwiej i tracącej z oczu całość. I opisująca życie dorosłych tak jak dwunastolatka o nieco melodramatycznych tendencjach może je sobie wyobrażać.
Doczytałam, że ten prom płynął z Doolin, czy ta bohaterka na wyspy Aran płynęła? Bo właśnie wróciłam z Inishmore i trochę mi się kręci w głowie, ale powiem szczerze, że przewodnik miał więcej talentu jak o tym wszystkim opowiadał. Ruiny Siedmiu Kościołów i najmniejszy kościół na świecie i potężny fort na jeszcze potężniejszym klifie przeplatane informacjami w rodzaju "o tutaj po prawej widzicie pocztę jest czynna trzy dni w tygodniu a tu obok bank i kasa pożyczkowa, dwa razy w tygodniu". I te murki na wysokość owcy, i ten dom "tam po prawej, widzicie? Najbliżej oceanu jak to tylko możliwe". I taki mały budyneczek, rzucający wyzwanie oceanowi "No dalej, pokaż co potrafisz" - jak terier wśród budynków. I ten taki olimpijski spokój "Mamy tu takie powiedzenie, że na stałe to tylko skały, piasek i woda. Wszystko inne przychodzi i odchodzi". I tak sobie patrzyłam i patrzyłam, a potem tylko bezradnie mówiłam do mężczyzny mojego "Ale ja nie chcę stąd wyjeżdżać..."
Tak, oczywiście mech dotyczył ściegów. "Mech (amerykański ryż)" - nie zwróciłam na to uwagi. No, polski akurat też ryż. Tak to wyglądało: "Po obu stronach części środkowej maté bąbelki z angory, dalej wykonać pas pojedynczych zygzaków ze ściągaczem. Na krawędziach mech." Ciekawią mnie też maté bąbelki, ale nie znalazłam.
Usuń:)